W ubiegłym tygodniu w piątek 26 lutego br. w czasie spotkania Zespołu Trójstronnego ds. ochrony zdrowia Rady Dialogu Społecznego minister zdrowia przedstawił propozycje minimalnych, gwarantowanych ustawowo płac zasadniczych pracowników medycznych, w tym lekarzy. Jak pisaliśmy w Prawo.pl, najwyższe podwyżki zaproponowano m.in.: pielęgniarkom, fizjoterapeutom, diagnostom laboratoryjnym, najniższe lekarzom ze specjalizacją.

Na odzew lekarzy nie trzeba było długo czekać. We wtorek 2 marca Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy opublikował na swojej stronie list, w którym wzywa lekarzy do protestu. Proponuje strajk lub grupowe wypowiadanie umów. - Wzywamy do podejmowania takich działań nie tylko w interesie lekarzy, ale i naszych pacjentów. W przeciwnym razie „obudzimy się” bez publicznej ochrony zdrowia z milionami ludzi, których nie stać będzie na prywatne lecznictwo - pisze OZZL. Dlaczego?

 

Dlaczego związkowcy zachęcają do strajku

Minimalne wynagrodzenia określa ustawa z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Posługuje się ona tzw. współczynnikiem pracy, określającym  relacje między płacą zasadniczą dla danego zawodu a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce za rok ubiegły. Dla lekarzy specjalistów minister proponuje - od lipca br.- wskaźnik 1,31. - Kwotowo jest to podwyżka o 19 złotych miesięcznie w stosunku do obecnej pensji 6750 PLN, przyznanej (w odpowiedniej ustawie) lekarzom specjalistom w roku 2018, po proteście głodowym Porozumienia Rezydentów OZZL. Jednocześnie jednak jest to faktyczna obniżka ich pensji w relacji do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce z 1,6 do 1,31. Kwota 6750 PLN była bowiem równa 1,6 przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za rok poprzedni (2017).

Minister nie ukrywał, że uzasadnieniem dla niskiego wskaźnika płacy zasadniczej dla lekarzy są liczne dodatki do pensji, które otrzymują lekarze specjaliści w tym dodatki za dyżury! Uznał w ten sposób, że praca dodatkowa, wykonywana ponad przewidziane prawem normy czasu pracy nie jest obciążeniem, ale przywilejem lekarzy, dzięki któremu mogą oni dorobić do pensji zasadniczej. Tym samym wrócił do koncepcji, która wydawała się już kompletnie skompromitowana i porzucona - czytamy w liście OZZL.

I jak podkreślają jego autorzy, w takiej sytuacji trudno mieć nadzieję, na to, że wynagrodzenia lekarzy w publicznej ochronie zdrowia zostaną odgórnie zabezpieczone na odpowiednim poziomie. - Należy uznać, że wieloletnie starania OZZL i samorządu lekarskiego o to, aby lekarze mieli zapewnione godne wynagrodzenia w jednym miejscu pracy i nie musieli „dorabiać” na kilku etatach nie przyniosły rezultatu. Nadal zatem jedyną zasadą obowiązującą w publicznej ochronie zdrowia jest to, że pensje lekarskie rosną „od strajku do strajku” - pisze OZZL. Przypomnijmy, że OZZL chce aby współczynnik dla lekarzy specjalistów wynosił 3, dla tych w trakcie specjalizacji i pracujących na wyłączność w danym szpitalu, a dla pozostałych 2,0, a stażystów 0,5. To oznacza, że chcą, aby obecne minimum ustawowe dla tych ze specjalizacją wzrosłoby do poziomu ok. 15 tys. zł.

Szykujcie się na strajk...

OZZL przekonuje więc lekarzy, że jeżeli nie są zadowoleni z warunków pracy i płacy w swoim zakładzie – muszą upomnieć się o ich poprawę w sposób „siłowy”. I wyjaśnia im, że dwa sposoby, aby to uczynić: jeden to strajk, drugi to zorganizowane grupowe zwolnienie się z pracy. Według OZZL oba te sposoby mają swoje zalety i swoje wady.

Strajk ma tę zaletę, że jest „wkomponowany” w przepisy prawa pracy. Jego organizatorzy i uczestnicy są prawnie chronieni przez zwolnieniem i szykanami ze strony pracodawców, a pracodawcy, którzy utrudniają przeprowadzenie strajku ponoszą odpowiedzialność karną. Wadą strajku jest to, że – aby go przeprowadzić wśród lekarzy – trzeba uzyskać zgodę (w referendum) ponad 50 proc. wszystkich pracowników zatrudnionych w danym zakładzie pracy, w tym również tych, którzy – omotani propagandą rządową – uważają, że ich niskie pensje wynikają nie z niskich nakładów na publiczną ochronę zdrowia, ale z tego powodu, że to lekarze zabierają ich pieniądze (skoro pensje lekarskie są najwyższe) - wyjaśnia OZZL. I z tego powodu apeluje, aby w tych miejscach, gdzie lekarze chcą przeprowadzić strajk, przeprowadzali go wspólnie z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych, który już w grudniu wszedł w spór zbiorowy w wielu szpitalach. - Wówczas uzyskanie zgody na wspólny strajk będzie łatwiejszy - przekonuje OZZL. Tyle, że Polska Federacja Szpitali uważa, że adresatem postulatów płacowych powinien być rząd.

lub wypowiedzenie umów

Tam, gdzie trudno będzie strajkować OZZL proponuje zbiorowe, zorganizowane zwolnienie się z pracy. - Ta forma ma tę zaletę, że można je przeprowadzić bez uzyskiwania zgody kogokolwiek poza osobami zainteresowanymi. Jest też to forma bardziej elastyczna np. można ją zastosować na jednym oddziale szpitalnym, gdy warunki wynagradzania na innym są satysfakcjonujące. Dotychczasowe doświadczenia w przeprowadzaniu tej formy zmuszania dyrekcji do rozmów o podwyżce wskazują, że – jak dotąd - zawsze kończyła się ona sukcesem lekarzy - przekonuje OZZL.  W ten sposób wyższe wynagrodzenia na przełomie 2017 i 2018 roku wywalczyli m.in. lekarze Szpitala Klinicznego nr 1 w Szczecinie. - Trzeba tylko zadbać o wewnętrzną solidarność i dyscyplinę grupy zwalniających się lekarzy - pisze OZZL. radzi też poinformować związek, ten mógł wezwać innych lekarzy do niezatrudniania się w miejsce lekarzy, którzy się zwolnili.