Również akcje notowane na warszawskiej giełdzie powinny przynieść zysk. Analitycy, pytani przez gazetę, przewidują, że indeks WIG może zyskać w skali roku niecałe 13 proc. Jednak dla GPW dużym ciosem może być zmiana w zasadach wpłacania części naszych zarobków do OFE. Nie wiadomo bowiem, jak fundusze będą inwestować w nowej sytuacji. Z pewnością mniejsze przychody ze składek spowodują obniżenie wysokości kwot przeznaczanych przez nie na zakupy akcji. Ankietowani są jednak przekonani, że rozpoczęty właśnie rok będzie się charakteryzował dużymi wahaniami kursów. Przyczynią się do tego kolejne informacje o kryzysie, dochodzące z Eurolandu. Oprócz papierów wartościowych, analitycy stawiają na złoto. To ono ma przynieść największy zysk w 2011 r. Niektórzy przewidują nawet, że jego cena pójdzie w górę o 50 proc. Także inne metale szlachetne będą drożały. Rozwój sytuacji w UE, a szczególnie stan finansów Hiszpanii i Portugalii, może mieć decydujące znaczenie dla rozwoju wydarzeń na giełdach. Pomyślne zakończenie kłopotów strefy euro otworzy niejako drogę do wzrostów.  Jedynie waluty, zdaniem analityków, nie dadzą zarobić w 2011 r. - pisze "Rzeczpospolita"

Tymczasem według Richarda Urwina, Dyrektora ds. Inwestycji Zespołu Funduszy Powierniczych BlackRock, zwroty z akcji w 2011 r. będą w wysokim stopniu zależeć od cyklu globalnego: wyceny nie są obecnie wystarczająco dobre, by zapewnić wzrosty na rynkach akcji w przypadku rozczarowującego wzrostu gospodarczego, nawet jeśli nie będzie to całkowita recesja. Ponadto wzrost zysków przedsiębiorstw mógłby zwolnić w stosunku do intensywnego tempa, które utrzymywało się mniej więcej przez cały zeszły rok. Podobnie, jeżeli utrzyma się umiarkowanie korzystny etap cyklu gospodarczego, większość form kredytu powinna przynosić zwroty lepsze od inwestycji w obligacje skarbowe. - Niskie rentowności obligacji skarbowych mogą się utrzymać w średnim terminie: aby w 2011 r. mogły znacząco wzrosnąć, musiałby zostać spełniony jeden z dwóch warunków – globalne ożywienie lub inflacja musiałyby przyspieszyć na tyle, by banki centralne porzuciły swoją politykę łatwego pieniądza i szybko podniosły stopy procentowe, albo musiałyby się pojawić obawy przed znaczącymi i trwałymi deficytami budżetowymi - mówi Urwin.