Jolanta Ojczyk: Niedługo miną już blisko dwa lata odkąd obowiązują nowe przepisy o autoryzacji. Czy pana zdaniem sprawiają one duże problemy?

Dr Krzysztof Drozdowicz: Co do zasady art. 14a prawa prasowego mówi, że dziennikarz informuje osobę udzielającą informacji przed jej udzieleniem o prawie do autoryzacji. Rozmówca dokonuje autoryzacji niezwłocznie, maksymalnie do 6 godzin w odniesieniu do dziennika i do 24 godzin w przypadku czasopisma. Gdy w tym czasie rozmówca jej nie dokona, uznaje się, że dosłownie cytowana wypowiedź została autoryzowana. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że przepisy są jasne, ale pojawia się sporo problemów w ich stosowaniu, np.  brak dowodów na dokonaną autoryzację, czy też cytowanie cudzej, niesprawdzonej informacji.

Czytaj również: Dziennikarz zarzucając komornikowi bezprawność musi mieć dobre podstawy >>
 

Zacznijmy od podstaw. Kiedy informować rozmówcę o prawie do autoryzacji – przed udzieleniem wypowiedzi?

O prawie do autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi dziennikarz powinien poinformować rozmówcę przed udzieleniem informacji. Żądanie autoryzacji osoba udzielająca informacji powinna zgłosić dziennikarzowi niezwłocznie, a więc w możliwie jak najkrótszym czasie. Najlepiej gdyby zgłoszenie autoryzacji zostało złożone jeszcze przed udzieleniem informacji. W prawie prasowym nie ma zakazu zgłoszenia takiego żądania również po udzieleniu informacji, przy czym może ono okazać się bezskuteczne, jeżeli publikacja wypowiedzi została dokonana.

 


Od kiedy jest liczony czas na autoryzację, owe 6 lub 24 godzin?

Powyższe terminy liczymy od chwili przekazania tekstu dosłownie cytowanej wypowiedzi w sposób uzgodniony przez dziennikarza i osobę udzielającą informacji lub osobę przez nią upoważnioną, tak aby osoba ta mogła zapoznać się z treścią tekstu podlegającego autoryzacji. W zasadzie dopuszczalna jest każda forma przekazania tekstu, np. mailowo, telefonicznie, bądź SMS-em. Strony mogą umówić się, że autoryzacja zostanie dokonana w innym terminie, np. w ciągu 2 godzin od przekazania tekstu. Wówczas termin ten jest wiążący dla rozmówcy.

A jeśli autoryzuję przez telefon, to znaczy czytam, jakie cytaty wykorzystałam w moim artykule?

Warto mieć to udokumentowane, czyli zadbać o nagranie rozmowy, uprzedzając o tym rozmówcę, a następnie jej zarchiwizowanie. Gdyby rozmówca miał potem wątpliwości, trzeba mieć bowiem dowód na przeprowadzenie autoryzacji. Warto też mieć potwierdzenie, że rozmówca zgodził się na rozmowę i autoryzację. Brak takiego potwierdzenia niesie ryzyko dla dziennikarza w przypadku gdyby np. rozmówca twierdził, że nie zgodził się na publikację wypowiedzi i jej autoryzację. Gdy zaś dojdzie do sprawy sądowej, to dziennikarz musi udowodnić, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.

Czy rozmówca, który zgodził się na autoryzację, może jej po wysłaniu wypowiedzi odmówić?

Gdy ktoś zgodził się udzielić wypowiedzi, powiedział, że ją autoryzuje, a potem odmówił autoryzacji to uznaje się, ze cytowana wypowiedz została autoryzowana bez zastrzeżeń.

Czy musi autoryzować rozmówca, czy może osoba przez niego upoważniona – np. rzecznik prasowy albo wyznaczony pracownik spółki, agencja PR?

Obecnie obowiązujące przepisy prawa prasowego dopuszczają wprost możliwość autoryzacji wypowiedzi przez osobę upoważnioną przez rozmówcę, np. rzecznika prasowego, wyznaczonego pracownika, czy podmiot zewnętrzny. W takim przypadku niezbędne jest posiadanie pełnomocnictwa upoważniającego do dokonania autoryzacji.

Czy osoba autoryzująca swoją wypowiedź może dodać lub poprawić pytanie, żądać przesłania całego nagrania, artykułu, bo chce wiedzieć w jakim kontekście się wypowiada?

Zaproponowanie nowych pytań, przekazanie nowych informacji lub odpowiedzi oraz zmiana kolejności wypowiedzi w autoryzowanym tekście przez rozmówcę nie stanowi autoryzacji. Osoba udzielająca informacji nie może również skutecznie domagać się przesłania całego artykułu prasowego bądź nagrania przed publikacją, gdyż żaden przepis prawa prasowego nie daje takiego uprawnienia. Nie oznacza to jednak, że dziennikarz może publikować daną wypowiedź w sposób wyrwany z jej kontekstu, co mogłoby zostać poczytane jako brak zachowania szczególnej staranności i rzetelności dziennikarskiej.

Czy jeśli cytujemy kogoś w tekście anonimowo, to też musimy zapewnić mu możliwość autoryzacji?

Tak. Przepisy prawa prasowego nie wyłączają prawa do autoryzacji w przypadku udzielenia  informacji przez anonimowego rozmówcę.

Przepisy dają też szansę publikacji wypowiedzi bez autoryzacji. Dziennikarz może nie autoryzować wypowiedzi dosłownie cytowanej.  Jak udowodnić, że wypowiedź jest „identyczna z udzieloną”? Czy najlepiej mieć nagranie? I co z błędami językowymi, można je poprawiać? 

Opublikowanie wypowiedzi „identycznej z udzieloną” przez osobę udzielającą informacji bez umożliwienia jej dokonania autoryzacji zgodnie z przepisami prawa prasowego jest bezprawne, przy czym w takim przypadku sprawca nie podlega karze. Najłatwiej udowodnić, że wypowiedź była identyczna z udzieloną nagraniem tej wypowiedzi. Należy jednak pamiętać, że w przypadku zamiaru nagrywania rozmowy trzeba uzyskać zgodę na nagranie od osoby, która ma być nagrywana. Jeżeli wypowiedź zawiera błędy wymagające korekty, zawsze możliwe jest jej przedstawienie w mowie zależnej, celem oddania sensu wypowiedzi. Jeśli jednak dziennikarzowi zależy na kontakcie z daną osobą, to zawsze warto z nią ustalić sposób działania.

Ostatnio kolega miał taką sytuację, że rozmówca już po nagraniu i puszczeniu rozmowy w radiu, zorientował się, że zrobił błąd. Rozmowa jest dostępna nadal w internecie. Co wówczas?

Na gruncie przepisów o autoryzacji nic się nie da zrobić. Rozmówca mógłby np. poprosić dziennikarza o ponowne nagranie z nim rozmowy i zamieszczenie jej w internecie.

Zdarza się też często, że cytujemy wypowiedź np. z innego medium? Czy jeśli okaże się błędna, to też poniesiemy odpowiedzialność?  i my, i ten po kim cytujemy?

Oczywiście. Główną odpowiedzialność ponosi ten, kto jako pierwszy zacytował daną wypowiedź, ale powielający cytat, też. W takiej sytuacji możemy ponieść przede wszystkim odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych. Dziennikarz cytując za innym medium powinien bowiem zweryfikować, czy podaje prawdziwe informacje.

Jakie mogą być konsekwencje dla dziennikarza i wydawcy, jeśli nie poinformuje o prawie do autoryzacji lub jej odmówi?

Opublikowanie dosłownie cytowanej wypowiedzi bez umożliwienia osobie udzielającej informacji dokonania autoryzacji stanowi wykroczenie, zagrożone karą grzywny, która może wynieść maksymalnie 5.000 złotych.  Nie należy także wykluczyć możliwości poniesienia odpowiedzialności cywilnoprawnej za naruszenie dóbr osobistych i to zarówno w przypadku nie poinformowania o prawie do autoryzacji jak i odmowy jej dokonania.

Dr Krzysztof Drozdowicz wykonuje zawód radcy prawnego, specjalizuje się w prawie prasowym, jest adiunktem w Zakładzie Postępowania Cywilnego na Wydziale Prawa  Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu