Eksperci zwracają uwagę, że jednym z głównych problemów zalewania miast jest wszechobecna „betonoza” oraz zagęszczenie zabudowy miejskiej kosztem terenów zielonych. Przeczytaj więcej: Zmiany klimatu wymuszą odbetonowanie miast

- To są grzechy niedalekiej przeszłości, które powodują, że na terenach utwardzonych woda nie ma się gdzie podziać i w konsekwencji powoduje to szybki i gwałtowny spływ wód, który nie jest w stanie przyjąć kanalizacja burzowa ani ogólnospływna – mówi inż. Piotr Zymon, kierownik działu Ewidencji i Uzgodnień  w Klimat-Energia-Gospodarka Wodna, pierwszej w Polsce wyspecjalizowanej jednostki samorządowej powołanej w Krakowie, by adaptować miasto do zmian klimatu.

Samorządy dostrzegają problem i błędy poprzedników zachwyconych choćby funkcjonalnością kostki Bauma. Wprowadzają różnego rodzaju rozwiązania: zwiększają przestrzenie zielone, inwestują w instalacje rozprowadzające i zatrzymujące wodę, edukują mieszkańców, finansują mikroretencję typu „złap deszczówkę”. Wszystko po to, aby nie powodować nadmiernego obciążenia kanalizacji ogólnospławnej. Problem w tym, że ta infrastruktura jest w zdecydowanej większości przestarzała, niedostosowana do takiej dużej ilości jednorazowego opadu, jak to ma coraz częściej miejsce.

Przeczytaj także: NIK: Samorządy nieskutecznie ograniczały zabudowę terenów zagrożonych powodzią

Deszcz i roztop to nie ściek

- Przeprowadzenia inwestycji nie ułatwia zmiana przepisów prawa wodnego z 2017 roku, która znowelizowała przepisy ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzeniu ścieków. Nowelizacja spowodowała, że wody opadowe i roztopowe przestały być traktowane jako ściek uwzględniony w taryfach. Dla firm wodno-kanalizacyjnych i w ogóle zarządców tych urządzeń, pojawił się problem braku środków, aby modernizować i rozbudowywać tego typu kanalizację. Ministerstwo Środowiska obiecało wtedy przygotować alternatywne rozwiązania i na deklaracjach się skończyło - mówi Paweł Sikorski, prezes Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie.

Dziś funkcjonują w Polsce dwa modele opłat: administracyjny - ustalony uchwałą rady gminy i cywilny - na podstawie umowy. Oba są kwestionowane przez sądy. Jedne twierdzą, że właściwy jest tryb administracyjny, inne - że cywilny. Orzecznictwo co do tego, czy można i jak można wprowadzić opłatę jest niejednolite.

- Systemy odprowadzania wody w mieście kosztują. Miasto Kraków płaci rocznie około 20 mln zł na utrzymanie, koszenie i odmulanie kanalizacji. Nie ma na ten cel żadnej subwencji lub rekompensaty. Żadne miasto w Polsce nie jest w stanie pokryć same kosztów przebudowy takiej sieci. A problem ulewnych opadów będzie narastać, bo już statystycznie pada go jednorazowo więcej niż kilkadziesiąt lat temu. A skoro płacimy za wodę, gaz, prąd, ścieki, to dlaczego nie mamy płacić za deszczówkę na przykład razem z podatkiem od nieruchomości, z tym że środki na ten cel byłby znaczone- mówi Piotr Zymon.

Uważa, że aby ograniczyć lokalne powodzie, trzeba do problemu podejść wielowymiarowo. Jego zdaniem, po pierwsze - należy lepiej wymiarować kanalizację i urządzenia do odbierania deszczówki, czyli projektować o większych średnicach czy większej powierzchni odbioru. Po drugie, przestrzenie miejskie trzeba nasycić urządzeniami, które potrafią zretencjonować nadmiar wody. Po trzecie, ograniczyć zabudowę na terenach zalewowych i zaprzestać dalszego zagęszczania zabudowy w centrach dużych miast. Po czwarte, wiedząc o spodziewanych zdarzeniach, należy zwiększyć konserwacje urządzeń, tak aby podczas nawalnego deszczu nie dochodziło do zapychania się kratek ściekowych kanalizacji ogólnospławnej.  

- Trzeba przyjąć też standardy budowlane według zasady - jak najmniej szkodzić. Czyli narzucić inwestorom obowiązek, że jeśli coś utwardzają, to muszą zastosować retencję albo jakąś rekompensatę przyrodniczą — uważa Piotr Zymon.

 

Rów swój, czyli niczyj

Zdaniem ekspertów, pilnej poprawy wymagają też wieloletnie zaniedbania w kwestii melioracji i utrzymania rowów odwodnieniowych, które albo są zaniedbane, albo zabudowane, co zaburza naturalny spływ wody. Kwestie utrzymania rowów melioracyjnych reguluje art. 205 ustawy Prawo wodne, który wskazuje, że utrzymywanie urządzeń melioracji wodnych należy do zainteresowanych właścicieli gruntów, a jeżeli urządzenia te są objęte działalnością spółki wodnej działającej na terenie gminy lub związku spółek wodnych, w którym jest zrzeszona spółka wodna działająca na terenie gminy – do tej spółki lub tego związku spółek wodnych. Zdaniem Piotra Zymona takie rozwiązanie nie sprawdza się. Rowy melioracyjne są uznane za obiekty liniowe. A to, że przebiegają przez grunt prywatny czy gminny nie powinno mieć znaczenia dla ich funkcjonalności.

- A rowy w miastach mają bardzo zróżnicowany charakter prawny, często są nawet problemy z określeniem, kto ponosi za nie odpowiedzialność. Moim zdaniem przepisy w zakresie tego typu obiektów liniowych trzeba zmienić. Powinny być narzędzia, które  pozwalałyby wchodzić gminom na takie obiekty, aby minimalizować skutki suszy i powodzi, bo one są powiązane ze sobą. Same działanie na podstawie prawa budowlanego są niewystarczające, a czasami niewykonalne, bo albo nie wiadomo kto chce jest właścicielem, albo właściciel nie chce wpuścić służby na swoją własność, a z drugiej strony każdy chce odprowadzić wodę od siebie – wskazuje Piotr Zymon.

Przypomina, że takie narzędzia dotyczące przyspieszenia procedur realizujących przedsięwzięcia retencyjne i usprawniające systemu urządzeń melioracji wodnych znalazły się w projekcie specustawy suszowej w 2020 roku. Projekt został jednak skrytykowany przez wiele organizacji samorządowych i nie doczekał się finału. Przeczytaj więcej: Ustawa antysuszowa ogranicza samorządy i dodaje im zadań

Pomoże dyrektywa ściekowa

Nowe narzędzia przyniesie dyrektywa ściekowa, która zawiera też rozwiązania dotyczące wód opadowych i przelewów burzowych.

-  Dyrektywa zakłada opracowanie zintegrowanych planów gospodarowania wodami opadowymi w aglomeracjach powyżej 100 tys. mieszkańców, gdzie takie zagrożenie istnieje z uwagi na spływ wód podczas opadów nawalnych. A w aglomeracjach między 10 - 100 tys. mieszkańców, jeśli wynika to z pogłębionej analizy. Liczymy, że w związku z dyrektywą ściekową zostaną też zapewnione środki na te inwestycje – ma nadzieję Piotr Sikorski. Zwraca uwagę, że sytuacja przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych jest trudna. Ze względu na brak możliwości urealnienia taryf aż 80 proc. ankietowanych przez Izbę przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych wstrzymało jakiekolwiek inwestycje.