Obecnie od sporu o ponad 2 mln zł trzeba wnieść opłatę 100 tys. zł. Wynosi ona tyle, i przy sporze o 4 mln zł, i o 100. Zgodnie bowiem z art. 13 ustawy o kosztach sądowych opłata w sprawach o prawa majątkowe wynosi 5 proc. wartości przedmiotu sporu, ale nie więcej niż 100 tys. zł. Za sprawą reformy postępowania cywilnego od  roszczenia o wartości od ponad 20 tys. zł do 4 mln zł opłata wyniesie 5 proc. Gdy spór będzie dotyczył wyższej kwoty będzie to już 200 tys. zł. plus 0,5 proc. od nadwyżki ponad 4 mln zł, ale nie więcej niż 500 tys. zł. Oznacza to, że maksymalna opłata zostanie podwyższona pięciokrotnie, a od sporu o 4 mln zł - dwukrotnie. Dlaczego? Ministerstwo Sprawiedliwości, autor reformy, twierdzi, że coraz częściej do sądów wpływają sprawy o wartości liczonej w milionach złotych, w których opłata w dotychczasowej maksymalnej wysokości 100 tys. zł jest ewidentnie nieproporcjonalna do wagi rozstrzygnięcia sądu. Zdaniem prawników taka podwyżka utrudni dostęp do sądów, zwłaszcza małym i średnim firmom.

Wysokie opłaty pozbawią prawa do sądu

- Celem reformy ma być zwiększenie dostępności do sądów, a pięciokrotny wzrost opłaty ją zmniejszy – mówi radca prawny, Wojciech Kozłowski, partner w Kancelarii Dentons. - Jeżeli firma zamiast 100 tys. zł ma zapłacić 500 tys. zł za ten sam niesprawny wymiar sprawiedliwości, to jest finansowe łupienie przedsiębiorców, i to przede wszystkim tych średnich – podkreśla - mec. Kozłowski. - Argumenty Ministerstwa Sprawiedliwości za podwyżką o 200 proc. do 500 proc. nie są uzasadnione albowiem wartość przedmiotu sporu nie ma bezpośredniego związku z „wagą rozstrzygnięcia sądu” 

Podobnie uważa prof. Michał Romanowski, adwokat, partner w kancelarii Romanowski i Wspólnicy. Jego zdaniem już obecnie kwota 100 tys. zł jest istotną barierą dla wielu przedsiębiorców. - Podniesienie jej do 500 tys. zł w polskich warunkach pewnie doprowadzi do istotnego zmniejszenie spraw wnoszonych do sądów, do swoistego wykluczenia procesowego małych i średnich przedsiębiorców. Poradzi sobie tylko wielki biznes – podkreśla Romanowski. I dodaje, że współcześnie wartość przedmiotu sporu na poziomie 4 mln zł w sporze gospodarczym nie jest wyjątkiem od reguły, a opłata minimalna w wysokości 200 tys. zł jest drastyczną podwyżką. Radca prawny Damian Nartowski dodaje, że przedsiębiorca, któremu nie zapłacono 3 mln zł wynagrodzenia według nowelizacji, chcąc wszcząć spór, musi dodatkowo zainwestować 150 tys. zł, żeby sprawa w ogóle się mogła zacząć. - A przecież nie wiadomo ile ona potrwa - mówi Nartowski.
Wszyscy prawnicy zgodnie zauważają, że tak znacząca podwyżka może ograniczyć prawo do sądu.

Inne sposoby liczenia opłat

Ministerstwo Sprawiedliwości przekonuje jednak, że nadzwyczaj wielkie wartości przedmiotu sporu z reguły przekładają się na nadzwyczajną czaso- i pracochłonność spraw. Dlatego też opłaty w wartych miliony spory, muszą być większe. Prawnicy uważają, że zapropnowany sposób liczenia opłaty jest zły, bo nie zależy wcale od złożoności danej sprawy. 

W sprawach gospodarczych, opłaty powinny być uzależnione od liczby dowodów, świadków, złożoności spraw, czyli od czaso- i pracochłonności – uważa mec. Kozłowski. – Gdy idziemy do ksero, płacimy za każdą skopiowaną stronę, a obecnie przy obliczaniu opłaty od pozwu przepisy nie różnicują,  czy sędzia dostanie do przeczytania 100 czy 10 tys. stron akt. – podkreśla Wojciech Kozłowski. Prof. Romanowski zgadza się, że sędzia powinien mieć przyznane prawo do pewnej uznaniowości w określaniu wysokości opłaty sądowej.

Nieco inaczej na sprawę patrzy Damian Nartowski. -  Opłata powinna być znana, tak jak jest teraz, przed wszczęciem postępowania. Nie powinno być jednak tak, że obciąża się tylko powoda, i to w całości. Część opłaty powinien ponosić powód, a część pozwany w związku z wdaniem się w spór, np. przy odpowiedzi na pozew, sprzeciwie od nakazu zapłaty w postępowaniu upominawczym.  Oczywiście z odpowiednią klauzulą bezpieczeństwa, gdyby ktoś zmierzał np. do fikcyjnego procesu. Tak, żeby również pozwany przekalkulował, czy opłaca mu się prowadzić spór. Być może wysoka opłata skłoni strony do dogadania się - uważa Nartowski.

 

 


Ma być drożej, ale szybciej

Firmy poza wzrostem opłat, czeka też bardziej wymagająca procedura. Co to oznacza w praktyce. W sprawach gospodarczych będą krótsze terminy na dokonanie czynności procesowych. Nie będzie możliwa zmiana powództwa. Takim trybem zostaną też objęte spory dotyczące umowy o roboty budowlane, leasingu czy spory przeciwko osobom odpowiadającym za dług przedsiębiorcy. Co prawda jeśli przedsiębiorca, który prowadzi działalność gospodarczą jako osoba fizyczna, uzna przyspieszony tryb za niekorzystny dla siebie, będzie mógł wybrać „zwykłe” postępowania. Tyle, że z tego prawa będą mogły skorzystać tylko osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości wyjaśnia, że szybsze procedury i ustalenie zalecanego terminu rozpoznania sprawy na nie więcej niż sześć miesięcy będzie służyło usprawnieniu postępowań w sprawach gospodarczych. - Firmy są profesjonalnie przygotowane do prowadzenia swoich spraw i dysponują pełną dokumentacją związaną ze swoją działalnością, dlatego sprostanie przyśpieszonym procedurom zwykle nie jest dla nich problemem – uważa Piebiak. Praktycy inaczej patrzą na te zmiany.

Czytaj też: Reforma procedury cywilnej to także zmiany w sporach pracowników z pracodawcami >

Szybko, nie znaczy dobrze

Prawnicy nie mają wątpliwości, że już w ramach obecnej procedury sędziowie mają narzędzia do zarządzanie procesem, tyle że jest ich za mało.

- Fundamentalnym problemem spraw gospodarczych jest to, że przy obecnym nieproporcjonalnym w skali kraju obciążeniu sędziów  ilością spraw i złożonością nie jest możliwe rozpoznawanie ich w krótkim terminie. Sędzia w wydziale gospodarczym w Sądzie Okręgowym w Warszawie ma rocznie nawet 500 spraw, a poza Warszaą - niekiedy 100. Jeśli sędzia w Warszawie ma pięć razy więcej pracy niż jego koledzy i koleżanki poza Warszawą, to musi rozstrzygać pojedyńczą sprawę dużo wolniej i sama reforma procedury tego nie zmieni. Potrzebujemy reformy ustroju sądów i wprowadzenia właściwości statystycznej alokującej sprawy do najmniej obciążonych sędziów – uważa Kozłowski. - Strony często spędzają tysiące godzin na realizację danej umowy. Tymczasem zgodnie z przedstawionymi pomysłami, by rozstrzygnąć sprawę na pierwszym terminie, sędziom daje się kilkanaście godzin na jej rozpoznanie. Nikt tego nie zrobi, bo to nie jest możliwe. To jest jak gonienie na piechotę wyścigówki – mówi mec. Kozłowski.

Podobnie uważa Damian Nartowski. - Odrębna procedura gospodaracza nie spowoduje przyspieszenia rozstrzygania spraw - mówi Nartowski. - Najpierw należałoby rozważyć uzupełnienie wakatów i sprawne zarządzanie kadrami, ograniczenie kognicji, a także odciążenie sądów obowiązkami administracyjnymi - dodaje.

Wszystko, co chce osiągnąć ministerstwo, można zrobić już dziś, bez wprowadzania odrębnej procedury – podkreśla adwokat Marcin Szymański, partner w kancelarii Drzewiecki Tomaszek.

Przykładem może być że Sąd Okręgowy w Warszawie. W listopadzie 2016 r. sędzia sprawozdawca Agnieszka Owczarewicz po dwuletnich negocjacjach doprowadziła do ugody między budowniczymi Stadionu Narodowego a Skarbem Państwa. Pierwszy pozew wraz z załącznikami liczył ok. 220 tys. i dotyczył spory o łącznie ok. 600 mln zł. Gdyby doszło do procesu, na wyrok trzeba by czekać nawet kilkanaście lat. - Nadmierna sztywna regulacja nie musi przyspieszać procesu. Może tylko na pozorować szybkość i to w dodatku kosztem konstytucyjnego prawa do sprawiedliwego wyroku, bo determinowana polowaniem na błędy proceduralne przeciwnika – podkreśla Romanowski.