Temat osób świadczących usługi jako kurierzy rozwożący paczki czy posiłki był niedawno tematem posiedzenia sejmowej podkomisji stałej do spraw regulacji prawnych dotyczących algorytmów cyfrowych. Jak nieoficjalnie dowiedział się serwis Prawpo.pl, posłowie z podkomisji pracują nad przepisami na wzór hiszpański, które wkrótce zamierzają przedstawić.

Hiszpania tak zmieniła prawo, by wymogiem było zatrudnienie wszystkich osób świadczących usługi za pośrednictwem platform cyfrowych,  czyli aplikacji, przez które można złożyć zamówienie na określoną usługę, na umowę o pracę. Pytanie tylko, czy wprowadzenie takiego wymogu w naszym kraju faktycznie rozwiąże istniejące problemy.

KE chce uregulować pracę za pośrednictwem e-platform [projekt UE] >

Praca w bardzo szarej strefie

– Taka forma „zatrudnienia” to faktycznie wyzysk pracowników. Nie ma mowy o żadnej ewidencji czasu pracy, pracy w godzinach nadliczbowych czy pracy w porze nocnej. Także inspekcja pracy nie ma możliwości kontroli takich podmiotów, ponieważ oficjalnie nie zatrudniają żadnych pracowników. Obawiam się jednak, że u nas nawet wprowadzenie rozwiązań unijnych, gdy projektowana obecnie dyrektywa UE o platformach internetowych stanie się prawem, nie rozwiąże tego problemu – mówi dr Liwiusz Laska, adwokat, b. przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, pełnomocnik Związku Metalowców i Hutników. Wszystko dlatego, że – jak twierdzi - mamy wciąż nierozwiązaną kwestię umowy zlecenia, a właściwej jej definicji. – Jako członkowie Komisji Kodyfikacyjnej nie byliśmy za zlikwidowaniem umów zlecenia jako takich, ale za takim jej zdefiniowaniem, aby ukrócić wszystkie istniejące patologie – podkreśla dr Laska. Według niego, przykładem takiej patologii jest praca osób „zatrudnionych” przez aplikację.   

Czytaj również: Pracownika można wykończyć algorytmem - potrzebne zmiany>>

Pracownicy, którzy nie są pracownikami

O tym, jak wygląda „praca” osób zatrudnionych przez aplikację mówił w trakcie posiedzenia sejmowej podkomisji przedstawiciel pracowników. Pytany o to, na podstawie jakiej formy zatrudnienia świadczą usługi, powiedział: - Otóż, jeżeli chodzi o formę zatrudnienia to nie jesteśmy związani żadną umową. Po prostu mamy założone konto na aplikacji, a umowę mamy podpisaną z tzw. partnerem rozliczeniowym, który dostaje przelew od firmy i następnie za to rozliczenie pobiera jakąś kwotę. To są kwoty około 20–40 zł, zależy od partnera rozliczeniowego. I z tym partnerem rozliczeniowym mamy podpisaną umowę zlecenie na 3 godziny tygodniowo. Resztę pieniędzy mamy wypłacanych z umowy najmu pojazdu, żeby uniknąć podatku, składek zdrowotnych, aby to wychodziło jak najkorzystniej dla nas.

Czytaj w LEX: Zadaniowy czas pracy – czy zawsze jest uzasadniony? >

Więcej światła na sprawę rzuca dr Liwiusz Laska, który w posiedzeniu podkomisji brał udział jako doradca Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. – „Pracownicy” zarabiają głównie na wynajmie roweru czy samochodu, a świadczona przez nich praca to zaledwie 3 godziny tygodniowo. Firma jest „kryta”, bo taki pracownik ma umowę zlecenia podpisaną z pośrednikiem, czyli partnerem rozliczeniowym, który z wypłacanego mu „wynagrodzenia” potrąca jeszcze swoją prowizję. Gdyby taka osoba pracująca dla platformy cyfrowej miała podpisaną umowę o pracę to taki pośrednik, którego rolą jest zbicie kosztów do minimum, w ogóle nie miałby racji bytu – mówi dr Laska.

- Praca za pośrednictwem platform to element tzw. gig economy, czyli elastycznej pracy od zlecenia do zlecenia. W pewnych sytuacjach ma ona swoje zalety. To może być sposób na dorywcze, dodatkowe zatrudnienie dla osób, które z różnych względów nie są zainteresowane długoterminową, stabilną pracą. Jej mankamentem jest brak zabezpieczenia socjalnego – mówi Magdalena Januszewska, radca prawny, specjalizująca się w prawie pracy, ubezpieczeń i zabezpieczenia społecznego. Jak tłumaczy, taka osoba nie ma ochrony socjalnej ani jako pracownik, ani nawet jako zleceniobiorca. – Zasadniczym problemem jest jednak to, że platformy to dla wielu osób jedyna możliwość zarobkowania – mówi mec. Januszewska. I dodaje: - Prowadzi to do wypierania osób, które chciałyby funkcjonować na rynku pracy jako pracownicy, ale z braku innej możliwości, godzą się na warunki dyktowane przez platformy. „Ucywilizowanie” tej formy zatrudnienia to ważne wyzwanie.

 


Zatrudnienie pracownicze?

Zdaniem Pawła Korusa, radcy prawnego, partnera w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy, byłego wieloletniego sędziego sądu pracy, sprawa jest mocno dyskusyjna. - Komisja Europejska chce się tym zająć na poziomie Unii. Tym niemniej, gdyby się komuś chciało, to już dzisiaj można twierdzić, że mamy do czynienia z zatrudnieniem pracowniczym (w oparciu o definicję z art. 22 par. 1 K.p.). Mylnie bowiem utożsamia się „kierownictwo” pracodawcy wyłącznie z podporządkowaniem poleceniom – mówi mec. Korus. Jak tłumaczy, podporządkowanie w zakresie „organizacji zleceń” również jest formą kierownictwa. - Skoro w ramach tych platform dochodzi do zorganizowania pracy (zleceń) to mamy do czynienia z podporządkowaniem. To, że bezpośrednim odbiorcą usługi nie jest „organizujący”, nie ma większego znaczenia, bo niewątpliwie jest beneficjentem (czerpie korzyść) z pracy wykonywanej przez tych kurierów. Notabene konstrukcja zbliżona jest do pracy tymczasowej – podkreśla mec. Paweł Korus. A jak już przeszlibyśmy na zatrudnienie pracownicze, to sprawa jest prosta – obowiązują oczywiście normy czasu pracy.

LINIA ORZECZNICZA: Podporządkowanie jako cecha odróżniająca stosunek pracy od innych form zatrudnienia >

- W mojej ocenie, jakby się „porządnie” nad tym pochylić, można by na gruncie obecnych przepisów ustalić w takich sytuacjach zatrudnienie pracownicze. Natomiast do rozważenia jest nowelizacja przepisów Kodeksu pracy (w duchu proponowanym przez Komisję Kodyfikacyjną w 2016 r.) pod kątem wprowadzenia bardziej elastycznych rozwiązań w zakresie czasu pracy i podstaw zatrudniania, pozostając jednak przy zatrudnieniu pracowniczym – zaznacza mec. Paweł Korus.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Przepisy [PRZEDSPRZEDAŻ] ebook >>


Temat do dyskusji

- Temat tzw. platform cyfrowych to kilka istotnych zagadnień, które należy przeanalizować przed ewentualną diagnozą potrzeb ingerencji ustawodawcy – uważa Robert Lisicki, dyrektor Departamentu Pracy Konfederacji Lewiatan. I wylicza: - Po pierwsze – to jest sama kwestia definicji, czyli tego, co rozumiemy pod pojęciem platformy cyfrowej. Projekt dyrektywy unijnej zawiera bardzo obszerną definicję świadczenia usługi,  jest świadczona, przynajmniej częściowo, na odległość za pośrednictwem środków  elektronicznych, w tym strony internetowej lub aplikacji mobilnej. Co może skutkować tym, że obejmowałaby także osoby wykonujące pracę zdalną czy hybrydową.

Lisicki przyznaje, że od tematu zatrudniania pracowników za pośrednictwem platform internetowych nie uciekniemy, ale – jak twierdzi – potrzebna byłaby debata. – Projekt dyrektywy odnosi się nie tylko do transgranicznego świadczenia usług. Na pewno jednak trzeba zastanowić się, co rozumiemy pod pojęciem platformy cyfrowej. W tym względzie czeka nas dyskusja nad zdiagnozowaniem wyzwań  – podkreśla Robert Lisicki.