Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy trwa od kilku miesięcy. W poniedziałek, 8 listopada, przy granicy zaczęły się gromadzić jednak tysiące zdesperowanych migrantów, którzy chcą się przedostać przez granicę zewnętrzną Unii Europejskiej. Sytuacja jest tak napięta, że co i rusz dochodzi do - na razie drobnych incydentów - prób forsowania ogrodzenia, czy przecinania go.

To zresztą nie tylko polski problem. Z podobnym zmaga się m.in. Litwa, tylko że ona, w odróżnieniu od Polski, skorzystała z pomocy unijnej agencji - Frontexu, która na litewską granicę wysłała 60-osobowy kontyngent. Unia coraz mocniej na to wskazuje - m.in. rzecznik Komisji Europejskiej Adalbert Jahnz, komentując sytuację na granicy polsko-białoruskiej powiedział, że do kontroli i zarządzania kwestią zewnętrznych granic Unii Europejskiej służą wspólne instytucje, takie jak Frontex, Europejski Urząd Wsparcia w dziedzinie Azylu czy  Europol, które są w stanie udzielić wsparcia na każdej płaszczyźnie - w tym m.in. w rejestracji wniosków o azyl czy w walce z przemytem, co - jak dodał - udowodniły już w przypadku Litwy czy Łotwy. - Każdy kraj zainteresowany takim wsparciem musi o nie jednak wystąpić. Cały czas namawiamy do tego Polskę - dodał. 

Premier: Frontex nie ma sił i środków

Brak zainteresowania bliższą współpracą z Frontexem premier Mateusz Morawiecki zaprezentował podczas wtorkowej debaty w Sejmie na temat kryzysu granicznego. - Przy całym szacunku do Frontexu, my mamy blisko 15 tys. naszych funkcjonariuszy Straży Granicznej i 13 tys. żołnierzy. Do ochrony wszystkich granic UE są 2 tys. pracowników i tylko 1 tys. funkcjonariuszy. To nie jest realna pomoc - mówił.  Tymczasem w środę - 10 listopada - do Polski przyleci przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Ma się spotkać z premierem, a tematem rozmowy będzie zapewne współdziałanie unijnych instytucji w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego. Sprawa współpracy z Frontexem była już wielokrotnie podejmowana przez przedstawicieli UE, a więc Charles Michel prawdopodobnie też ten problem podejmie. 

Czytaj: Jest rozporządzenie - obowiązuje stan wyjątkowy przy granicy z Białorusią>>

Tak blisko a tak daleko

Można powiedzieć, że Polska ma Frontex na wyciągnięcie dłoni - ta unijna agencja ma bowiem swoją siedzibę w Warszawie. Jej zadaniem jest pomoc państwom członkowskim UE i państwom stowarzyszonym w ramach Schengen w ochronie granic zewnętrznych Unii. W 2016 r. Agencja została przekształcona w Europejską Agencję Straży Granicznej i Przybrzeżnej, której zadania objęły nie tylko kontrolę migracji, lecz także zarządzanie granicami i większą odpowiedzialność za zwalczanie przestępczości transgranicznej. 

I tu powstaje pytanie dlaczego - w przeciwieństwie do Litwy i Łotwy - Polsce nie w smak takie wsparcie.
Dr Paweł Skorut z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, uważa że  może to wynikać choćby z tego, że taka prośba o wsparcie, w ocenie polskiego rządu może być wyciągnięciem ręki po wsparcie do UE , z którą obecnemu rządowi nie zawsze jest po drodze. Obawy mogą też wiązać się z koniecznością "wpuszczenia" na tereny działania bezpośredniego urzędników Frontexu, którzy narzucaliby własną narrację rozwiązania problemów i powstanie prawdopodobnego konfliktu na bazie wizji rozwiązania problemu przygranicznego pomiędzy  polskim rządem a Unią Europejską, która mogłaby starać się zmusić Polskę do przyjęcia części migrantów. 

Wskazuje równocześnie, że włączenie Frontex-u, jako niezależnej agencji mogłoby być obarczone opóźnionym działaniem, a to mogłoby stać się balastem dla Polski. Tymczasem odpowiedzialność i tak spadłaby tylko na polski rząd. 

W podobnym tonie wypowiada się dr Paweł Łabuz, wiceprezes Stowarzyszenia Taktyków Kryminalistyki. - Warto zastanowić się co dałby nam Frontex. Z praktycznego punktu widzenia to jest pewna liczba funkcjonariuszy. Strona polska zawsze może dopuścić obserwatorów czy to z Unii Europejskiej czy z jakichś innych instytucji międzynarodowych. Frontex to są funkcjonariusze z innych krajów UE, którzy mogliby nas wesprzeć liczbowo. Ale my tak naprawdę nie mamy problemu w tym zakresie. Ale jeśli będą funkcjonariusze z innych państw, to może pojawić się kwestia niejednolitości decyzji, pewnej ich sporności. Nie sądzę by kilku, czy nawet kilkudziesięciu przedstawicieli Frontexu zrobiło na stronie białoruskiej specjalne wrażenie - wskazuje. 

Czytaj w LEX: Kosińska Anna Magdalena, Odmowa przyznania lub cofnięcie statusu uchodźcy. Glosa do wyroku TS z dnia 14 maja 2019 r., C-391/16, C-77/17 i C-78/17 >

 

NATO - zdecydowanie przedwcześnie

W ocenie rozmówców Prawo.pl to nie jest też jeszcze dobry moment na skorzystanie z art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego i wezwanie pozostałych członków NATO na tzw. konsultacje, do których Rzeczpospolita ma prawo gdy m.in. zagrożona będzie jej integralność terytorialna. - Wywołanie takiego działania bez wątpienia byłoby silnym uderzeniem w stronę Moskwy, która musiałaby się liczyć z możliwością zaistnienia działań retorsyjnych. Rewersem takiego postępowania jest hasło "sprawdzam", które mogłoby być niekorzystne dla strony polskiej. Oczywiście, zanim by do niego doszło, to na pewno poprzedzone by one były konsultacjami ze stroną USA - mówi  dr Skorut. 

Jego zdaniem ostatecznością byłoby powołanie się na artykuł 5. - który zakłada wsparcie także zbrojne w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoaltantyckiego.  - Trudno jest powiedzieć, czy Polska miałaby tyle samo chętnych do pomocy, militarnego wsparcia co USA. Stany Zjednoczone były w 2010 roku nie tylko pierwszym państwem, które się powołało na tą normę, ale i bogatym supermocarstwem, także militarnym. Bogatym i silnym się z reguły nie odmawia, a Polska ... takim krajem nie jest - wskazuje ekspert. 

Czytaj w LEX: Strąk Katarzyna, Pojęcie ryzyka ucieczki w prawie azylowym i imigracyjnym Unii Europejskiej >

Dr Łabuz dodaje, że mimo napiętej sytuacji nadal nie mamy też do czynienia z kryzysem militarnym. - Dlatego w tym momencie nie powinniśmy uruchamiać art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Podobnie wejście Frontexu, czyli obcych służb, też jest przedwczesne, a może oznaczać podwójne dowództwo. Ta sytuacja, która ma obecnie miejsce to jest efekt wieloletnich zaniedbań, ten odcinek granicy, zresztą bardzo newralgiczny, powinien być zabezpieczony już po konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Wtedy można było przewidywać, że tego typu prowokacje na wschodnim odcinku granicy będą praktykowane - dodaje. 

Czytaj: Zmiana przepisów ma utrudnić przekraczanie polskiej granicy>>

Polska musi poukładać swoje sprawy wewnętrzne 

Eksperci nie mają zresztą wątpliwości, że Polska z pomocy natowskiej już korzysta - choćby w zakresie przekazywania informacji wywiadowczych.  Dodają jednak, że podstawą zwiększenia bezpieczeństwa na polskiej granicy musi być poukładanie sprawy wewnątrz państwa. 

- Czyli powinna być zwołana przez Prezydenta RP, Rada Bezpieczeństwa Narodowego, chociaż jest to organ doradczy dla głowy państwa, to jednak pozwoliłoby to włączyć w jakimś zakresie także i opozycję. Bo na chwilę obecną, rząd oczekuje od opozycji jedynie posłusznego wykonywania oczekiwanych przez ministrów działań - wskazuje dr Skorut. 

W jego ocenie największym problemem jest z kolei to, że nie jesteśmy obecnie w stanie wyrysować realnych scenariuszy rozwoju konfliktu granicznego. - Można przypuszczać, że po stronie białoruskiej i rosyjskiej są zaangażowane też i te osoby, które wymyśliły konflikt na Krymie 2014 r. Przy bardzo znikomych informacjach pozyskiwanych ze strony Federacji Rosji i Białorusi - nawet na zasadzie białego wywiadu - trudno jest nawet w przybliżeniu przewidzieć plan działania. Co oznacza, że Siły Zbrojne RP i Straż Graniczna muszą być przygotowane na wiele wariantów - dodaje. 

Pojawia się jeszcze jednak kwestia - czy wojsko powinno być w tej sytuacji na granicy. Tu również zdania są podzielone. Część ekspertów podkreśla, że skoro kryzys jest migracyjny, a nie jest to na tym etapie konflikt militarny, to nie. 

- Wiadomo, że dla Straży Granicznej to jest trudny okres, także pod względem kadrowym, bo przechodziła m.in. zmniejszanie etatów. Ale na chwilę obecną, nie powinniśmy podejmować daleko idących kroków, ani w zakresie wsparcia międzynarodowych, ani też w zakresie kierowania na granicę wojska. Trzeba próbować załagodzić sytuację własnymi siłami, bo chodzi nie o eskalację a uspakajanie konfliktu. Straż Graniczną powinna wesprzeć policja, Żandarmeria Wojskowa - to jest też kilka tysięcy funkcjonariuszy i pozwalają na to przepisy. I choć moja ocena może zabrzmieć kontrowersyjnie uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest próba zamknięcia granicy, stworzenie np. muru, by zapobiegać kolejnym prowokacjom, i respektowanie przepisów dotyczących nielegalnych imigrantów - podsumowuje dr Łabuz. 

 

Diana Dajnowicz-Piesiecka, Emilia Jurgielewicz-Delegacz, Emil W. Pływaczewski

Sprawdź