Prokuratura okręgowa w Tarnobrzegu oskarża pięciu mężczyzn, którzy na podstawie akcji przedwojennej spółki Giesche starali się o zwrot majątku lub odszkodowanie. Nie poinformowali sądu, że akcje mają wartość jedynie kolekcjonerską. Utrzymują, że działali zgodnie z prawem. Grozi im do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", żeby zrozumieć ten mechanizm, trzeba cofnąć się do roku 1704, kiedy to cesarz Leopold I nadaje rodowi Giesche prawo monopolu na wydobywanie galmanu na Śląsku. Rodzina bogaci się w zawrotnym tempie, bo zaczyna wydobywać też węgiel kamienny.
Do rodzinnej firmy, która z czasem przyjmuje nazwę Die Bergwerks-Gesellschaft Georg von Giesches Erben należy m.in. huta w Szopienicach, kopalnia węgla Wieczorek, kopalnia rud cynku i ołowiu w Piekarach Śląskich. W Katowicach przy swoich zakładach firma buduje potężne osiedla robotnicze: Giszowiec i Nikiszowiec. To olbrzymi majątek.
Historię firmy poznał Marek N. z Pomorza, któremu kilka lat temu nadarzyła się nie lada okazja. Ryszard Kowalczuk, 80-letni kolekcjoner, zgadza się odsprzedać mu pakiet 172 przedwojennych akcji Giesche. Marek N. razem z radcą prawnym Leszkiem P. sprawdzają: spółka nigdy nie została wykreślona z rejestru, część nieruchomości została jej odebrana na podstawie dekretu o mieniu poniemieckim, a jeszcze przed wojną ród Giesche sprzedał udziały w spółce Amerykanom. Z taką wiedzą i akcjami Marek N. idzie do sądu i żąda upoważnienia do zwołania walnego zgromadzenia akcjonariuszy spółki. Sąd daje takie prawo. Właściciele akcji podejmują uchwałę o reaktywacji firmy i wpisują ją do Krajowego Rejestru Sądowego. W katowickich sądach zakładają sprawy, które mają umożliwić im zwrot przedwojennego majątku.