Inicjatywa odwołania urzędującego prezydenta Andrzeja Pałuckiego (SLD) zjednoczyła większość opozycyjnych obecnie środowisk politycznych we Włocławku. W kampanię zbierania podpisów zaangażowali się zwolennicy PiS, PO, NSZZ "Solidarność" i lokalnych ugrupowań samorządowych.

"Dość nepotyzmu, dość inwestycji służących nie mieszkańcom, tylko dekorowaniu miasta. Uważamy, że pieniądze pozyskane z UE mogliśmy wykorzystać bardziej racjonalnie, na inwestycje, które tworzą miejsca pracy, a nie będą później kosztowne w utrzymaniu" - podkreślił Janusz Dębczyński, lider włocławskiej NSZZ "S".

Do generujących niepotrzebne koszty inwestycji inicjatorzy referendum zaliczyli m.in. budowę pływającej sceny na Wiśle i zbyt dużą - w ich opinii - rozbudowę stadionu. Oburza ich także trwający już długo remont odcinka drogi krajowej nr 1 w granicach miasta.

W czasie zbierania podpisów prezydent Włocławka odpierał publicznie zarzuty, przypominając, że w mieście powstanie wkrótce wiele miejsc pracy w firmach inwestujących na terenie strefy ekonomicznej, a już kilkaset osób zostało zatrudnionych przy budowie nowych fabryk. Pałucki podkreślał także, że remont kluczowej dla miasta trasy toczy się zgodnie z przyjętym harmonogramem.

Od chwili złożenia wniosku, w ciągu 30 dni muszą zostać zweryfikowane podpisy około 15 tys. osób, które się pod nim podpisały. Do zarządzenia referendum wystarczy we Włocławku niewiele ponad 9,3 tys. podpisów, a aby jego wynik był ważny w głosowaniu musi wziąć udział nieco ponad 20 tys. osób.

Jeśli formalności przebiegną zgodnie z planem, referendum odbędzie się prawdopodobnie w październiku.