Rząd, pracodawcy i związkowcy mają różne propozycje wysokości płacy minimalnej w przyszłym roku. Resort rodziny, pracy i polityki społecznej proponuje 2450 zł brutto, związkowcy oczekują o 70 zł więcej (czyli 2520 zł), a pracodawcy najchętniej widzieliby 2387 zł. Porozumienie jest praktycznie niemożliwe do osiągnięcia. I tak jest każdego roku. Z czego wynikają te różnice i dlaczego jest to tak trudne?

Ludzie upierają się, że istnieje minimalna stawka, a w rzeczywistości są przecież osoby gotowe do pracy bez żadnego wynagrodzenia - tylko po to, by uzyskać jakieś umiejętności. Wartość pracy jest zróżnicowana i może być przecież ujemna - o tym się zapomina. Warto zastanowić się, czy ta konstrukcja jest w ogóle potrzebna, a jeśli już upieramy się, żeby taką stawkę ustalić, to okazuje się, że ma ona znaczenie tylko dla tych pracowników, których praca jest relatywnie niewiele warta, którzy wykonują czynności proste, powtarzalne, łatwo dające się zautomatyzować. Przecież ekspertów, którzy zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych, w ogóle te ustalenia minimalnej stawki nie interesują.

Jeśli płaca minimalna zostanie ustalona na zbyt wysokim poziomie, to konsekwencją będzie likwidacja podstawowych stanowisk pracy, ich automatyzacja. Firmy będą likwidować istniejące stanowiska pracy, a kolejnych nie będą już tworzyć. Zatrudnianie pracowników będzie po prostu nieopłacalne. Weźmy na przykład pracowników ochrony. Jeśli ich wynagrodzenia drastycznie wzrosną, to tańsze będzie zainstalowanie monitoringu i zatrudnienie tylko kilku osób go nadzorujących. Dziesiątki ludzi stracą pracę.

Sprawdź w LEX: Czy dodatek za trudne warunki pracy jest wliczany do płacy minimalnej? >

Która z propozycji płacy minimalnej jest, pana zdaniem, najbardziej sprawiedliwa, najbliższa optymalnej? Czy da się taką w ogóle określić?

Każdy pracownik, zapytany, czy chciałby zarabiać dużo, odpowie przecież, że tak. Marzenia pracowników są jednak nie do pogodzenia z możliwościami pracodawców i gospodarki. Dlaczego ktoś miałby nie zarabiać np. miliard złotych? Tylko ile firm chciałoby tyle zapłacić? Pewnie żadna.

W Polsce wynagrodzenie minimalne zawsze było niskie, a i tak praca najmniej kompetentnych pracowników nie jest warta takiego poziomu. Oni znajdują zatrudnienie, bo mamy teraz rynek pracownika, ale wszystko może się szybko zmienić. Trzeba pamiętać, że ludzie zarabiający minimalne stawki wykonują prace proste, które można łatwo zautomatyzować.

Przeczytaj w LEX: Podstawa wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne osób przebywających na urlopach wychowawczych >

Minimalną pensję otrzymuje obecnie ok. 1,5 mln pracowników. Nic więc dziwnego, że co jakiś czas wraca temat zmiany zasad jej wyliczania. Partia Wiosna zaproponowała niedawno, aby ustalić ją na poziomie 60 proc. przeciętnej płacy? Jak ocenia pan tę propozycję?

Chcąc wygrać wybory, zaproponowałbym nawet 130 proc. średniego wynagrodzenia. Ale to propozycja z kosmosu, niezwykle szkodliwa, bo to mechanizm, który sam będzie się zapętlał. Jestem przeciwny każdemu sztywnemu rozwiązaniu. Najwięcej straciliby na takiej zmianie ci, którzy na początku, wydawać by się mogło, zyskają - czyli ludzie o najniższych kompetencjach. To byłby początek końca wielu stanowisk pracy.

Dr hab. Tomasz Rostkowski, prof. SGH będzie jednym z prelegentów konferencji: Ludzie i biznes - nowoczesne wynagrodzenia i narzędzia motywacji, organizowanej przez Polskie Stowarzyszenie HR 11 czerwca. Temat wystąpienia to: Zmiany na rynku pracy a sprawiedliwość wynagrodzeń - wyniki badań. Wydawnictwo Wolters Kluwer jest partnerem medialnym wydarzenia.