Józef Kielar: Jest Pan zastępcą dyrektora szpitala wojewódzkiego w Częstochowie, który znajduje się w pierwszej trójce najbardziej zadłużonych szpitali w Polsce. Państwa długi w 2024 roku wyniosły aż 54 576 624 zł. Jak do tego doszło i czy szpitalowi grozi upadek?
Marcin Pakulski: Po pierwsze, całkowite zadłużenie szpitala jest o wiele większe. 54,5 mln zł to strata za rok ubiegły. Dużo, ale zmniejsza się znacznie w porównaniu z ubiegłymi latami dzięki działaniom podjętym przez obecny zarząd. Po drugie, podmioty medyczne działające w formie samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej (SP ZOZ) nie posiadają zdolności upadłościowej, co ma dobre i złe strony. Dobre, bo niemożliwe jest bankructwo, złe bo nie jest możliwe przekształcenie, jak w przypadku np. spółek. Dlatego potrzebna była ustawa typu lex specialis, zakładająca restrukturyzację przy wsparciu Banku Gospodarstwa Krajowego.
W ubiegłym roku 171 z 342 szpitali działających w formie samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej, których podmiotami tworzącymi są samorządy, odnotowało straty netto w wysokości 0,79 mld zł. Czy po raz kolejny państwo, czyli każdy podatnik pokryje długi bankrutujących placówek?
Tak, bo nie ma w innego wyjścia. Należy przy tym pamiętać, że nie tylko mamy do czynienia z niehomogeniczną strukturą właścicielską, ale również z bardzo zróżnicowanymi profilami działalności placówek oraz ich wielkością.
Polecamy szkolenie online w LEX: Reforma szpitali - przed czym nie uciekniesz? >
Jak zarządza się tak bardzo zadłużonym szpitalem? Jakie środki zaradcze wprowadziliście w życie, żeby Państwa długi już nie rosły, czy jest to w ogóle realne i czy Państwa pacjenci czują się bezpiecznie w takiej sytuacji?
Zarządza się bardzo trudno. Zwłaszcza tak dużym szpitalem jak nasz. Właściwie nikt z zewnątrz nie zdaje sobie sprawy, jak wielką jesteśmy placówką medyczną. Mamy ok. 800 łóżek szpitalnych (mówię, że około, bo cały czas prowadzimy program konsolidacyjny ograniczający liczbę łóżek niewykorzystywanych) oraz 32 oddziały. Zatrudniamy około 300 lekarzy i 2000 pracowników. Jesteśmy największym szpitalem w województwie śląskim i zajmujemy jedno z miejsc w pierwszej piątce największych szpitali w Polsce. Niestety, ale nasz kontrakt z NFZ jest mniejszy o około 200 mln złotych w porównaniu do innych szpitali tej wielkości.
Zobacz też w LEX: Zarządzanie zasobami ludzkimi w podmiocie leczniczym >
Proszę podać główne przyczyny zadłużenia polskich szpitali. Kto i w jaki sposób powinien pilnie interweniować? Sejm? Minister zdrowia wraz z ministrem finansów, a może NFZ?
Ostatnie zdanie poprzedniego pytania jest odpowiedzią na główną przyczynę ciągłego zadłużania się szpitala. Do tego dochodzą gigantyczne koszty obsługi zadłużenia przeterminowanego oraz koszty finansowe egzekucji komorniczych. Nie oznacza to, że nie ma innych przyczyn. Ale po kolei. W pewnym momencie poprzednik byłego już dyrektora Łukasza Połatyńskiego podejmował błędne decyzje zarządcze oraz inwestycyjne. Nie podejmował działań koniecznych w zakresie działalności bieżącej i restrukturyzacji, co przyśpieszyło tempo zadłużania. Wracając do pańskiego pytania, odbyliśmy wiele rozmów w Śląskim Oddziale Wojewódzkim NFZ, ale bez efektu. Obecny zarząd Funduszu pogubił się w priorytetach swojej działalności. Skupia się na własnych regulaminach wewnętrznych, zapominając całkowicie o ustawowych obowiązkach NFZ, którymi powinny być, zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, monitorowanie oraz ocena jakości i dostępności, a także analiza kosztów świadczeń opieki zdrowotnej w zakresie niezbędnym dla prawidłowego zawierania umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej.
Inaczej mówiąc, Śląski Oddział NFZ całkowicie zapomniał o monitorowaniu dostępności do świadczeń w poszczególnych subregionach województwa. Przełożyło się to m. in. na kilkukrotnie (od trzech do pięciu razy) mniejszy kontrakt na endoprotezoplastykę w naszym szpitalu w porównaniu z innymi placówkami w naszym województwie. Nie mam tu na myśli znanego szpitala w Piekarach Śląskich, ale porównywalny szpital wojewódzki w Sosnowcu, również z centrum urazowym. Oznacza to, że Fundusz godzi się na to, żeby milion mieszkańców Śląska miało ograniczony dostęp do wspomnianych świadczeń. W efekcie znacznie ogranicza się komfort życia pacjentów. Ich dolegliwości bólowe zwiększają absencję w pracy oraz powodują konieczność wypłacania coraz większej liczby rent chorobowych. Jestem przekonany, że te koszty wielokrotnie przewyższają brakujące nam w budżecie szpitala 20 mln zł rocznie. Ale to tylko jeden z przykładów.
W jaki sposób centralizacja zarządzania systemem ochrony zdrowia wpływa na kondycję publicznych placówek opieki zdrowotnej?
Na razie właściwie nie ma centralizacji. Może wystarczyłoby tylko rzetelne przestrzeganie wymienionej już ustawy przez płatnika, czyli NFZ. Natomiast “z piachu nawet Fundusz bata nie ukręci”. Według moich wyliczeń w systemie ochrony zdrowia brakuje obecnie minimum 200 mld złotych. Wiem, że na politykach nie związanych ze zdrowiem robi to szokujące wrażenie. Ale wystarczy spojrzeć, gdzie jesteśmy w Europie pod względem wydatków na zdrowie? Otóż jesteśmy na trzecim miejscu, ale od końca. Mimo samozadowolenia polityków ze zwiększających się nakładów musimy pamiętać że są one naturalnym wynikiem wzrostu gospodarczego. Niestety, wzrastają również wydatki na tzw. ustawę podwyżkową (obligatoryjna, coroczna waloryzacja wynagrodzeń w publicznych podmiotach ochrony zdrowia – red.) oraz nowe technologie lekowe i medyczne.
Zobacz też w LEX zwięzły przewodnik dla lekarzy-menedżerów o tym, jak nawigować po polskim prawie ochrony zdrowia i wybranych regulacjach UE: Prawo ochrony zdrowia dla managerów >
Ostatnio dużo się pisze o tym, że w wielu szpitalach przeciętnie 80 proc. otrzymanych pieniędzy z NFZ przeznacza się na wynagrodzenia personelu medycznego (szczególne kontrowersje budzą umowy cywilnoprawne lekarzy). Obowiązek corocznej waloryzacji płac wynika z wymienionej przez Pana ustawy, ale dyrektorom szpitali brakuje pieniędzy na ten cel i zadłużają je nawet w parabankach. Reasumując: Cygan zawinił, kowala powiesili…
Podstawową przyczyną gwałtownego wzrostu liczby umów cywilnoprawnych w szpitalach jest zbyt mała liczba lekarzy pracujących w lecznictwie zamkniętym w porównaniu do minimalnych potrzeb. Umowa taka pozwala ominąć przepisy Kodeksu pracy, regulujące zasady zatrudniania i pracy w ramach umowy o pracę, która ma bardzo duże ograniczenia. Na przykład, lekarz może pracować 37,5 godzin tygodniowo i 150 godzin miesięcznie wraz z dyżurami. Jeden dyżur zwykły to ok. 16-18 godzin, dyżur świąteczny to 24 godziny. Czyli od 150 godzin miesięcznie odejmujemy jeden dyżur świąteczny i powiedzmy 2 dyżury zwykłe po 18 godzin, co daje nam 60 godzin. Pozostaje 90 godzin miesięcznie, co daje 22,5 godziny średnio tygodniowo... Lekarz nie pracuje mniej, czyli tak jak wszyscy inni pracownicy, ale dodatkowo w niedzielę w święta oraz w nocy.
Wyższe koszty w niektórych przypadkach umów cywilnoprawnych są nie tylko przeliczeniem dodatkowych godzin w pracy, ale równocześnie wynagrodzeniem za brak ochrony w przypadku choroby, brakiem płatnych urlopów, a także kosztem poświęcania swojego zdrowia i czasu na regenerację i odpoczynek. W mojej ocenie to patologiczna sytuacja wymuszona przez system niedoborów kadr zasobów i finansów. Na koniec powiem, że jeżeli ktoś myśli, iż ograniczy koszty w szpitalu „tnąc” stawki na umowach zlecenia, to się myli. Jak już bowiem udowodniłem, w miejsce przepracowanych tzw. lekarzy kontraktowców należałoby zatrudnić większą liczbę lekarzy na etatach za odpowiednie wynagrodzenie. Powinno się ono kształtować się obecnie w widełkach od 20 tys. do 30 tys. złotych. No, ale lekarzy nie ma. Mamy jednak kilka możliwości, które należy wdrażać. W Polsce potrzebujemy bowiem lekarzy imigrantów, głównie z krajów zza wschodniej granicy. Mam na myśli głównie Białorusinów i Ukraińców. Niezbędne jest także istotne zmniejszenie liczby łóżek szpitalnych poprzez restrukturyzację i konsolidacje szpitali. Te wnioski były fundamentem założeń przyjętych przez zespół doradców minister Izabeli Leszczyny, w pracach którego miałem zaszczyt uczestniczyć.
Czytaj również: Ustawa podwyżkowa: Zmiany raczej nieuniknione, ale kształt to niewiadoma
A jak według Pana z tymi problemami radzi sobie nowe kierownictwo Ministerstwa Zdrowia?
W ochronie zdrowia reformy trwają zazwyczaj długo i powinny odbywać się w sposób ewolucyjny. Potrzeba na to czasu, ponadpartyjnej zgody i przekonania pacjentów, że są niezbędne. Za krótko więc na taką recenzję.
dr Marcin Pakulski, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. NMP w Częstochowie, były członek ministerialnego zespołu ds. zmian systemowych w ochronie zdrowia oraz były prezes NFZ
Cena promocyjna: 111.2 zł
|Cena regularna: 139 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 83.4 zł
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.







