– Powinniśmy zastanowić się nad tym, czy są inne, dodatkowe elementy wsparcia – mówi Marek Sienkiewicz, szef zespołu do spraw specjalnych stref ekonomicznych w Deloitte.

Zdaniem ekspertów, zwolnienia z niektórych podatków wciąż są dla potencjalnych inwestorów atrakcyjnym instrumentem wsparcia. Problem w tym, że w świetle obowiązujących przepisów, specjalne strefy ekonomiczne będą działać tylko do 2020 roku.

– Mamy rok 2012, jeśli nowy inwestor wybiera działkę w strefie i tam zainwestuje, to zanim się wybuduje, zanim jego biznes zacznie działać na 100 proc. i zacznie w końcu osiągać dochody, to miną kolejne 2-3 lata – tłumaczy w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Marek Sienkiewicz, starszy menedżer w Deloitte. – Efekt jest taki, że zostanie mu tylko 5 lat korzystania z tej ulgi podatkowej.

Dla przedsiębiorców, którzy chcieliby ulokować tam swój biznes, może się to okazać zbyt krótkim okresem, co zniechęci ich do inwestycji w SSE. Tym bardziej, że konkurujemy w tym zakresie z sąsiadami, czyli m.in. Czechami i Słowacją, gdzie system zachęt jest znacznie bardziej rozbudowany.

Ruch należy teraz do rządu. Ministerstwo Gospodarki przygotowało rozporządzenie przedłużające funkcjonowanie stref o kolejne sześć lat. W najbliższym czasie ma się nim zająć rząd. Na jesieni na posiedzenie Rady Ministrów trafi również projekt ustawy, nad którą pracuje resort gospodarki. Nowe przepisy obejmują nie tylko zmianę terminu działania SSE, ale również modelu ich funkcjonowania.

– Bez wydłużenia specjalnych stref ekonomicznych ciężko jest wskazać, czy będziemy mieli jakąkolwiek inną, konkurencyjną formę zachęty – zauważa Sienkiewicz. – Dlatego 2026 rok wydaje się być absolutnym minimum w chwili obecnej.

Szef zespołu ekspertów do spraw specjalnych stref ekonomicznych w Deloitte uważa, że rząd powinien również rozważyć wprowadzenie dodatkowych zachęt dla inwestorów.

– Sama ulga z podatku dochodowego od osób prawnych nigdy nie będzie elementem, który wystarczy nam do tego, żeby ich przyciągnąć – mówi Marek Sienkiewicz, dodając, ze trzeba pracować nad nowymi instrumentami, jak i rozwijać mechanizmy, które już dziś są w naszym zasięgu.

Jednym z rozwiązań są inicjatywy klastrowe. Za takim pomysłem opowiedział się niedawno wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jak oceniają eksperci, w firmach działających w specjalnych strefach ekonomicznych tkwi duży potencjał rozwojowy.

– Potrzeba teraz próby aktywizacji tego potencjału i wskazania, że ci przedsiębiorcy będą reinwestować albo pojawią się nowi, nie tylko dzięki temu, że mają ulgę z CIT-u, ale też dzięki temu, że mają swoich potencjalnych kooperantów w okolicy, jednostki naukowe, które będą z nimi współpracować – mówi ekspert Deloitte.

Sienkiewicz zwraca uwagę na fakt, że tego typu inicjatywy rozwijają się latami, czego dobrym przykładem mogą być nasi zachodni sąsiedzi. Niemcy od kilkudziesięciu lat pracują nad rozwojem powiązań kooperacyjnych, co przynosi już oczekiwane efekty.

Według eksperta, budowaniem sieci powiązań między firmami mogłyby się zajmować zarządy specjalnych stref ekonomicznych.

– Strefy już to robią, z większym lub mniejszym powodzeniem. Pytanie, czy nie trzeba opracować bardziej szczegółowej strategii w tym zakresie – zastanawia się ekspert.

I proponuje wprowadzenie systemu dodatkowych zachęt dla przedsiębiorców, którzy współpracują z lokalnymi, polskimi firmami, niekoniecznie znajdującymi się na obszarze strefy oraz z uczelniami czy jednostkami badawczo–naukowymi, będącymi kluczowym elementem w rozwoju klastrów.

– Chodzi o to, żeby szczególnie zagraniczni przedsiębiorcy, którzy stanowią większość inwestorów w SSE, zaczęli współpracować z jednostkami badawczymi w Polsce, a nie tak, jak dotychczas, za granicą – zwraca uwagę Marek Sienkiewicz.

W Polsce zlokalizowanych jest dziś 14 specjalnych stref ekonomicznych. Według ocen resortu gospodarki, dzięki ich funkcjonowaniu powstało ponad 250 tysięcy miejsc pracy, a inwestycje sięgnęły około 80 miliardów złotych.

©Newseria