W II turze niedzielnego głosowania Materek (bezpartyjny, własny komitet, popierany m.in. przez PSL) pokonał urzędującego prezydenta Sylwestra Kwietnia (SLD-Lewica Razem), zdobywając 58,54 proc. poparcia.

PAP: Czy sześć lat temu, zdając maturę w starachowickim liceum myślał pan o tym, że wkrótce będzie zarządzał samorządem rodzinnego miasta?

Marek Materek: Absolutnie nigdy bym wtedy tak nie pomyślał. Interesowałem się polityką i samorządem, ale wówczas w liceum nadzieją dla mnie na zmiany był młody wówczas prezydent, który niestety później źle zasłynął (Wojciech Bernatowicz, skazany prawomocnie za branie łapówek - PAP). Wierzyłem, że zmieni Starachowice i że to będzie inne miasto - tak się niestety nie stało.

PAP: Bardzo był pan zaskoczony ostatecznym rezultatem głosowania? W pierwszej turze miał pan drugi wynik.

MM.: Byłem bardzo zaskoczony, szczególnie po tak dużej negatywnej kampanii, którą mój konkurent w stosunku do mnie przeprowadził. Te wyniki były dla mnie naprawdę zaskakujące, ale budujące. Spodziewałam się minimalnej różnicy na moją korzyść albo kontrkandydata. Myślałem, że to będzie kilka głosów, a jest zdecydowanie więcej (Materek wygrał z Kwietniem 2792 głosami - PAP).

PAP: Jeszcze niedawno był pan szefem powiatowych struktur PO - usunięto pana z partii, jednak zdecydował się pan nie odchodzić z życia publicznego. W wyborach pokonał pan urzędującego lewicowego prezydenta, który wygrał wiosną wybory przedterminowe – potem przedstawiciele SLD często wskazywali na Starachowice jako źródło przyszłych sukcesów partii w wyborach wyższego szczebla. Czy swojego zwycięstwa nie odbiera pan także w kategoriach osobistego sukcesu politycznego?

MM.: Nie odbieram w ogóle tego w takich kategoriach. Naprawdę od początku, kiedy decydowałem się na kandydowanie, to zdawałem sobie sprawę z tego, jaka odpowiedzialność ciąży na osobie, która sprawuje urząd prezydenta, jakie wyzwania przed nami stoją w najbliższych latach. Tak naprawdę to myślę o tym, w jakim tempie i ile uda mi się zrealizować w najbliższej kadencji, a nie skupiam się tylko i wyłącznie na tym, że odniosłem jakiś osobisty sukces. Oczywiście w jakiś sposób cieszę się z tego, ale gdzieś w głowie cały czas tkwi, by wywiązać się ze składanych zapowiedzi.

PAP: Jest pan absolwentem stosunków międzynarodowych i politologii oraz podyplomowych studiów zarządzania nieruchomościami. Do tej pory pracował pan jako asystent regionalny europoseł Róży Thun. Czy brak doświadczenia samorządowego i zawodowego w zarządzaniu może być atutem na stanowisku prezydenta miasta?

MM.: Nie zastanawiałem się nad tym, ale wielu samorządowców, którzy zostają wójtami, burmistrzem czy prezydentem, nie miało wcześniej takiego doświadczenia za sobą. Często kompletnie nie mieli do czynienia z samorządem, a ja styczność i z samorządem, i z polityką lokalną, i życiem publicznym miałem od kilku lat. To nie jest dla mnie nowość.

PAP: Kóre punkty pańskiego programu „Nowe Starachowice” są najistotniejsze dla rozwoju miasta?

MM.: Swoją wizję rozwoju Starachowic przedstawiłem już na przełomie 2013/2014 r. W kampanii w wyborach przedterminowych (odbyły się wiosną po wygaśnięciu mandatu Bernatowicza - PAP) Marzena Marczewska (kandydatka popierana przez Materka, która uzyskała trzeci wynik - PAP) również mówiła o tych punktach, które zaplanowaliśmy wspólnie na najbliższych kilka miesięcy. Kilka z nich zostało zrealizowanych (przez samorząd miasta - PAP): wprowadzono budżet obywatelski, kartę dużej rodziny, stworzono radę seniorów.

Teraz chciałbym realizować kolejne projekty, bo jak pokazały ostatnie miesiące program, który przygotowałem, jest jak najbardziej realny i możliwy do wprowadzenia. Budżet na 2015 r. jest już domknięty, tutaj większych ruchów nie ma. W całej kadencji jest kilka punktów, które są dla mnie priorytetami.

Pierwszym – jeśli chodzi o współpracę z zarządem województwa - jest budowa północno-zachodniej obwodnicy miasta. Druga ważna dla mnie rzecz to stworzenie centrum aktywności seniorów, które byłoby jednocześnie siedzibą Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Kolejną rzeczą jest stworzenie starachowickiej strefy rodziny, by zagospodarować teren obok rezerwatu „Skałki” przy Alei Armii Krajowej.

A najważniejsze dla mnie jest to, by stworzyć dobry klimat do inwestowania w mieście, i dla tych przedsiębiorców, którzy już zainwestowali i stworzyli miejsca pracy - by mogło przybywać tych miejsc. Żeby uwolnić nowe tereny pod inwestycje, potrzebna jest budowa wspomnianej obwodnicy i ścisła współpraca ze starachowicką Specjalną Strefą Ekonomiczną - w takim kontakcie z jej z prezesem jestem.

PAP: Duży nacisk w kampanii kładł pan na zagadnienie związane ze społeczeństwem obywatelskim. Chodzi m.in. o wprowadzenie regulaminu konsultacji społecznych. Zamierzenia z jakich dziedzin będzie pan chciał konsultować ze starachowiczanami?

MM.: Chcę, aby mieszkańcy byli odpowiednio wcześniej informowani np. o tym, jakie inwestycje zamierza poczynić gmina w najbliższym czasie, aby mogli nanieść swoje uwagi przed realizacją przedsięwzięć - po to by później nie słuchać narzekań, tylko by mieszkańcy uczestniczyli w zmianach, które chcemy wprowadzać. To samo dotyczy współpracy z organizacjami pozarządowymi, klubami sportowymi. Liczę, że wcześniej będziemy się spotykać, rozmawiać i dyskutować, a później będą zapadały decyzje. Będziemy opierali się na doświadczeniach innych miast z zakresie konsultacji.

PAP: Pański komitet wprowadził do rady miejskiej tylko jednego reprezentanta. Czy nie obawia się pan - mimo zawartego porozumienia z ugrupowaniami tworzącymi większość - o przyszłą współpracę z gremium, że radni nie będą zgadzali się na wszystkie pana projekty?

MM.: Oczywiście wiem, że tak może być, bo zgrzyty zawsze się pojawiają, jeśli ma się kontakt z ludźmi. Ale wierzę, że dobro miasta zwycięży i będziemy potrafili współpracować ze sobą ponad politycznymi podziałami przez najbliższe kilka lat.

PAP: W jaki sposób chce pan poprawić wizerunek Starachowic - co też było postulatem kampanii - które wciąż wielu osobom w Polsce kojarzą się z korupcyjnymi aferami na szczeblu samorządowym?

MM.: Myślę, że już to robię. Już daliśmy sygnał, że w Starachowicach władze przejmuje ruch społeczny, który się wytworzył wokół mnie – bo to prawdziwy ruch społeczny. To sygnał w świat, że mieszkańcy doprowadzili do zmian, na których im zależało i do sytuacji, w której odebrali miasto wąskiej grupie ludzi, która w minionych latach sprawowała tu władzę.

(PAP)