Obecny projekt ustawy o ochronie osób zgłaszających naruszenia prawa jest kolejną wersją dokumentu, który powstał w poprzedniej kadencji rządu. Ustawa ma wdrożyć do polskiego porządku prawnego dyrektywę 2019/1937 z dnia 23 października 2019 r. w sprawie ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii. Polska ma już ponad dwuletnie spóźnienie w implementacji dyrektywy. W związku z tym Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jeśli Polska nie wdroży dyrektywy przed wyrokiem TSUE, grożą jej surowe kary.

Teraz projekt ustawy jest dalej procedowany przez nowy rząd, ale do jego ostatecznego i przejrzystego kształtu jeszcze daleko. Nieustannie wzbudza wiele emocji.

Czytaj również: Ochrona sygnalistów to przede wszystkim realizacja prawa do swobody wypowiedzi>>

Konieczne są konsultacje społeczne projektu ustawy o sygnalistach

Potwierdził to podczas seminarium „Sygnalizowanie naruszeń prawa. Czy projekt ustawy wymaga zmian?”, zorganizowanej przez Konfederację Lewiatan i Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego (WPiA UJ), Marcin Stanecki, radca prawny, dyrektor departamentu prawa pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS). – Nie było aktu prawnego, którego dotyczyłoby tyle uwag. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie otrzymywali pytań w tej sprawie. Wciąż nad nią pracujemy – powiedział. Ustawa jest złożona i interdyscyplinarna – dotyczy wielu gałęzi prawa.

Równocześnie mec. Stanecki zdementował informację, że ustawa miałaby wejść w życiu już w marcu. – Myślę, że może to być perspektywa kilku miesięcy – zaznaczył. Tymczasem Konfederacja Lewiatan zapowiedziała, że będzie prosić resort o konsultacje społeczne do obecnego projektu. – Rozumiem wyzwania tego projektu, który jest bardzo złożony. Wystąpimy do ministerstwa o jeszcze jedną turę konsultacji – zapowiedział Robert Lisicki, radca prawny, dyrektor Departamentu Pracy Konfederacji Lewiatan. Zapowiedział, że w zgłoszonych do resortu sprawach znajdzie się na pewno kwestia grup kapitałowych i możliwości wspólnego tworzenia narzędzi ochrony sygnalistów czy uznawanie anonimowych zgłoszeń sygnalnych. – Zgadzamy się z tym, żeby sam pracodawca mógł podjąć decyzję, czy będzie przyjmował anonimowe sygnały o naruszeniach – dodał Robert Lisicki. Jak zapowiedział mec. Marcin Stanecki z resortu pracy, ustawodawca proponuje takie rozwiązanie. – Obecnie ustawa decyduje, że anonimy nie będą rozpatrywane. Dostaliśmy w tej kwestii wiele rozbieżnych opinii i wybieramy rozwiązanie pośrodku. To znaczy, że pracodawca w wewnętrznych regulaminach może ustalić, czy decyduje się takie zgłoszenia przyjmować. Zostawiamy decyzję pracodawcy - powiedział. Mec. Stanecki nie odniósł się natomiast do pytania, czy będą ponowne konsultacje publiczne projektu, uznając, że jest to kwestia polityczna, na którą nie będzie odpowiadał.

 


Zaświadczenie o byciu sygnalistą nie będzie konieczne

Marcin Stanecki podkreślił, że do projektu ustawy wrócił Rzecznik Praw Obywatelskich, który ma być organem centralnym odpowiedzialnym za realizację ustawy. Pierwotnie miała nim być Państwowa Inspekcja Pracy. Jak dodał, zaświadczenie o byciu sygnalistą nie będzie obligatoryjne, ale fakultatywne, a ochrona sygnalisty będzie od momentu zgłoszenia przez niego naruszenia prawa, a nie od dostarczenia przez niego zaświadczenia. Przedstawiciel resortu potwierdził także, że grupy kapitałowe będą mogły tworzyć wspólne narzędzia ochrony sygnalistów. Jednak obecnie nie ma takiego zapisu w projekcie ustawy. Z drugiej strony prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk, radca prawny, partner zarządzający w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy, wykładowca w Katedrze Prawa Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwrócił uwagę, że to korzystne rozwiązanie, ale nieracjonalne wobec małych firm (zatrudniających np. 250 osób), które będą musiały to robić same.

Czytaj również: Nowe projekty - stare problemy, czyli o rodzącym się modelu ochrony sygnalistów>>

Potrzebne dokumenty wzorcowe dla firm

Wskazał także na zupełnie inny kontekst projektu ustawy. W opinii prof. Sobczyka, kluczowe jest zrozumienie, że w implementowanej dyrektywie kwestia sygnalistów jest tylko wtórna.To najbardziej kompromitująca dyrektywa unijna, ale nie dlatego, że wprowadza procedury, ale dlatego, że oszukuje. Sygnaliści są w niej wtórnym tematem, na marginesie. Natomiast jest to dyrektywa o tym, że przedsiębiorcy będą ponownie za prywatne pieniądze finansować postępowania publiczne i w interesie publicznym – powiedział. Jak dodał, nie ocenia tego źle, natomiast podkreśla, że interes przedsiębiorcy jest w tym dokumencie wtórny. Zasadniczo dyrektywa chroni interes publiczny. W jego opinii w projekcie należy wiele poprawić, choć - jak zaznaczył - jest on dużo lepszy niż początkowe propozycje sprzed dwóch lat. – Należałoby zdefiniować podmiot, który musi te procedury wprowadzać, ponieważ dyrektywa używa szerokich pojęć – podkreślił. Jak dodał, należy również jasno odpowiedzieć na pytanie, czy do liczby osób zatrudnionych wliczać osoby zatrudnione na podstawie innych umów niż umowa o pracę. Ma to znaczenie dla przedsiębiorców, gdyż po przekroczeniu progu zatrudnienia 250 osób, zmienia się ich sytuacja. Konfederacja Lewiatan także i tę kwestię zamierza dyskutować z resortem pracy.

 


Czy przepisy o sygnalistach nie będą martwe

Prof. Sobczyk podkreślił także, że pierwszym poziomem ochrony sygnalisty jest to, że pracodawca nie ma wiedzy, że on tym sygnalistą jest. – Tymczasem projekt ustawy sugeruje, że to jest wiadome. Ta ustawa musi nazwać sygnalistów np. jako inspektorów. Te osoby mają być niezależne – mówił profesor. Taką rolę mogłyby pełnić np. służby BHP lub Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Stoi także na stanowisku, że ustawodawca powinien wesprzeć przedsiębiorców poprzez opracowanie dokumentów wzorcowych i procedur, jak ma wyglądać ich przeprowadzanie. Jak zauważył, projekt ustawy jest tak nieprecyzyjny, że może być martwy.

Taka opinia bliska jest też mec. Marcinowi Maciejakowi z Luxoft Poland, członka Konfederacji Lewiatan. Podkreślił, że dyrektywa przełożona na polskie prawo, powinna uwzględniać jego specyfikę. – A tą specyfiką jest, że wciąż w naszej mentalności od sygnalisty do donosiciela jest blisko. Główną sprawą w projekcie ustawy nie jest kanał komunikacji wewnętrznej – to jest marchewka. Kijem natomiast jest ryzyko instrumentalnego traktowania rozwiązań. Jak tłumaczy, jeśli w firmie są związki zawodowe i jest z nimi komunikacja, nie powinno być problemu z wdrożeniem rozwiązań dotyczących ochrony sygnalistów. Jednak dla wielu firm może to być tylko obowiązek formalny. Ustawa nie jest specjalnie oczekiwana przez związki zawodowe, jak zauważył Paweł Galec, radca z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ). – Choć te przepisy mogą być dobrym narzędziem dla związków zawodowych i na pewno będą przez nie wykorzystywane. Jak podkreślił, już teraz pracownicy niejednokrotnie zgłaszają problemy do związków więc pełnią one rolę sygnalistów już dziś.

Czytaj więcej: Sygnaliści na rządowej agendzie, czyli śpieszmy się powoli>>

Potrzebne przejrzyste rozwiązania

Ustawa o ochronie osób zgłaszających naruszenia prawa ma wprowadzić przejrzyste i efektywne instrumenty informowania o naruszeniu prawa, które wzmocnią w odbiorze społecznym instytucję sygnalisty. Jak zauważa Konfederacja Lewiatan, ma to służyć zarówno poszczególnym przedsiębiorstwom jako mechanizm wczesnego ostrzegania umożliwiający ochronę interesów przedsiębiorstwa, jak i szerzej gospodarce, gwarantując równe zasady wszystkim jej uczestnikom. Przepisy muszą zapewniać poczucie bezpieczeństwa osobom sygnalizującym nieprawidłowości, a przedsiębiorcom przejrzyste i przystępne instrumenty rozpatrywania zgłoszeń.