Koncepcję Szyny Bałtyckiej przedstawił ekspert Polskich Sieci Morskich (PSM) Mariusz Witoński, podkreślając, że pomysł integrowania przyłączy morsko-lądowych pojawił się wraz z projektowaniem morskich farm wiatrowych (off-shore) coraz dalej od brzegów. W założeniu - kilka farm jest jeszcze na morzu połączonych w sieć i dostarcza energię na brzeg jednym wspólnym, a nie kilkoma kablami. Witoński zaznaczył, że w polskim obszarze Bałtyku lokalizacje farm znajdują się ponad 20 km od brzegu, a najdalsza nawet 80 km.

Zgodnie z koncepcją PSM, łącze zaczynałoby się w istniejącym punkcie przyłączeniowym do krajowej sieci w Żarnowcu, przechodziło kolejno przez obszary farm, by wejść z powrotem na brzeg w punkcie przyłączeniowym w Dunowie. Dodatkowy kabel wchodziłby na brzeg w Słupsku. Szyna powinna też łączyć się z innymi systemami - z planowaną siecią, łączącą niemieckie farmy off-shore oraz z systemem szwedzkim, także z planowanym podmorskim kablem NordBalt Szwecja-Litwa.

"To by gwarantowało i wyprowadzenie mocy oraz bardzo cenny interkonektor systemowy ze Skandynawią, a także dodatkowo zamknięcie pierścienia z Litwą, z jednej strony przez morze i NordBalt oraz LitPolLink" - mówił Witoński. Podkreślał, że budowa szyny będzie zasadna, gdy będzie dość mocy off-shore w polskiej strefie. Przypomniał, że polityczna decyzja co do podobnego przedsięwzięcia - pierścieniowego połączenia wokół Morza Północnego - prawdopodobnie zostanie podjęta za dwa lata. "Mając naszą koncepcję moglibyśmy odegrać znaczącą rolę w takim przedsięwzięciu integracyjnym" - ocenił.

Prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej Maciej Stryjecki zauważył, że jeżeli Szyna Bałtycka byłaby interkonektorem - czyli łączyłaby się z systemami sąsiednich krajów - spełniałaby warunki uznania przez KE za projekt priorytetowy, co otwierałoby drogę do dofinansowania ze środków UE. Stryjecki zaznaczył, że niewiadomą jest rozwój polskich farm off-shore, bo w wariancie pesymistycznym prognozy Fundacji, w 2020 r. będziemy mieli na morzu moc 0,6 GW, a w 2030 r. - 5 GW, natomiast cały potencjał wiatrowy polskiego obszaru to ponad 9 GW. Podkreślał, że do dziś wydano 14 pozwoleń na budowę sztucznych wysp – bo tak się klasyfikuje turbiny wiatrowe - na polskich obszarach morskich, a opłaty za te zezwolenia wyniosły do dziś już 90 mln zł.

Andrzej Cieślak z Urzędu Morskiego w Gdyni zauważył, że przestrzeń morska jest intensywnie użytkowana, wkrótce zaczną się prace nad objęciem jej planem zagospodarowania i dlatego powinny zapaść też decyzje polityczne co do rozwoju off-shore. W jego ocenie, jeżeli morskie farmy będą miały moc 0,5-1 GW, jak to dziś zakłada strategia energetyczna kraju, nie ma sensu budować Szyny. "Jeśli długofalowa polityka będzie przewidywała więcej – to należy zacząć poważnie myśleć i o szynie, i o jej interkonektorowości" - dodał Cieślak. "Szyna to cała masa problemów przestrzennych, to nie tylko kabel, ale i miejsca podłączenia farm, a to już poważne konstrukcje, wystające nad wodę" - podkreślał.

Jarosław Sokołowski z firmy ABB podkreślił, że wszystkie elementy Szyny są już dziś technologicznie dostępne, choć drogie.

Podsumowując dyskusję zorganizowaną przez przez tygodnik "Polityka", sekretarz Społecznej Rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej prof. Krzysztof Żmijewski stwierdził, że Szyna nie jest gigantycznym projektem, ale jednocześnie byłoby to przedsięwzięcie, które "wpisałoby nas do światowej czołówki".

Zauważył, że mając na uwadze jednocześnie gospodarkę w perspektywie 2050 r. i groźbę braku prądu już w 2016 r. trzeba myśleć o budowie Szynie Bałtyckiej. Jak dodał, morska energetyka wiatrowa to energia szybko dostępna i wywołująca znikomy opór społeczny.

wkr/ mki/ gma/