W czwartek odbyło się spotkanie przedstawicieli rządu z organizacjami zrzeszającymi przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej, w sprawie większego zaangażowania ich w program szczepień przeciwko Covid-19. W piątek Adam Niedzielski, minister zdrowia, ogłosił, że do podjęcia dodatkowych działań mają ich przekonać zachęty finansowe za każdy kolejny procent zaszczepionych pacjentów do końca września oraz osiągnięcie wysokich progów procentowych na koniec roku. - To ma pomóc zwiększyć tempo szczepień i uzyskać wyższy poziom wyszczepienie populacji, przede wszystkim osób w wieku powyżej 55 lat - dodał Filip Nowak, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia. Tyle, że zdaniem lekarzy, a także innych ekspertów - bez ogólnopolskiej, przemyślanej kampanii edukacyjnej, przekonanie nieprzekonanych będzie bardzo trudne. A o tej, jak przyznaje Michał Dworczyk, pełnomocnik rządu do spraw szczepień, dopiero myśli. W piątek 23 lipca skutecznie zaszczepionych Polaków było 43,88 proc. (16,7 mln osób).

 

25 groszy od pacjenta

Filip Nowak nie chciał podać na konferencji prasowej konkretnych stawek,a le posłużył się przykładem. - Mała praktyka lekarska, która ma 2 tys. pacjentów powyżej 12 roku życia, to uzyskanie 5 proc. w okresie 2,5 miesiąca, to w zależności od struktury wiekowej może otrzymać między 2,5 a 3 tys. zł, nie licząc dodatku na koniec roku za uzyskanie poziomu wyszczepienia -powiedział prezes Nowak.  Jak ustaliło Prawo.pl, za każdy procent wzrostu zaszczepionych do końca września w grupie 12-55 lat przychodnia otrzyma 25 groszy za każdego pacjenta i 30 groszy - w starszej. Przykładowo, jeśli w danej przychodni pacjentów w wieku 12 plus jest 3 tysiące, z tego zaszczepionych już 30 proc. (900 osób), to za zaszczepienie kolejnych 300 osób (1 proc.) NFZ zapłaci 750 zł, czyli 25 zł za przekonanego i zaszczepionego. Do tego przychodnie, które na koniec 2021 roku osiągną poziom wyszczepialności 60 proc. i więcej, otrzymają dodatkową premię. Im wyższy poziom, tym premia ma być wyższa. Z wyliczeń prezesa Nowaka wynika, że przykładowa przychodnia za osiągnięcie 80 proc. wyszczepialności na koniec roku może liczyć na 10 tys. zł nagrody. - Wydaje się, że to są środki, które gwarantują dotarcie do pacjentów, przekonanie ich i często uratowanie życia - dodał Nowak.

- Wyżej premiowana jest grupa starsza, bo to jest grupa o większym ryzyku ciężkiego przebiegu - mówi Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny w Wysokim, w woj. lubelskim, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. I dodaje, że ważne jest, że nie ma znaczenia, jaki odsetek zaszczepionych jest obecnie wśród pacjentów danej przychodni. Przykładowo bowiem w gminach Czarny Dunajec, Biały Dunajec (województwo małopolskie), Bojanów, Dzikowiec (woj. podkarpackie), Grajewo, Turośl (woj. podlaskie) zaszczepionych jest mniej niż 20 proc. mieszkańców. W sumie obecnie w 13 gminach na 2475 niezaszczepionych jest aż ponad 80 proc. mieszkańców, a w 375 poziom wyszczepialności wynosi od 20 o 30 proc.  Przychodnie w tych gminach jednak mają małe szanse na zdobycie premii.

- Osiągnięcie 1 proc. w okresie rozluźnienia będzie już trudne. Zwłaszcza, że nie wiemy, kim jest grupa niezaszczepionych. Czy to są nieprzekonani, czy antyszczepionkowcy - mówi Tomasz Zieliński. I tego też obawiają się lekarze.

 


 

Lekarze rodzinni mają wziąć odpowiedzialność za fiasko rządowego programu

Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zwracają uwagę, że zainteresowanie szczepieniami maleje każdego dnia. – Od początku, bez zachęt finansowych, prowadzimy akcje promujące szczepienia przeciw Covid-19 wśród naszych pacjentów, dzwonimy i odpowiadamy na wszelkie wątpliwości osób niezdecydowanych – mówi Wojciech Pacholicki, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie. – W tej chwili doszliśmy już jednak do ściany - wiele małych punktów z powodu braku chętnych szczepi już tylko drugą dawką lub wycofuje się z zamówień szczepionek - dodaje. Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz rodzinny przyjmujący w Białymstoku, przyznała na Twitterze, że dziś w jej punkcie szczepień została zaszczepiona ostatnią grupa pacjentów, ale w styczniu jej przychodnia była wykluczona ze szczepień przez warunek wyszczepienia 180 osób w tydzień. I jej zdaniem to nie jest uczciwe, że dopiero teraz ma bardziej zaangażować się w szczepienia.

Rząd musi wziąć się do pracy

Wiceprezesa Pacholicki  uważa, że bez dużej rządowej kampanii edukacyjnej statystyki się nie poprawią. – Mamy wrażenie, że reklamy rządowe nie są skutecznym narzędziem, dlatego czekamy na przemyślane kampanie edukacyjne, które mogą zmienić nastawienie Polaków do szczepień – najskuteczniejszego narzędzia walki z chorobami zakaźnymi – dodaje Wojciech Pacholicki. Łukasz Pietrzak,  farmaceuta, kierownik apteki w Warszawie, prowadzący statystyki i aktywnie wspierający akcję szczepień zwraca uwagę, że brak polityki informacyjnej, co sprzyja antyszczepionkowcom. Nie ma rządowego programu informacyjnego o szczepionkach, jednej przyjaznej strony, na której można łatwo znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Mamy jedynie mało czytelny i nieintuicyjny portal gov, gdzie z trudem można znaleźć informacje, a wiele z nich trzeba dodatkowo pobrać w pliku pdf. Nie ma także polskich, łatwo dostępnych danych o skuteczności szczepionek. Z powodu braku oficjalnych materiałów, ludzie szukają odpowiedzi na własną rękę i trafiają na wiele kłamstw, które rząd nieskutecznie dementuje. Michał Dworczyk przyznaje, że musimy myśleć o zmianach postaw społecznych. - Dlatego myślimy o długotrwałych akcjach edukacyjnych. Musimy przede wszystkim zmienić postawę społeczną - mówił w piątek Dworczyk. Dodał, że przewiduje skupić się na akcjach skierowanych już do konkretnych grup osób, ale szczegółów żadnych nie podał.

O innych sposobach na zachęcenie Polaków do szczepień pisaliśmy w Prawo.pl na początku lipca. Dr Paweł Grzesiowski, pediatra, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. Covid-19, proponuje między innymi punkty szczepień w autobusach.

Prof. Michał Białek z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z Michałem Sutowskim z Krytyki Politycznej radzi też inną metodę. Każdemu nie zaszczepionemu wysłać wiadomość z terminem i miejscem szczepienia, z którego można zrezygnować lub zmienić wysyłając sms. - Ludzie preferują to, co już mają, jak ich zapytamy: co wolisz, długopis czy kubek, to są indyferentni, ale kiedy najpierw dostaną kubek, to już nie chcą go wymienić. Przywiązują się do tego, co jest. Pierwszy krok zostaje poczyniony za obywatela, on aktywnie musi się sprzeciwić. Jeśli dla niezdecydowanych obydwie opcje są równie atrakcyjne i wiele się nie różnią, to taki mechanizm daje sporą szansę, że wielu się jednak zaszczepi. Wyjście z opcji domyślnej wymaga sporego zaangażowania i motywacji - podkreśla prof. Białek.