Podatnicy zapłacą tylko 1,37 euro, czyli 5,90 zł za jeden dzień nicnieróbstwa sądu. Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka to jedna z najwyższych kar jakie Trybunał w Strasburgu przyznał w polskich sprawach z tytułu przewlekłości postępowania. Krzysztof Sobczak, publicysta prawny, zastanawia się kiedy ze strasburskiego trybunału znikną tak absurdalne sprawy, jak sprawa Alicji Sokołowskiej, którą sądy zajmowały się 24 lata.

Postępowanie z powództwa Sokołowskiej rozpoczęto w 1984 roku. Decyzję sądu pierwszej instancji skarżąca otrzymała dopiero po 18 latach od jego rozpoczęcia. Stała się prawomocna 15 maja 2006 roku. W trakcie trwania postępowania Sokołowska dwukrotnie składała skargi na przewlekłość postępowania. Pierwszą 25 stycznia 2005 roku wniosła do Sądu Rejonowego w Nowym Dworze Mazowieckim, w którym to wieloletnie postępowanie miało miejsce. Jednocześnie prosiła o przekazanie tej skargi do Sądu Rejonowego w Warszawie. Sąd ją odrzucił ze względów formalnych; uznał, że skarga nie zawiera wyraźnego żądania stwierdzenia przewlekłości postępowania. Parę miesięcy później Sokołowska złożyła kolejną skargę na przewlekłość postępowania, która tym razem spełniała wszystkie wymogi formalne. Jednak Sąd Rejonowy w Warszawie oddalił skargę jako niezasadną. Pewnie sędziowie uznali, że to tylko głupie 18 lat, a już kobieta się czepia.

Tymczasem Trybunał w Strasburgu uznał, że decyzja sądu w przypadku pierwszej skargi na przewlekłość była wyrazem bardzo ścisłego i czysto formalistycznego podejścia do interpretacji ustawy dotyczącej skarg na przewlekłość postępowania.  - Trybunał uznał też - czytamy w komunikacie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - że w tej sprawie długość postępowania była nadmierna, a sąd nie wypełnił wymogu rozpatrzenia sprawy w rozsądnym terminie. Trybunał zauważył, że odrzucając skargi skarżącej na przewlekłość postępowania w jej sprawie, Sąd Rejonowy w Warszawie także nie spełnił standardów, które byłyby w zgodzie z zasadami zawartymi w dotychczasowym orzecznictwie Trybunału.

Helsińska Fundacja zwraca też uwagę na fakt, że kara wyznaczona w tej sprawie jest jedną z najwyższych, jakie Trybunał w Strasburgu przyznał w polskich sprawach z tytułu przewlekłości postępowania. Rzeczywiście 12 tys. euro to spora kwota, ale jeśli przeliczy się ją na dni, to wychodzi, że zapłacimy (podatnicy) tylko 1,37 euro, czyli 5,90 zł za jeden dzień nicnieróbstwa sądu. To już nie brzmi tak poważnie jak 12 tys euro. Nie do akceptowania jest taka sytuacja, że do Strasburga ciągle wpływają kolejne sprawy na opieszałość polskich sądów.

Ministerstwo Sprawiedliwości wprawdzie mówi o poprawie w tej dziedzinie i podaje potwierdzające to statystyki, może więc nie będzie już takich rekordów jak ten (24 lata!). Ale czy jak już znikną ze strasburskiego trybunału takie absurdalne sprawy, to nie trafią do niego skargi na obecne paroletnie procesy? Dziś cieszymy się, że już takich rekordów, jak ten z Nowego Dworu Mazowieckiego, nie ma (?), ale czy za jakiś czas proces trwający kilka lat nie będzie uznawany za nadmiernie długi i naruszający prawa człowieka?