Dentobusty kursują głównie w miastach, a nie docierają na wieś. Są też województwa, w których leczenia w mobilnych gabinetach stomatologicznych nie chciał się podjąć żaden dentysta. Tak wygląda sytuacja wielu takich gabinetów, które miały być sposobem na zapobieżenie epidemii próchnicy u polskich dzieci i udostępnienie leczenia stomatologicznego tam, gdzie go wcześniej nie było. Wyszło jednak nieco inaczej, niż zakładał rząd w 2017 r. wysyłając dentobusy w Polskę. Ze sprawozdania NFZ za 2018 r. wynika, że usług stomatologicznych w dentobusach skorzystało 34 tys. pacjentów. NFZ na realizację świadczeń w dentobusach wydał 2,7 mld złotych

-Z pomocy w dentobusach skorzystał zaledwie promil wszystkich dzieci potrzebujących pomocy stomatologicznej. To jest porażka rządu. Przede wszystkim założenia okazały się niezgodne z rzeczywistością. Prowadzę gabinet stomatologiczny, mam na niego kontrakt z NFZ, a przed moim gabinetem ustawiał się dentobus. Owszem nieopodal jest szkoła, ale po co mobilny gabinet dentystyczny stoi w miejscu, w którym jest oferowana stacjonarna pomoc - pyta dr. Rafał Kiełkowski, wiceprezes śląskiej izby lekarskiej.

Stomatolog jak komiwojażer nie chce jeździć dentobusem po województwie - czytaj tutaj>>
  


Jeden na województwo

Założenie było takie, że minister zdrowia kupi jeden dentobus na województwo. Lekarz dentysta, który wygra konkurs na świadczenia w mobilnym gabinecie, będzie docierał w miejsca, gdzie są białe plamy na mapie Polski, czyli nie ma tam żadnej refundowanej opieki stomatologicznej.

Najmniej dzieci w ciągu całego 2018 r. obsłużyły dentobusy w dwóch województwach: na Dolnym Śląsku przyjęły zaledwie 751 pacjentów, a w Wielkopolsce - 581. Najwięcej dzieci skorzystało ze świadczeń na Mazowszu - ponad 4 tysiące.

- Dentobusy nie były wyposażone w dostęp choćby do toalety, co dla zespołu w nich pracującego okazało się trudnością. Dlatego lekarze woleli stacjonować w dużych miastach, aniżeli jeździć w głąb wsi. Dodatkowo zakres usług, jakie stomatolog mógł wykonać w mobilnym gabinecie, okazał się ograniczony. Nie było odpowiedniego sprzętu potrzebnego choćby do leczenia kanałowego zębów - mówi prof. dr. hab. Marzena Dominiak, prezes Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego.   

Problematyczne dla dentystów okazały się także kwestie organizacyjne. Ten gabinet, który w województwie podpisał konkurs z NFZ na leczenie w dentobusie, musiał wykupić ubezpieczenie OC dla auta, co też nie było zachęcające dla wielu stomatologów do tego, aby pracować w mobilnych gabinetach. Poza tym kłopotliwa okazywała się kwestia pobrania zgody na leczenie. Ustawa o Rzeczniku praw pacjenta i prawach pacjenta wskazuje bowiem, że mały pacjent musi mieć zgodę na leczenie od rodzica.

Leczenie w dentobusie tylko za zgodą rodzica - czytaj tutaj>>


Potrzebnych kilka zgód

-Z tym, że najpierw młody człowiek musiał przynieść zgodę na samo badanie, a gdy okazywało się, że potrzebne jest leczenie, to dentysta był zobowiązany odebrać kolejną zgodę - od opiekuna dziecka. Wszystko to komplikowało udzielanie świadczeń w dentobusach - zaznacza prof. Dominiak. Wskazuje także, że dla dentystów było też problematyczne, że do dentobusu nie mieścił się kierowca, a stomatolog mógł zabrać na pokład tylko asystentkę.

- Wszystkie te trudności sprawiły, że na początku 2018 r. w wielu województwach nie było chętnych do podpisania kontraktu na dentobusy. Rząd wydał na nie 24 mln złotych. Lepiej było za to doposażyć gabinety stomatologiczne - zauważa prof. Dominiak. Dopiero gdy NFZ podniósł nieco wyceny świadczeń w dentobusach, w kilku województwach chętni w końcu się zgłosili.

Jeden dentobus kosztował rząd 1,5 mln złotych.  Ówczesny minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł, musiał dokonywać ich zakupu bardzo szybko, gdyż pod koniec 2017 r. miał trzy miesiące na przeprowadzenie przetargu. Stanęła do niego tylko jedna firma, spełniając pewne kryterium przetargu, którego nie spełniał nikt inny. Chodziło o podgrzewane przednie szyby w dentobusie.

Posłowie Platformy Obywatelskiej złożyli w połowie 2018 r. wniosek do CBA o wszczęcie czynności wyjaśniających w sprawie nieprawidłowości przy zakupie dentobusów. Jak dowiedziała się redakcja Prawo.pl, CBA prowadziło te czynności przez krótki czas w 2018 r., ale zakończyło po tym, jak Najwyższa Izba Kontroli doszła do wniosku, że nieprawidłowości jednak były. NIK, sprawdzając wykonanie ustawy budżetowej za 2017 r. uznał, że resort zdrowia nieprawidłowo przeprowadził przetarg na zakup dentobusów z powodu wykluczającego wszystkie firmy kryterium podgrzewanej szyby.

Województwa bez stomatologa

Poza tym NIK w połowie 2018 r. opublikowała raport o opiece zdrowotnej nad dziećmi i uczniami, sprawdzając jak rząd realizuje przepisy ustawy o szczególnych rozwiązaniach poprawiających jakość i dostępność do opieki zdrowotnej u dzieci i młodzieży.

Kontrolerzy nie zostawili jednak suchej nitki na dentobusach. Podali, że w niewielu szkołach uczniowie mogą także skorzystać  z gabinetów stomatologicznych. Znajduje się tam tylko ok. 600 gabinetów, czyli ponad 7 proc. ogólnej ich liczby (z 8,6 tys.). W szkołach w województwie lubuskim i podkarpackim w ogóle nie ma gabinetów stomatologicznych. NIK uznał, że zakup dentobusów był działaniem doraźnym i nie poprawił stanu uzębienia u dzieci i młodzieży.

Zaś z programu Ministerstwa Zdrowia na lata 2016-2020, sprawdzającego  stan zdrowia jamy ustanej u dzieci i dorosłych wynika, że polskie dzieci ogarnęła epidemia próchnicy. Aż 80 proc. pięciolatków ją ma. A prawie 9 proc osiemnastolatków ma z tego powodu usunięty co najmniej jeden ząb. - Bardzo niska jest świadomość zdrowotna naszego społeczeństwa. Dorośli, rodzice nie zdają sobie sprawy, że próchnica to nie tylko problem zęba, ale ma wpływ na pozostałe narządy, ponieważ wnika do organizmu, uszkadzając oczy czy płuca - zaznacza prof. Dominiak.