W obecnym rządzie jest już 54 posłów Koalicji Obywatelskiej, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy, czyli posłów koalicji rządzącej. Stanowi to już aż 21 proc. posłów koalicji. Na 18 ministerstw w zaledwie dwóch nie kierują nimi obecni posłowie. To Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz) i utworzone 1 marca Ministerstwo Przemysłu (minister Marzena Czarnecka). Pęcznieją też kierownictwa poszczególnych ministerstw.

 

Złamana zasada: jeden minister- jeden sekretarz

Przez lata tradycją ustrojową było, że jeden minister może mieć jednego sekretarza stanu. Stanowił o tym przepis art. 37 ust 1. ustawy z 8 sierpnia 1996 r. o Radze Ministrów, z którego wynikało że ”minister wykonuje swoje zdania przy pomocy sekretarza i podsekretarzy stanu, gabinetu politycznego ministra oraz dyrektora generalnego urzędu”. Wprawdzie rządzący, jeśli chcieli, mogli ten przepis obejść i to w majestacie prawa. Wystarczyło, aby poseł powołany na sekretarza stanu został jednocześnie pełnomocnikiem rządu albo pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów. Tę metodę do perfekcji opanował poprzedni rząd, gdzie była rekordowa liczba pełnomocników od czasu transformacji ustrojowej.

Na 17 ministerstw rządu PiS jedynie w dwóch (zdrowia i cyfryzacji) był jeden sekretarz stanu, w innych resortach zapis był notorycznie obchodzony. Przykładowo, w Ministerstwie Edukacji i Nauki było aż pięciu sekretarzy stanu, przy czym aż czterech sekretarzy pełniło funkcje pełnomocnika rządu do różnych spraw. Pięciu wiceministrów w randze sekretarza stanu miało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, po czterech sekretarzy stanu trzy resorty: sportu, klimatu i środowiska oraz rodziny i polityki społecznej. Po trzech było w ministerstwach: aktywów państwowych, finansów, infrastruktury, rozwoju i technologii oraz sprawiedliwości. Inne miały po dwóch wiceministrów. Łącznie w ministerstwach powołanych było aż 49 sekretarzy stanu. Plus 7 ministrów bez teki i wicepremier bez ministerstwa.

W końcu rząd Zjednoczonej Prawicy przepchnął w Sejmie i to dwiema ustawami  (o aplikacji mObywatel i Służbie Cywilnej) poprawkę do art. 37 ust 1 ustawy o Radze Ministrów. Zmieniła ono słowo "sekretarza" na "sekretarzy". I otworzyła bramę do powołania ich w nieograniczonej liczbie.

 

Miało być wielki odchudzanie

Przedstawiając we wrześniu 2023 r. swoje 100 konkretów na 100 dni, Donald Tusk zapowiadał, skąd weźmie pieniądze na sfinansowanie swoich obietnic – oprócz odblokowanych środków z KPO, miały to być oszczędności, które przyniesie ograniczenie wydatków na administrację.
— Dwanaście razy więcej kosztuje kancelaria premiera Morawieckiego, niż kancelaria, kiedy ja byłem premierem. Ich niekompetencja, ich głupota kosztuje nas setki miliardów złotych, w tym długu, w tym drożyzna. Ich marnotrawienie idzie w dziesiątki miliardów złotych. Po raz pierwszy w historii kradzież ze strony władzy stała się kategorią makroekonomiczną. Oni kradną w miliardach złotych. W pierwsze 100 dni pokażemy, na czym polegał mechanizm okradania Polaków w sposób tak bezczelny, że czasem brakuje słów — zapowiadał lider KO. W podobnym tonie wypowiadali się inni politycy i eksperci powiązani z Koalicją Obywatelską. Przed wyborami Andrzej Domański, który obecnie jest ministrem finansów podkreślał, że jednym ze źródeł finansowania przedwyborczych obietnic będzie właśnie ograniczenie wydatków w administracji centralnej.

Oszczędności są, ale nie aż takie, jakie zapowiadał premier. Obsada kierownictwa resortów i za tego rządu "puchnie". Aż 7 wiceministrów ma Ministerstwo Klimatu i Środowiska, Ministerstwo Finansów i MSZ, po pięciu wiceministrów jest w MEN, Ministerstwie Funduszy i Rozwoju Regionalnego, Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwie Sprawiedliwości oraz MSWiA.  

Do ministerstw trafiło na funkcje sekretarzy stanu już 32 posłów, najwięcej bo po 3 „wiceministrów poselskich” jest  MSWiA, Ministerstwie Rolnictwa, MEN i MON. Członkami Rady Ministrów zostało też 6 posłów: Jan Grabiec (szef KPRM) Tomasz Siemoniak (minister koordynator służb specjalnych), Agnieszka Buczyńska (minister do spraw społeczeństwa obywatelskiego, przewodnicząca Komitetu do spraw pożytku publicznego), Katarzyna Kotula (minister do spraw równości), Marzena Okła- Drewnowicz (minister do spraw polityki senioralnej) i Adam Szłapka (minister do spraw Unii Europejskiej). Dla posła lub senatora powołanie na sekretarza stanu jest kuszące, bo może zachować mandat parlamentarzysty i przysługuje mu dieta posła jako dodatek do pensji rządowej. Dla rządu to także plusy w przeprowadzeniu procesu legislacyjnego w Parlamencie, gdzie „każda szabla się przydaje”.

Czytaj też w LEX: Wróbel Szymon, Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego – w kierunku nowej formuły współpracy strony rządowej i samorządowej >

 

Większy rząd rządzi lepiej?

Piotr Jankowski, prezes zarządu Głównego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Administracji Publicznej twierdzi, że absolutnie nie widzi żadnych zmian w funkcjonowaniu administracji publicznej.

- Widać tylko przepychanki polityczne pod hasłem naprawiania państwa. Za wcześnie jest, żeby wypowiadać się krytycznie, ale czekam na efekty – mówi. I dodaje: - Liczba pracowników w ministerstwach, brak kompetencji i dzielenie tych kompetencji, to droga donikąd.

Czytaj też w LEX: Grzybowski Marian, Władza wykonawcza w Konstytucji RP z 1997 r. (w kręgu zwątpień natury semantycznej) >

Także dr hab. Grzegorz Makowski, prof. Szkoły Głównej Handlowej, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego uważa, że przyrost sekretarzy i podsekretarzy w rządzie nie powoduje, że rząd jest bardziej skuteczny.

- Celem tego rządu jest zachowanie reprezentacji i trwałości politycznej. Rozumiem logikę takiego działania, ale z drugiej strony trudno zaakceptować pompowanie gabinetu posłami. Takie działanie powoduje, że władza ustawodawcza jest mniej chętna, aby rozliczać rząd – mówi Grzegorz Makowski. Uważa, że to też kwestia kultury politycznej. W USA, Niemczech czy Wielkiej Brytanii deputowani są bardziej chętni do krytykowania i rozliczania własnego rządu niż ma to miejsce u nas.

Prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista zgadza się, że transfer posłów do rządu nie służy polskiemu parlamentaryzmowi i ogólnie konstytucyjnej zasadzie trójpodziału władzy.

- Taka jest jednak potrzeba polityki. Górę bierze prymat polityki nad prawem i rozsądkiem. Kompromis polityczny wymaga, aby każdemu dać coś, i aby każdemu dać coś, trzeba dać i te stanowiska. I tu nic nie można zaradzić – uważa prof. Ryszard Piotrowski.

Czytaj też w LEX: Patyra Sławomir, Kształt systemu rządów po 25 latach (założenia wyjściowe i ich praktyczna realizacja) >

Prof. Hubert Izdebski, historyk idei i prawa przypomina, że w Europie są systemy polityczne, gdzie obowiązuje niepołączalność funkcji parlamentarzysty i członka rządu (parlamentarzystę, który wchodzi do rządu, zastępuje czasowo jego zastępca). Są też systemy, jak angielski, że aby trafić do rządu trzeba być w Izbie Lordów lub w Izbie gmin.    

- Który model jest lepszy, nie wiadomo. U nas wybrano model pośredni, ale ten został wynaturzony ubiegłoroczną nowelizacją ustawy o Radzie Ministrów.  Pozwolenie na, tak naprawdę - nieograniczoną, liczbę sekretarzy stanu w ministerstwie może być niebezpieczne w przyszłości – uważa profesor. Im większa będzie liczna koalicjantów, tym większa pokusa aby usadowić swoich politycznych przedstawicieli w rządzie.

Podkreśla jednocześnie, że w systemie parlamentarnym niemożliwe jest dokonanie ścisłego rozdziału między władzą wykonawczą, a ustawodawczą,  chodzi bowiem o podział władzy, a nie separację.

- Odseparowana ma być władza sądownicza. Polska to nie Ameryka, gdzie jest pełna separacja władzy ustawodawczej i wykonawczej, gdzie prezydent nie ma nawet inicjatywy ustawodawczej. Jesteśmy na kontynencie europejskim, gdzie są różne hybrydowe rozwiązania w stosunku do systemu parlamentarnego – zaznacza profesor Izdebski. Nie dziwią go też działania obecnej władzy, polegające na gruntowanej wymianie kadr.

Czytaj też w LEX: Ciapała Jerzy, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej (pozycja konstytucyjna oraz wybrane zagadnienia z praktyki instytucjonalnej) >

- Przez 8 lat popsuto aparat administracji, zlikwidowano służbę cywilną, bo została ona praktycznie ograniczona do niższych stanowisk, a na wszystkie wyższe stanowiska powoływano z klucza politycznego. Nie ma więc kierowniczych kadr administracyjnych, do których nowa władza może mieć pełne zaufanie. Trudno się więc dziwić, że ta władza obsadza urzędy maksymalnie ile można - swoimi ludźmi. To nie jest dobre, ale daje się to wytłumaczyć – kwituje profesor.

Czytaj też w LEX: Prawnoustrojowe uwarunkowania struktury Rady Ministrów >