Liczba zakażeń nigdy w Polsce nie spadła do takiego poziomu, żeby można było odwołać zagrożenie i znieść związane z tym ograniczenia. Tymczasem przedstawiciele rządu, z premierem i prezydentem państwa na czele wiele razy publicznie mówili, że już epidemię pokonaliśmy i już można więcej. Nic nie tłumaczy prezydenta walczącego o reelekcję z nieodpowiedzialnych wypowiedzi, w których bagatelizował zagrożenie koronawirusem i podważał potrzebę szczepień. A już zupełnie nie ma usprawiedliwienia dla wypowiedzi premiera, że nie ma już zagrożenia, że wszyscy, a szczególnie ludzie starsi (szczególnie zagrożeni!) mogą bezpiecznie iść na wybory. 

Czytaj: Rząd myśli o zmianach w prawie, a sądy już uniewinniają osoby bez maseczek>>
 

Premier musiał wiedzieć, że epidemia nie zakończyła się,  widział co się dzieje w innych krajach, musiał znać oceny krajowych ekspertów, które teraz znamy wszyscy. Jeśli to wiedział i mówił to co słyszeliśmy, to kłamał i manipulował. A jeśli nie wiedział, to nie powinien być premierem, bo przecież jest szefem szefów tych wszystkich służb, które gromadzą taką wiedzę i tworzą prognozy rozwoju sytuacji. Lekarze mówili, żeby zachować ostrożność, a prezydent, premier i jego ministrowie to zbagatelizowali i dla celu wyborczego pozwolili ludziom na zbyt wiele i wręcz zachęcali do nieodpowiedzialnych zachowań. 

A duża część społeczeństwa w to poszła. Wbrew zaleceniom epidemiologów zaczęto organizować huczne wesela i liczne pogrzeby, do sklepów mniej więcej połowa klientów wchodziła bez maseczek, a już to co możemy teraz oglądać w Sopocie, Władysławowie, Juracie czy Zakopanem, przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku. To nie tylko zwykłe tłumy ludzi bez maseczek i nie zachowujących wymaganego dystansu, ale masa ludzi z całej Polski. Jeśli tam pojawi się ktoś zarażony, to w ciągu paru dni wirus zostanie rozwieziony po całym kraju. 

 

Ludzie zachowują się jakby tego nie rozumieli, a władza publiczna nie potrafi sobie teraz z tym poradzić. Do tego okazuje się, że wprowadzone w tym celu przepisy są nieskuteczne, bo źle napisane, albo dlatego, że rozporządzenie ustanawia sankcje, na które nie pozwala mu ustawa. Gdy więc podejmowane są próby egzekwowania zasad obowiązujących podczas epidemii, to każdy może powiedzieć policjantowi, żeby spadał. A strażnik miejski to już zupełnie nic nie może, bo nie ma do tego podstaw prawnych. Uchwalono cztery "tarcze antykryzysowe", a w nich wiele zmian zupełnie bez związku, jak choćby te w kodeksie karnym, a tego akurat nie uregulowano. Nie ma żadnych usprawiedliwień dla takich błędów i zaniedbań. 

Czytaj: Straż miejska poucza o maskach i dystansie, mandaty pod znakiem zapytania>>
 

Teraz dopiero, gdy bijemy kolejne rekordy zakażeń, rząd podejmuje nerwowe działania. W tym propagandowe, zachęcające do właściwych zachowań, ale niekonsekwentne, bo gdy ministrowie rządu zachęcają do noszenia maseczek, prezydent mówi, że kto chce i może, niech nosi. On w każdym razie nie nosi i robi sobie selfie z przypadkowymi osobami, też bez maseczek. 

Będą też zmiany w prawie, ale czy teraz to już dobre, bez dziur, jak to rozporządzenie nakazujące noszenie maseczek i zachowywanie dystansu, którego nie daje się w pełni egzekwować? No i kto to ma uchwalić, bo potrzebne są zmiany ustawowe, a w Sejmie i Senacie też już są zakażenia i najbliższe posiedzenia zostały odwołane.