Jolanta Ojczyk: Dwa lata temu weszła w życie długo oczekiwana ustawa o sukcesji. Z danych MR wynika, że obecnie powołanych jest ok0ło 20 tys. zarządców sukcesyjnych, a jedynie w 2 tys. firm jest wykonywany zarząd sukcesyjny. Jak pan ocenia skuteczność ustawy – pytam autora książki wydanej przez Wolters Kluwer Polska. Czy to świadczy o tym, że ustawa nie była tak potrzebna, czy też przepisy nie działają i wymagają poprawienia? A jeśli tak, to co należy zmienić?

Paweł Blajer: To oczywiste, że ustawa była potrzebna i dobrze, że trwają prace nad fundacjami rodzinnymi. Wydaje mi się, że problem nie leży jednak w przepisach. A one nawet gdyby były najbardziej doskonałe nie pokonają pewnej psychologicznej bariery. Panicznie boimy się śmierci, mimo że ona jest po prostu nieuchronna. W jakimś przerażającym, ale niestety spotykanym podejściu sporządzenie testamentu, wskazanie zarządcy sukcesyjnego, zrobienie dyspozycji na wypadek śmieci w banku poprzedza odejście z tego świata. Napiszę testament, wskaże zarządcę i zaraz umrę. I nic nie robimy. A tak nie można myśleć. Nie można bać się czegoś, co pomoże naszym bliskim.

Czytaj: Po dwóch latach mamy dwa tysiące aktywnie działających zarządców sukcesyjnych>>
 

 


Dlaczego tak mało zarządców powoływanych jest przez notariuszy, już po śmierci właściciela?

Moim zdaniem wynika z trzech kwestii. Po pierwsze, ustawa do powołania zarządcy sukcesyjnego wymaga zgody osób, którym łącznie przysługuje udział w przedsiębiorstwie w spadku większy niż 85/100 (85%). To bardzo dużo. Jeśli pojawia się konflikt między następcami prawnymi przedsiębiorcy to sytuacja jest naprawdę beznadziejna. To pokazuje chyba najlepiej, że lepiej o zarządcy sukcesyjnym myśleć za życia. Po drugie, niezwłocznie po ustanowieniu zarządu sukcesyjnego zarządca sukcesyjny sporządza i składa przed notariuszem wykaz inwentarza przedsiębiorstwa w spadku. Nie jest to łatwo zrobić, jak zarządca nie miał lub miał luźnym związek z działalnością za życie przedsiębiorcy. I wreszcie po trzecie, naprawdę wiele osób nie wie że jest możliwość powołania zarządcy sukcesyjnego po śmierci przedsiębiorcy, tak jakby to była jakaś wiedza tajemna.

 

Czy spadkobiercy, którzy chcą kontynuować biznes mają z tym jakieś problemy? Pierwotnie był to problem z przejęcie koncesji, zezwoleń, ale w styczniu 2020 roku zaczęła obowiązywać nowelizacja, która to ułatwia. Pojawiają się jeszcze jakieś problemy?

Dla części przedsiębiorców problemem jest jeszcze brak regulacji wspomnianych fundacji rodzinnych. W kwestii samego zarządu sukcesyjnego nowelizacja dotycząca koncesji, zezwoleń czy przedstawiciela tymczasowego sprawiła, że przepisy odpowiadają bardziej rzeczywistości. Dalej kluczowe jest jednak korzystanie z nich. A przecież wskazanie zarządy sukcesyjnego w CEIDG to raptem, maksymalnie 15 minut bez konieczności wychodzenia z domu. I już los przedsiębiorstwa po śmierci właściciela jest zabezpieczony! Wiem, że to brzmi brutalnie, ale sukcesja przedsiębiorstw, także tych najmniejszych, to nasza gospodarcza racja stanu. Być może wskazanie zarządcy sukcesyjnego powinno być obowiązkowe. Może to paradoksalnie zmniejszy strach przedsiębiorców.

 

 

Przez pandemię prace nad przepisami o fundacji rodzinnej opóźniają się. Czy Pana zdaniem powinny przyspieszyć? Co jest najważniejsze, aby ta ustawa zadziałała.

Aby fundacje rodzinne w praktyce zaczęły funkcjonować od początku jasne muszą być kwestie podatkowe. I to na każdym etapie, czyli nie tylko ustanowienia fundacji, ale też jej działania. Rozumiem, że materia jest dość trudna i wymaga wyważenia preferencji i obowiązków podatkowych, ale bez tego ani rusz. Poza tym, być może już od początku należy umożliwić łatwiejszą rejestrację takiej fundacji z wykorzystaniem odpowiednich wzorców, podobnie jak wybranych spółek w ksh. Trzeba mieć na uwadze, że taką fundację nie będą tworzone przecież tylko przez wielkie przedsiębiorstwa, ale także te mniejsze.