Obecnie, jeśli pracownik w danym roku przekroczy 30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, nie musi już dalej opłacać składek na ZUS. Limit ten wynosi w 2019 r. 11912 zł brutto miesięcznie, czyli 142,9 tys. zł rocznie.

Rząd zapowiedział zniesienie limitu składek, ale jest podzielony w tej kwestii. Wątpliwości wyrażała m.in. minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Serwis Prawo.pl dowiedział się niedawno, że w rządzie pojawił się pomysł, aby nie likwidować limitu, ale podnieść go do 40-krotności lub 45-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia. Eksperci wskazują, że dzięki takiemu rozwiązaniu, tak samo jak w przypadku zniesienia limitu, rząd nadal mógłby liczyć na dodatkowe wpływy do budżetu. Nowy pomysł mógłby także ograniczyć negatywne skutki likwidacji trzydziestokrotności.

Według wyliczeń ekspertów, wśród tych osób, które przekraczałyby limit trzydziestokrotności, jest około 40 proc. tych, którzy są pomiędzy trzydziestokrotnością a czterdziestokrotnością. Pozostałe 60 proc. przekracza te limity.

 


Czytaj więcej: Po zniesieniu 30-krotności składek może przybyć samozatrudnionych >>>

Potrzebna debata na temat składek

Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Marcin Zieleniecki poinformował Prawo.pl, że w ministerstwie nie trwają prace legislacyjne nad zniesieniem trzydziestokrotności ani nad podwyższeniem limitu składek na ubezpieczenie do czterdziestokrotności.

W odpowiedzi na pismo pracodawców do premiera wiceminister wskazuje jednak, że zniesienie limitu trzydziestokrotności od 2020 roku jest w planach rządu. - Składka na ubezpieczenia emerytalne i rentowe będzie odprowadzana od całości przychodu, analogicznie jak w przypadku ubezpieczenia chorobowego i wypadkowego. Również takie rozwiązanie przedstawione zostało w projekcie ustawy budżetowej na rok 2020 - czytamy.

Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan przypomina w rozmowie z Prawo.pl, że limit trzydziestokrotności został wprowadzony do systemu nie bez powodu. - To jest efekt ciągłości systemu przy reformie przeprowadzonej kilkanaście lat temu. Jeżeli rozmawiamy o tej zmianie - zniesieniu limitu w kontekście przyszłego roku - to należy podkreślić, że mamy już mniej niż 90 dni do wejścia tych rozwiązań. W tej chwili zaczynamy żonglować cyframi 40, 45. To nie jest poważna rozmowa o tak poważnej zmianie - dodaje.

- Uważamy, że ze względu na kalendarz możemy rozmawiać o zmianach w systemie, ale te rozmowy muszą być bardziej gruntowne, niż samo zniesienie limitu. W tej chwili uważamy, że trzydziestokrotność musi być na przyszły rok zachowana. Wtedy będzie można rozmawiać o tym jak reformować system - podkreśla Baczewski. Zwraca również uwagę, że projekt budżetu jest dokumentem rządu, który niedługo zakończy swoją kadencję. - Dyskusja o projekcie budżetu będzie jeszcze otwarta - mówi.

- Jeśli pracodawcy mieliby wybierać między zniesieniem trzydziestokrotności a podwyższeniem do czterdziestokrotności, to wielu mogłoby odpowiedzieć, że woli mniejsze zło, czyli czterdziestokrotność. Ale to wciąż zło. Zniesienie limitu dotyka 365 tysięcy pracowników zatrudnionych na umowę o pracę. Czterdziestokrotność ograniczy tę grupę. Ale będą także takie firmy, gdzie 40-krotność będzie niewielką różnicą albo żadną - w stosunku do zniesienia limitu - wskazuje ekspert.

Z kolei Witold Michałek z BCC uważa, że pomysł podwyższenia limitu składek ma złagodzić reakcję wszystkich tych, którzy protestują przeciwko zniesieniu limitu. - To jest dość desperacki pomysł - podkreśla. - Nie likwiduje on problemu, którym jest pogłębienie braku specjalistów w Polsce. Istnieje ryzyko, że część z nich wyjedzie za granicę, a część wejdzie w samozatrudnienie. Firmy zostaną objęte dodatkowymi kosztami - dodaje.

 


Będzie stanowisko strony społecznej RDS

Piotr Ostrowski, wiceprzewodniczący OPZZ, poinformował Prawo.pl, że związkowcy ponownie debatowali na temat zniesienia limitu trzydziestokrotności. - Odbyło się to na radzie OPZZ i tam pojawiały się wątpliwości, co do podtrzymania dotychczasowego naszego stanowiska. Braliśmy pod uwagę różne argumenty. Nie powiedzieliśmy, że jesteśmy przeciwko zniesieniu limitu składek, ale uważamy, że warto powrócić do rozmów na ten temat na poziomie Rady Dialogu Społecznego - mówi.

Zapowiedział, że strona społeczna RDS wyda wspólne stanowisko ws. zniesienia limitu trzydziestokrotności. - Debatujemy jeszcze w tej sprawie. Mogę jednak powiedzieć, że stanowisko zmierza w takim kierunku, abyśmy przeprowadzili pogłębioną debatę na temat zniesienia limitu składek w RDS - dodaje związkowiec.

Wcześniej wspólne stanowisko ws. zniesienia limitu składek na ZUS opracowały NSZZ "Solidarność" oraz Związek Pracodawców i Przedsiębiorców. Zaapelowali do prezydenta, aby ewentualną ustawę o likwidacji tzw. limitu 30-krotności składek ZUS skierował do Trybunału Konstytucyjnego.

Apel organizacji pracodawców

Już 65 organizacji pracodawców podpisało się pod apelem w sprawie utrzymania limitu składek na ZUS. Według przedsiębiorców pierwszym odczuwalnym skutkiem zniesienia limitu składek na ZUS będzie obniżenie wynagrodzenia netto pracowników z wielu branż nawet o 11 proc., a wzrost kosztów zatrudnienia dla pracodawcy może osiągnąć 16 proc.  

Zniesienie limitu uderzy także w pracowników na umowach o pracę i spowoduje ucieczkę od zatrudniania specjalistów w takiej formie, a także wybór pracy za granicą. Zmiana ta dotknie w szczególności firmy i pracowników sektorów nowych technologii i zaawansowanych procesów biznesowych. - W poszczególnych firmach obejmie ona między 30 proc. a 90 proc. pracowników, a w przypadku działalności badawczo-rozwojowej niemal wszystkich! - podkreślono.

W 2018 r. roczną podstawę wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe (30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia) przekroczyło 369,7 tys. osób, a szacunkowa kwota utraconej składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe z tego tytułu wyniosła 8,3 mld zł.