Przedstawionych zmiany w kodeksie wyborczym i ustawach samorządowych nie da się scharakteryzować jednoznacznie. W projekcie przedstawiono bardzo dobre rozwiązania, ale i te skrajnie nieprzychylne zasadzie samodzielności samorządu terytorialnego. Te ostatnie, są poważnym zagrożeniem dla samej istoty samorządu, czyli jego samorządności.
Dwie komisje, przezroczysta urna to zmiany mogące zwiększyć zaufanie wyników wyborów
Rozwiązania dotyczące wprowadzenia dwóch komisji - jedną nadzorującą przebieg głosowania, drugą liczącą głosy, czy debiut przezroczystej urny wyborczej, może być pewnym remedium. Z pewnością, zmiany te mogłyby zwiększyć zaufanie co do wyników wyborów, a przy tym zablokować możliwość powoływania się stron przegranych na nieprawidłowości podczas procesu wyborczego. Mogłyby, ale wcale nie muszą. Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Co do prac dwóch komisji, to pojawia się pytanie: czy mężowie stanu mogliby uczestniczyć w pracach zarówno tej pierwszej, jak i drugiej komisji. Aby zapewnić transparentność rozwiązanie takie jest niezbędne.
Rejestracja wyborów pozornie może stać się ciemnym interesem
Wprowadzenie rejestrowania głosowania nakazuje przywołać kilka wątpliwości. W jaki sposób miałyby być przechowywane i kto miałby dokonywać analizy zapisów wideo, jak również kto, i na jakich zasadach miałby wgląd do zarejestrowanego obrazu z kamer z lokali wyborczych. A w końcu, czy analiza przebiegu procesu wyborów ma następować na bieżąco, i czy w przypadku podejrzenia nieprawidłowości reakcja ma nastąpić natychmiast, czy dopiero po przeliczeniu głosów. To dałoby możliwość wyboru bardziej korzystnego rozwiązania dla partii rządzącej np. unieważnienia w przypadku przegranej.
Centralizacja samorządu pod zasłoną dymną w postaci budżetu partycypacyjnego i inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców
Pozostałe zmiany, pod pretekstem budowania samorządu mieszkańców i ich zwiększonej aktywizacji w życiu lokalnym dokonują grabieży autonomii zbiorowości lokalnej. Kartą przetargową jest budżet obywatelski i inicjatywa uchwałodawcza mieszkańców. Nośne, również zachodnioeuropejskie hasło. Budżet partycypacyjny to narzędzie oczekiwane przez mieszkańców i koniecznie potrzebne, to nie ulega wątpliwość. Jednak, wprowadzenie ustawowego obowiązku zapewnienia realizacji budżetu partycypacyjnego, i tak jak wspomniałem wyżej, teoretyczne wprowadzenie skuteczniejszej przejrzystości wyborów to, moim zdaniem, zasłona dymna.
Wysoce alarmujące zmiany w kodeksie wyborczym to likwidacja okręgów jednomandatowych, nowe narzędzie w rękach komisarzy wyborczych, na szczeblu powiatowym, dające możliwość ustalania nowych okręgów wyborczych oraz nowy skład PKW.
A to już jawna centralizacja. W wyborach proporcjonalnych lokalne komitety wyborcze wyborców, w tym organizacje pozarządowe, stowarzyszenia, inicjatywy lokalne, a także zasłużeni, bezpartyjni radni pozostaną bez większych szans. Tylko w gminach do 20 tysięcy mieszkańców nie obowiązywałby próg wyborczy. Samorząd, z definicji, najbliższy mieszkańcom, pozostanie w rękach politycznych sterów. I to niezależnie od tego, która partia będzie rządzić. Rozwiązanie to bowiem, będzie dogodne każdej opcji politycznej będącej u władzy. Wejście radnego do rady wcale nie będzie jednoznaczne z oczekiwaniami i aprobatą mieszkańców. Zakładając sytuację, że organem wykonawczym jest osoba bezpartyjna lub z opozycji, partia rządząca mając w radzie większość, dzięki wprowadzonej proporcjonalności, może dezorganizować prace wójta, burmistrza, prezydenta. Po dwóch latach nieudzielenia absolutorium wójtowi radni będą mogli podjąć uchwałę o referendum w sprawie jego odwołania.
Możliwość ustalania nowych okręgów wyborczych, to uznaniowe dzielenie terytorium lokalnego by zwiększyć szanse na wygraną władzy rządzącej. Bez wątpliwości, nie przyświeca temu pryzmat potrzeb i dobra mieszkańców.
Uzasadniony niepokój budzi także zmiana dotycząca składu Państwowej Komisji Wyborczej. Skład PKW będzie wybierany w przytłaczającej większości 7:2 przez posłów. W jakim celu?
Kwalifikacje zamiast dwukadencyjności
Zdaje się, że lepszym, choć na pewno nieidealnym rozwiązaniem, mogłoby być wprowadzenie kwalifikacji wójta. Wprowadzenie do przepisów prawa odpowiednich zapisów dotyczących wykształcenia ogólnego i/lub stażu pracy. Tak uczyniono przecież w stosunku do innych stanowisk m.in. sekretarza gminy. Samorządność lokalna cechuje się tym, że to mieszkańcy decydują o wyborze danego kandydata. Ten, powinien mieć jednak niezbędne umiejętności i wiedzę adekwatną do stanowiska. Należy zgodzić się, że w niektórych samorządach, włodarze wykorzystując swoją pozycję, tworząc układy pozwalające na pozycję dominującą przy każdych wyborach. Jednak, decydentem, zawsze pozostają mieszkańcy i powinni mieć oni wybór: czy chcą by obecny wójt rządził trzecią, czwartą kadencję, czy też nie. Wprowadzając dwukadencyjność szalę niesprawiedliwości przechyla się w drugą stronę. Zamyka się drogę rządzenia sprawami lokalnymi dobrym i sprawdzonym samorządowcom. Prawdą jest także, że dwukadencyjność to rozwiązanie funkcjonujące w wielu europejskich krajach. Wzorujmy się jednak na rozwiązaniach które pomogły innym krajom być liderami w sprawach samorządowych, a nie na tych, które mają na celu jak najgłębszą chęć ingerencji władzy centralnej w sprawy naszych małych ojczyzn.