Przekazując działaczom WSS zebrane podpisy, przewodnicząca warszawskiego RP Aleksandra Popławska zaznaczyła, że w sumie udało się ich zebrać więcej, ale na listach referendalnych podpisywały się też osoby, które nie są uprawnione do głosowania w Warszawie. Te podpisy musiały być wykreślone.

Popławska oceniła, że akcja referendalna już przyniosła wymierne efekty. "Nagle okazało się, że można wyjść do mieszkańców, że sprawy, które do tej pory były zupełnie nieistotne i pomijane, stały się flagowymi projektami Platformy Obywatelskiej (...) np. nasze projekty, które zgłaszaliśmy już dawno - Karta Warszawiaka, czyli przywileje dla osób płacących podatki w Warszawie, konsultacje społeczne i budżet partycypacyjny" - powiedziała.

Śródmiejski radny RP Grzegorz Walkiewicz odniósł się też do ostatniej dymisji dyrektora ZTM Leszka Ruty i wieszczonych przez prasę dymisji krytykowanych dyrektorów biur ratusza. Zaapelował do Gronkiewicz-Waltz o odwołanie ze stanowisk "przynajmniej jeszcze dwóch osób" - dyrektora biura gospodarki nieruchomościami Marcina Bajki, który - jego zdaniem - podejmuje kontrowersyjne decyzje dotyczące zwrotu nieruchomości byłym właścicielom oraz szefowej Zarządu Terenów Publicznych Renaty Kaznowskiej, którą określił mianem "rzeźniczki drzew Ogrodu Krasińskich" (trwa waloryzacja tego parku).

Walkiewicz odniósł się też do ostatnich słów premiera Donalda Tuska, który powiedział, iż liczy na to, że warszawiacy wyrażą wotum zaufania dla prezydent miasta, odmawiając udziału w referendum. "Donald Tusk wierzy, że jedyna szansa na to, żeby pani prezydent ostała się na urzędzie, to uderzenie we frekwencję. Bo doskonale wie, że wynik tego referendum będzie przesądzony i wie, że - wspólnie z warszawiakami - panią prezydent z urzędu odwołamy" - powiedział.

Pełnomocnik referendalny WWS Marek Makuch (b. radny PiS w radzie miasta poprzedniej kadencji, w obecnej - radny PiS, później Solidarnej Polski, a dziś Wolskiej Wspólnoty Samorządowej w radzie dzielnicy Wola) podkreślił, że WWS, która zainicjowała akcję referendalną, jest organizacją samorządową, a partie polityczne jedynie wspierają akcję mieszkańców Warszawy.

Do premiera zaapelował, by "nie atakował mieszkańców" za to, że chcą wypowiedzieć się na temat rządów jego "przyjaciółki politycznej". "Jeżeli pan nie płaci podatków w Warszawie, to myślę, że wypowiadanie się w sprawach warszawskich jest zdecydowanie niestosowne" - powiedział.

Grzegorz Wysocki, szef sztabu referendalnego WWS, poinformował, że podpisy pod wnioskiem o referendum będą zbierane nawet w poniedziałek rano, tj. w dniu, w którym mają one trafić do komisarza wyborczego.

Także w piątek do szefa rządu zaapelowali stołeczny radny Maciej Maciejowski (WWS) i Arkadiusz Czaka z rady stołecznej Stronnictwa Demokratycznego. "W ostatnich wyborach parlamentarnych został pan wybrany na posła przez mieszkańców Warszawy. Dziś apeluje pan do nich, by nie uczestniczyli w wyborach. To nie tylko podcinanie kruchej gałęzi, na której siedzi cała obecna tzw. klasa polityczna. To przede wszystkim antyobywatelskie warcholstwo" - napisali w apelu, który złożyli w biurze podawczym kancelarii premiera.

W czwartek WWS otrzymała 3 tys. podpisów zebranych przez Republikanów. Kolejne 2 tys. zebrało Warszawskie Forum Lewicy. Według zapowiedzi WWS, w sumie do komisarza wyborczego trafi ich ponad 200 tys. Zorganizowanie referendum popierają też m.in. PiS i SP.

Aby referendum lokalne mogło się odbyć, pod wnioskiem w tej sprawie musi podpisać się 10 proc. uprawnionych do głosowania, czyli w przypadku referendum ws. odwołania prezydent Warszawy musi to być ok. 130 tys. osób.

Referendum w sprawie odwołania organu jednostki samorządu terytorialnego pochodzącego z wyborów bezpośrednich jest ważne w przypadku, gdy udział w nim wzięło nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu. W wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r., w których zwyciężyła Gronkiewicz-Waltz, wzięło udział 649 049 osób. Oznacza to, że referendum w sprawie jej odwołania będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 389 430 osób.