Sprawa miała następujący przebieg: Powód Arkadiusz L. pozwał wyszukiwarkę Google o naruszenie czci i prywatności. Problem polegał na tym, że internauta wpisując imię i nazwisko powoda i miasto Olsztyn otrzymuje wynik w postaci tekstu (snippet) "Bardzo biedny gangster". A pod linkiem widniał tekst: "Przypadek powszechnie znanego gangstera". Artykuł ten ukazał się w tygodniku "Polityka".

Czytaj: Prawo do bycia zapomnianym - nie tak łatwo zniknąć z Google’a>>

Chodziło o zupełnie innego człowieka, ale algorytm wyszukiwarki Google wybierał fragment wypowiedzi Arkadiusza L. dla tygodnika z artykułu Piotra Pytlakowskiego. W artykule z 15 czerwca 2002 r. powód opisany jest pozytywnie jako jedyny przedsiębiorca, który przeciwstawił się mafii w mieście. Ściągała ona haracze, o czym powód poinformował policję.

Google odmawiała jakiejkolwiek ingerencji w swój system.

Roszczenie wobec Google

Powód nie miał pretensji o to, że tygodnik na swojej stronie internetowej zarchiwizował sporny tekst, ale miał zastrzeżenia do wyszukiwarki, która przy nazwisku i imieniu powoda sytuuje sformułowanie "bardzo biedny gangster".

Sąd I instancji nie dopatrzył się naruszenia dóbr osobistych powoda. Ustalił, że wyszukiwarka Google wybiera nazwisko powoda automatycznie, a więc działanie spółki nie było zamierzone. Zadziałał algorytm. Przeciętny użytkownik - zdaniem sądu - nie wyciągnie wniosku, że powód jest owym bardzo biednym gangsterem, jeśli doczyta resztę tekstu z archiwum "Polityki". Można do całego artykułu dotrzeć odpłatnie (2/5 objętości było bezpłatne).

 


Sąd Apelacyjny w wyroku z 3 kwietnia 2017 r. zobowiązał Google do zaprzestania naruszeń i usunięcia linku. Zasądził także 10 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Arkadiusza L.

Sąd Apelacyjny ustalił, że przeciętny użytkownik internetu, a tym samym wyszukiwarek nie pogłębia treści, ani jej nie analizuje dogłębnie. Według SA wyciąga on pochopne wnioski na podstawie niesprawdzonych przesłanek.

Tymczasem - jak podkreślił w skardze kasacyjnej adwokat Piotr Wasilewski - do internauty należy przypisać miernik osoby właściwie poinformowanej i dostatecznie uważnej. Co wynika z wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE (w sprawach C 236 - 238/ 08).

SN uchyla wyrok II instancji

Sąd Najwyższy w wyroku z 13 grudnia 2018 r. podkreślił, że powód nie dochodził swoich praw w reżimie ochrony danych osobowych, ale na gruncie prawa cywilnego - ochrony dóbr osobistych, takich jak cześć i dobre imię. I głównie na tej kwestii skoncentrowały się sądy obu instancji.

Sam tytuł dziennikarski nadany przez autora publikacji nie chroni dóbr osobistych - ocenił Sąd Najwyższy. Z perspektywy dóbr osobistych może cześć naruszać, choć artykuł miał pozytywny wydźwięk dla powoda.

Miara przypisana użytkownikowi wyszukiwarki

Według sądu I instancji, ktoś, kto szuka w wyszukiwarce, to osoba nastawiona na informacje, szuka z odrobiną rozeznania. Nie kieruje się pierwszym wrażeniem.

Sąd II instancji natomiast przyjął, że internauta to mało rozgarnięty użytkownik, który śledzi teksty pojawiające się na stronie, ale nie analizuje ich, nie zastanawia się nad nimi głębiej.

Czytaj: Gawroński Maciej, Prawo do bycia zapomnianym w ochronie danych osobowych

Sąd Najwyższy nie zgodził się z tą oceną, gdyż może być mylna przy charakterystyce przeciętnego użytkownika.

Ale jeśli ktoś szuka informacji ze świadomością, jak działa wyszukiwarka, to nie zadowoli się jedynie wynikami wyszukiwania, jakie podaje algorytm Google. To wyrzucanie treści w postaci linków jest niekiedy przypadkowe i niespójne - stwierdziła sędzia sprawozdawca Marta Romańska. - Dlatego koniczne jest, aby w ten link wejść. A w tej sprawie nie było sporu co do tego, że po kliknięciu linka wyświetla się 2/3 tekstu artykułu. A z pierwszych zdań już wynika, że powód występuje tam w roli bohatera pozytywnego - dodała.

Słowem - Sąd Najwyższy nie dostrzegł naruszenia czci powoda w tym, że wyszukiwarka wyrzuca różne linki mu poświęcone, w tym - dotyczące gangstera.

Ochrona prywatności

Sąd II instancji teraz musi nachylić się nad problemem naruszenia prywatności. Według sędzi Romańskiej każdy kraj w Unii Europejskiej ochronę dób osobistych reguluje nieco odmiennie. Polska od dawna ma ochronę zbliżoną do modelu niemieckiego. Nie nastawiamy się na ochronę jednego dobra osobistości, gdzie zmieściłoby się wszystko, co można zaliczyć do tej definicji. W polskim prawie jako dobro osobiste wymienia się: życie, zdrowie, wolność, cześć, a także - prywatność.

Sąd związany jest granicami pozwu, jeśli np. powód zarzuca naruszenie czci pozwanej spółce, to sąd nie bada naruszenia tajemnicy korespondencji. Sądy w tej sprawie zajęły się analizą czci, a powód dodał do podstawy faktycznej - prywatność, która została z boku.

Czytaj: ETS: prawo do bycia zapomnianym nie obowiązuje w rejestrze spółek

Sądy analizowały tę sprawę pod kątem rozstrzygnięcia Trybunału UE - Google/Gonzales (C-131/12 z 13 maja 2014 r.). Ten wyrok bardziej przystaje do ochrony prywatności. Aspekt prawa do zapomnienia, o którym pisze Trybunał, wpisuje się w nasze prawo do prywatności. Z czcią jest nieco inaczej. W tej sprawie Sąd Najwyższy nie dostrzegł, by działanie wyszukiwarki godziło w cześć powoda.

Sygnatura akt I CSK 690/17, wyrok z 13 grudnia 2018 r.