"Nie tylko studenci korzystający z programu Erasmus, ale również kraje będące w potrzebie, a także Polska, bardzo by straciły, gdyby nie było nowelizacji budżetu na bieżący rok" - powiedział komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski polskim dziennikarzom w środę.

We wtorek Parlament Europejski zerwał negocjacje z Radą UE (ministrowie finansów krajów członkowskich) w sprawie budżetu UE na rok 2013 oraz nowelizacji tegorocznego budżetu UE. PE tłumaczył swe stanowisko tym, że jego partner w rozmowach, czyli Rada UE, nie może się porozumieć co do załatania dziury finansowej za rok 2012, wynoszącej blisko 9 mld euro, w tym głównie na projekty realizowane z funduszy spójności, ale też na program wymiany studentów Erasmus.

"Naszym zadaniem będzie doprowadzenie jak najszybciej do ponownego spotkania zwaśnionych stron, z których każda ma swoje racje, i znalezienie rozwiązania przed 1 stycznia 2013 r." - powiedział komisarz.

"Bardzo żałuje, że nie udało się osiągnąć porozumienia. Tak, jest ryzyko, że nie będzie środków na kontynuację Erasmusa. Musimy coś wymyślić, by młodzie ludzie nie cierpieli z powodu naszych wewnętrznych problemów ze znalezieniem porozumienia" - powiedział jeszcze we wtorek minister ds. europejskich Cypru Andreas Mawrojanis.

Według Lewandowskiego Polska w samej polityce spójności mogłaby stracić w przypadku braku porozumienia ws. nowelizacji budżetu UE na rok 2012 "ponad 1 mld euro". Źródła w PE poinformowały PAP, że to nawet 1,5 mld euro. Chodzi o zwrot już poczynionych przez Polskę wydatków na inwestycje, do których finansowania KE się zobowiązała. Na zwrot środków z Brukseli w wysokości 508 mld euro czeka też pogrążona w kryzysie finansów publicznych Grecja.

"To waży w bilansie narodowym, ale tym bardziej waży to w krajach zagrożonych kryzysem, takich jak Grecja, Portugalia, Hiszpania, Włochy. To są kraje, które powinny oczekiwać dużo więcej niż Polska jeszcze w tym roku" - podkreślił komisarz. Wyraził nadzieję, że kraje i PE przyjmą nowelizację i dotrzymają zobowiązań.

Źródła w KE wskazują, że w przypadku zwrotów środków dla prywatnych firm, KE będzie zmuszona płacić karne odsetki za opóźnienia. Teoretycznie, gdyby impas przeciągał się w nieskończoność, kraj może nawet pozwać KE do Trybunału Sprawiedliwości, że nie wywiązuje się ze zobowiązań.

KE zaproponowała w nowelizacji budżetu 2012, by brakujące środki pokryć z jednej strony z dochodów z grzywien, jakie firmy prywatne płacą m.in. za zawiązywanie karteli. To około 3,1 mld euro. Normalnie te dodatkowe dochody powinny zmniejszyć składki państw do unijnej kasy. Resztę, czyli 5,9 mld euro, kraje miałyby dołożyć zwiększając swe płacone co miesiąc składki do budżetu UE oparte na PKB.

Ale płatnicy netto - Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Szwecja, Holandia, Finlandia, Dania i Austria - zażądali, by całość pokryć z niewydanych środków z budżetu UE szacowanych przez nich na 15 mld euro, choć KE zapewniała, że takich pieniędzy nie ma.

Na rok 2013 - ostatni w ramach bieżącego wieloletniego budżetu UE - KE zaproponowała budżet w wysokości 138 miliardów euro, czyli o 9 mld (6,8 proc.) większy niż w 2012 roku. Kraje UE już w połowie roku opowiedziały się za znaczną redukcją - według nich wzrost w stosunku do bieżącego roku powinien wynieść tylko 2,7 proc. Wielka Brytania, Szwecja i Holandia zażądały jeszcze większych cięć.

Porażka tzw. koncyliacji budżetowych na rok 2013, których termin minął o północy we wtorek, sprawia, że KE jest teraz zmuszona przedstawić zupełnie nową propozycję. Niewykluczone, że nastąpi to w piątek.

Mawrojanis przyznał we wtorek, że brak porozumienia w sprawie budżetu rocznego psuje atmosferę przed szczytem ws. budżetu wieloletniego na lata 2014-2020, który odbędzie się 22-23 listopada. "Od początku staramy się oddzielić te negocjacje, ale gdybyśmy osiągnęli porozumienie, to byłaby nowa dynamika i większe szanse na sukces na szczycie" - powiedział.

Z Brukseli Inga Czerny

icz/ kot/