Ograniczenia, jeśli będą, to tylko regionalne, zależne od liczby zakażonych i zaszczepionych. Powiaty z 12 zakażonymi na 10 tys. mieszkańców będą żółte – mniejsze ograniczenia, a z 24 – czerwone – większe.  Jeśli powiat będzie się kwalifikował do strefy czerwonej, ale będzie miał poziom wyszczepialności powyżej średniej, to będzie strefą żółtą. W tych strefach mają być wprowadzane limity osób w miejscach publicznych. Obostrzenia mają być wprowadzane dla wszystkich na danym terenie, ale osoby zaszczepione z części będą wykluczone.

To wszystko, co do 26 sierpnia powiedział rząd o strategii walki z czwartą falą pandemii. Za pięć dni do szkół wrócą zaś uczniowie po wakacyjnych wojażach, później studenci, przyjdzie jesień sprzyjająca transmisji, a wciąż nie wiadomo, co z ograniczeniami dla niezaszczepionych, zasadami testowania, nakładaniem kwarantanny. W tym czasie wiele krajów Europy podejmuje konkretne działania. Zdaniem ekspertów w Polsce brakuje centrum zarządzenia pandemią, które zbierałoby wszystkie niezbędne do tego dane, komunikowało zagrożenia i informowało, jak i dlaczego postępować. Do dziś analizą szczątkowych danych zajmują się wolontariusze. Płacimy też za nie wprowadzenia stanu wyjątkowego.

Czytaj również:
Jeśli będą obostrzenia, to regionalne. Trzecie szczepienie dla wybranych >> 
Nie wszystkie szpitale gotowe na czwartą falę pandemii >>

 

Kiedy plan walki z pandemią?

Jaka jest rządowa strategia walki z pandemią? – Trudno ocenić, bo słyszymy tylko szczątkowe informacje, brakuje konkretów, jasno opisanej strategii  – ocenia Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw pandemii. Na podstawie oficjalnych wypowiedzi można powiedzieć, że strategia sprowadza się do jednego słowa „zależy”, zależy od poziomu zakażeń, choć strategia powinna przed ich wzrostem właśnie chronić. Jednak Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia, zapytany w pierwszym programie PR o plany wprowadzenia obostrzeń odpowiedział, że jest za wcześnie, by o tym mówić. - Musimy zobaczyć, gdzie i w jakim stopniu dojdzie do zwiększonej liczby nowych zakażeń  – sprecyzował. Jak nieoficjalnie udało się ustalić Prawo.pl, plan walki z pandemią powstaje w Ministerstwie Zdrowia i ma być ogłoszony już po 1 września – rok temu, gdy o wirusie wiedzieliśmy znacznie mniej, minister Niedzielski przedstawił go 3 września, ale podział na zielone, żółte i czerwone strefy wprowadzono już 8 sierpnia

Kraje Europy już zapobiegają czwartej fali

Inaczej na pandemię patrzą Niemcy, Włosi, Francuzi i Grecy. We Włoszech już od 6 sierpnia, a we Francji od 9 sierpnia zielony certyfikat unijny, tzw. paszport covidowy otwiera drzwi do restauracji, kin, teatrów, muzeów, targów, uzdrowisk, basenów, hali.

Czytaj w LEX: Unijne cyfrowe zaświadczenia COVID >

We Francji wprowadzono precyzyjne wytyczne dla uczniów, np. muszą nosić maseczki w pomieszczeniach, nie mogą mieć zajęć wychowania fizycznego w zamkniętych pomieszczeniach, a w obliczu wzrostu zakażeń niezaszczepieni przechodzą na edukacje zdalną. Polska ma praktycznie taki sam plan jak rok temu, który nie zadziałał, bo szkoły są przepełnione. Choć wytyczne MEN i GIS są już bardziej precyzyjne.

We Włoszech cały czas obowiązuje też podział na cztery strefy: białą, żółtą, pomarańczową i czerwoną. Obecnie całe Włochy to strefa żółta, co łatwo można sprawdzić na specjalnej mapie.  Gdy region decyzją ministra zdrowia trafi do strefy pomarańczowej czy czerwonej, to obowiązuje w nim zakaz przemieszczania się z wyłączeniem uwiarygodnionych potrzeb zawodowych, sytuacji wyższej konieczności, względów zdrowotnych, powrotu do miejsca zamieszkania). W kolorowych strefach obowiązuje godzina policyjna od 24 do 5 rano. Ta jest też w Grecji: w Chania na Krecie i wyspie Zakhyntos - od 1 w nocy do 6 rano.

W Niemczech od 23 sierpnia obowiązuje zasada 3G (Geimpfte - zaszczepieni, Genesene - ozdrowieńcy, Getestete - przetestowani). Oznacza ona, że każdy, kto przebywa w publicznie dostępnych pomieszczeniach zamkniętych, musi być zaszczepiony, wyleczony lub przedstawić negatywny test na obecność koronawirusa. Chodzi o restauracje, kina, salony fryzjerskie, siłownie, baseny i hale sportowe, odwiedziny w szpitalach, ośrodkach rehabilitacyjnych oraz domach opieki i uczestników imprez. Ponadto, aby zachęcić do szczepień od 11 października Niemcy nie będą mogli już testować się bezpłatnie. Jedynie niezaszczepieni uczniowie będą wciąż regularnie i za darmo testowani w szkołach.

Czytaj również: Wśród medyków są antyszczepionkowcy, ale rząd nie zmusi ich do szczepień >> 


W Grecji obostrzenia dla osób bez zielonego paszportu covidowego mają obowiązywać od 13 września. Do tego dwa testy na Covid-19 tygodniowo wymagane będą od pracowników uniwersytetów, sektora turystyki, gastronomii i rozrywki. W tej grupie znajdą się także uczniowie i studenci. Testy mają być wykonywane przez prywatne placówki za każdorazową opłatą 10 euro, pokrywaną przez testowanego. Z zasady tej wyłączeni będą uczniowie - w ich przypadku koszt pokryje rząd. Wszystko dlatego, że w Grecji 90 proc. chorych na Covid-19 leżących w szpitalu, to niezaszczepieni. We wszystkich tych krajach nadal obowiązuje nakaz noszenia maseczek w pomieszczeniach, dezynfekcji rąk i zachowania dystansu, i jest przestrzegany.

W Polsce też obowiązuje, ale przestrzegają go nieliczni. – W Polsce czuję się tak, jakby pandemii nie było, nie groziła nam czwarta fala, a wirus był lekki i nie powodował powikłań – mówi Arkadiusz Pączka, wiceprezes Federacji Przedsiębiorców Polskich. – W Polsce w restauracji jest jeden płyn do dezynfekcji, w Grecji na każdym stoliku, w Berlinie osoby bez pokazania kodu QR paszportu covidowego i zielonego światła nie wejdą do kawiarni. Tam to jest naturalne i nikogo nie dziwi. W Polsce rząd nie ma żadnego planu, jak powstrzymać czwartą falę. W efekcie przedsiębiorcy nie wiedzą, czego się spodziewać – dodaje.

Czytaj w LEX: Prawo do przemieszczania się w stanie epidemii - brak podstaw prawnych dla wprowadzania zakazu przemieszczania się >

Czwarta fala – może jej nie będzie

Paweł Grzesiowski zwraca uwagę, że wariant Delta jest bardziej zakaźny, powoduje więcej hospitalizacji dla niezaszczepionych, przełamuje też odporność zaszczepionych, a w Polsce w całym planowaniu przeważa optymizm, że nas on nie dotknie. W Polsce oficjalnie mamy 2,6 mln ozdrowieńców, ale mówi się, że jest ich co najmniej dwa razy więcej. Gdy do tego dodamy 18,5 mln zaszczepionych, to odporność ma ponad 2/3 dorosłej populacji. Dlatego rząd po cichu liczy, że czwarta fala będzie lżejsza niż trzecia. Z modelu przygotowywanego przez naukowców z Politechniki Wrocławskiej wynika, że dynamika zakażeń koronawirusem w Polsce jest obecnie bardzo zbliżona do tej sprzed roku. Prognozują oni, że w połowie września dzienna liczba zakażeń wyniesie prawdopodobnie 500-600 osób, a pod koniec listopada może osiągnąć nawet ponad 30 tys.  – Kraje, które trzy miesiące temu uwolniły wszystkie ograniczenia, jak Izrael czy USA, już weryfikują swoją politykę - zauważa Paweł Grzesiowski. Przez rosnącą liczbą zakażeń w Izraelu przywrócono obowiązek noszenia masek w zadaszonych miejscach publicznych i legitymowania klientów, np. restauracji zielonym paszportem. 

Czytaj w LEX: Różnicowanie a dyskryminacja – status prawny osób szczepionych i nieszczepionych na COVID-19 >

Izrael wprowadził też trzecią, przypominającą dawkę szczepionki. Premier Izraela Naftali Bennett mówił, że obserwowany jest wzrost liczby zakażeń w grupie osób w średnim wieku, które otrzymały dwie dawki szczepionki na COVID-19 na początku roku i nie przyjęły jeszcze trzeciej dawki, a są przeświadczone, że są chronione i nie przestrzegają żadnych zasad. Paweł Grzesiowski uważa, że już należy działać, aby nie popełnić błędów Izraela, USA czy Wlk. Brytanii. Tyle, że w Polsce nie ma nawet ośrodka, który zarządzałby pandemią i danych, które pozwalają to robić skutecznie.

Brak danych i centrum zarządzania pandemią

- W innych krajach dyskusja toczy się na wyższym poziomie, a u nas jest pełen luz – ocenia Arkadiusz Pączka. – Te nieliczne dane o planowanych działaniach sprawiają, że przedsiębiorcy z regionów o niskim poziomie zaszczepienia są przekonani, że jesienią czeka ich lockdown – dodaje.

Przedstawiciele rządu, i Rady Medycznej przy premierze mówią, że nikt nie chce lockdownu, ale jeśli działania zostaną podjęte za późno, w tym wyznaczone żółte i czerwone strefy, to nie będzie innego wyjścia. A wszystko wskazuje, że tak będzie, bo nie ma rzetelnych danych.  – W dalszym ciągu nie ma  ośrodka, który na podstawie analizy różnych danych zarządzałby pandemia – mówi Paweł Grzesiowski. – Tak naprawdę nie wiemy o jakich wskaźnikach mówi rząd, nie znamy struktury zachorowań, danych o dziennej liczbie nowych hospitalizacji, które mówiłby nam nasileniu epidemii. Nie ma jednego miejsca, w którym można sprawdzić online jak wygląda sytuacja tydzień do tygodnia. O strefach i obostrzeniach nadal będziemy dowiadywać się z komunikatów medialnych i rozporządzeń – dodaje. W Niemczech precyzyjne raporty - kliknij, aby zobaczyć - przygotowuje Instytut Roberta Kocha.

Czytaj w LEX: Pandemia COVID-19 a dostęp do prawa. Polska na tle wyników badania międzynarodowego >

Łukasz Pietrzak, farmaceuta, który prowadzi statystyki pandemiczne, zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny problem. - Na podstawie zgonów nadmiarowych można oszacować, iż faktycznie mogło u nas przechorować nawet ponad 10 milionów mieszkańców. By móc to w miarę precyzyjnie określić, należałoby w referencyjnych powiatach zrobić powszechne testy na obecność przeciwciał. Aktualnie zakażeń, rzeczywiście jest mało, mimo że wykonywanych jest więcej testów niż w analogicznym okresie rok temu. Nie zmienia to faktu, iż nie dysponujemy pełnymi i rzetelnymi danymi, a te które są powszechnie dostępne najczęściej zbierają i analizują wolontariusze. To jest kuriozalne, że w 38-milionowym państwie współczynnik "R" liczy fizyk - Adam Gapiński, poziom immunizacji - informatyk Wiesław Seweryn, poziom zachorowań w powiatach - informatyk Piotr Tarnowski, natomiast ja zajmuję się zgonami nadmiarowymi oraz regionalnymi i demograficznymi współczynnikami epidemiologicznymi – podkreśla Pietrzak. Wszystko zaczął wówczas 9-latetni maturzysta Michał Rogalski, a Ministerstwo Zdrowia po ponad 1,5 roku pandemii wciąż nie ma centrum dowodzenia i analiz.

Zespół doradczy Polskiej Akademii Nauk do spraw Covid-19 pod koniec lipca apelował o powołanie w Polsce instytucji, której rolą byłoby stałe monitorowanie i komunikowanie społeczeństwu zbliżających się zagrożeń zdrowotnych oraz informowanie, jak postępować w ich obliczu. - Z dotychczasowego przebiegu sposobu informowania o pandemii można odnieść wrażenie, że w Polsce na walce z koronawirusem najlepiej znają się politycy. Wprawdzie od listopada 2020 r. przy premierze działa Rada Medyczna, ale – inaczej niż w innych krajach – została ona powołana doraźnie, a protokoły z jej posiedzeń są niejawne. To nie sprzyja zaufaniu - podkreślają naukowcy.

Czytaj również: Na jakiej podstawie rząd podejmował decyzje o obostrzeniach jesienią i zimą >>

Testy – rząd milczy

Przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia milczą też o testach. Zdaniem Pawła Grzesiowskiego to powszechne testy antygenowe powinny być podstawą działań zapobiegawczych. – Przecież wariant Delta jest bardziej zakaźny, a nadal obowiązuję zalecenia ministerstwa z 2020 roku czyli brak testowania osób bezobjawowych. W efekcie nie będziemy na bieżąco wiedzieć, co się naprawdę dzieje – podkreśla Grzesiowski. I dodaje, że jeśli nie będziemy testować, to wielu Polaków nie będzie nawet wiedziało, że przeszło Covid-19 do czasu wystąpienia powikłań. Według niego za mało się mówi, że Covid-19 to nie tylko zgony, ale także tzw. long-Covid, który występuje o 10 proc. chorujących. Zapalenie mięśnia sercowego, zatory, udary, problemy neurologiczne, pulmonologiczne pojawiają się kilka miesięcy po przechorowaniu. – Być może okaże się, że do szpitali trafi mniej pacjentów z ciężkim przebiegiem Covid-19 i nie trzeba wprowadzać lockdownu. Trzeba jednak monitorować przebieg pandemii, bo jeśli będzie dużo zachorowań, to ich skutki odczuje system ochrony zdrowia, co odbije się na nim negatywnie – mówi Grzesiowski. Odczują je też pracodawcy, bo pracownicy trafią na zwolnienia lekarskie.

O regularne testowanie szybkimi testami antygenowymi uczniów i pracowników szkół apelował już w lipcu zespół doradczy PAN do spraw Covid-19. -  Testy te są stosunkowo tanie, a pozwolą wyłapać większość przypadków zakażenia. Powinny odbywać się co najmniej raz na tydzień, a najlepiej dwa razy w tygodniu - przekonują naukowcy.

Jeszcze inaczej na sprawę patrzy Łukasz Pietrzak. - Pomysł podziału na żółte i czerwone strefy jest dobry pod warunkiem, że będą prowadzone dochodzenia epidemiologiczne, a osoby z pierwszego kontaktu będą bezwzględnie testowane. Jeśli osoba ma pozytywny wynik, to trzeba od razu nałożyć na nią kwarantannę, ale też na osoby, z którymi miała kontakt, a co najważniejsze to szybko je przetestować. Jesienią tak to jednak nie działało, i wszystko wskazuje, że nadal nie działa, bo za wywiad epidemiczny są odpowiedzialne niedofinansowane i przeciążone sanepidy. Ważne też, aby kwarantanna była nakładana skutecznie. Tymczasem dotychczas zdarzało się, że mieszkające w jednym gospodarstwie osoby kończyły kwarantannę w różnym czasie lub nawet były z niej wykluczone  - mówi Pietrzak.

O tyle prowadzenie śledztw będzie prostsze, że wkrótce Sejm uchwali 30 tys. zł kary za kłamstwo covidowe. Zdaniem Pietrzaka warto też rozważyć testowanie regularne uczniów, co by pokazało aktualną sytuację i pozwalało podjąć działania odpowiednio wcześniej. - Jeśli powiatowe strefy będą wprowadzane przy poziomie 12 zachorowań na 10 tys. mieszkańców, czyli 120 na 100 tys. to za późno. Wówczas już ruszy efekt kuli śnieżnej, którą będzie trudno powstrzymać, gdy wprowadzone obostrzenia nie będą skuteczne - ocenia Pietrzak. A Arkadiusz Pączka przewiduje, że wielu przedsiębiorców, by utrzymać działalność, nie zastosuje się do ograniczeń

Czytaj w LEX: Szczepienia uczniów przeciw COVID-19 w szkołach i placówkach oświatowych - jak organizować? >

Pracodawcy pozostawieni sobie

Przedstawicie przedsiębiorców wskazują, że chcą przygotować się do jesiennej fali, ale nie mają zielonego światła od rządu. Aby móc weryfikować paszporty covidowe, muszą mieć podstawę prawną. Projekt w tej sprawie ma zostać przygotowany w Ministerstwie Zdrowia i wniesiony do Sejmu jako poselski. By przyspieszyć prace odpowiednie przepisy mogłyby zostać też dodane do noweli ustawy covidowej, którą się zajmie Senat na posiedzeniu rozpoczynającym się 9 września. Wówczas Sejm mógłby je procedować już 15 września, a prezydent podpisać nawet następnego dnia. Jak ustaliło Prawo.pl wciąż jednak nie ma projektu, są tylko kierunkowe założenia.

– Nikt też nie mówi o pomocy finansowej dla firm dotkniętych lokalnymi ograniczeniami – dodaje Arkadiusz Pączka. – A te pytają dlaczego mają płacić za to, że państwo nie przeprowadziło skutecznie programu szczepień – mówi.

Czytaj w LEX: Szczepienia przeciwko COVID-19 w zakładach pracy oraz współpraca z podmiotami leczniczymi >

Wszyscy też pytają, jak wrócić do noszenia maseczek, dezynfekcji rąk i zachowania dystansu. – W innych krajach źle się czują osoby bez maseczki, u nas te w maseczkach, bo nikt nie egzekwuje kar za ich brak – mówi Paweł Grzesiowski. I dodaje, że jeśli kary nie będą egzekwowane, to nikt nie będzie przestrzegał nakazów. W Grecji za brak maseczki grozi 300 euro kary.

Monika Kwiatkowska, radca prawny, zwraca uwagę na inny problem. – We Włoszech do 31 grudnia został przedłużony stan wyjątkowy. Wszystkie obostrzenia zatem, nawet te wprowadzane nagle, mają podstawę prawną. W Polsce łatwo je zakwestionować, co utrudnia egzekucję – mówi mec. Kwiatkowska. Jej zdaniem szkoda, że w najtrudniejszym momencie nie zdecydowano się na wprowadzenie  stanu wyjątkowego w  Polsce, bo ułatwiłoby to przestrzeganie pandemicznych zasad bezpieczeństwa i wprowadzanie nowych. Aczkolwiek z uwagi na zapisy konstytucyjne jest to jedynie środek czasowy - dodaje. Na to jednak nie można liczyć, bo rząd boi się ewentualnych odszkodowań za skutki wprowadzanych ograniczeń. 

Czytaj w LEX: Wybrane problemy związane z przystosowaniem Konstytucji RP do wojny i innych sytuacji kryzysowych >