Środowisko tłumaczy i wydawców mocno poruszył niedawno spór pomiędzy tłumaczem Krzysztofem Cieślikiem a Wydawnictwem Sonia Draga, które złożyło pozew o naruszenie dóbr osobistych. Główny zarzut to poniżenie wydawnictwa przez Cieślika w oczach opinii publicznej, przede wszystkim w kręgach osób związanych z branżą wydawniczą. Pozew został potem wycofany, ale problem godny jest prawnej analizy.

W latach 2020 i 2021 roku tłumacz, dziennikarz i poeta Krzysztof Cieślik opisywał m.in. jakość tłumaczenia książki amerykańskiego pisarza Jonathana Franzena "Na rozdrożu" oraz kulisy zlecania tłumaczenia "50 twarzy Greya". 

Wydawnictwo Sonia Draga domagało się usunięcia trzech wpisów, które Cieślik umieścił na Facebooku. Dwa z nich dotyczyły przekładu Witolda Kurylaka nowej powieści Jonathana Franzena "Na rozdrożu".

Czytaj też: Prawo właściwe dla naruszenia dóbr osobistych osoby fizycznej w Internecie >

Kontrowersyjna jakość przekładu

Krzysztof Cieślik tak recenzował książki wydawnictwa: "Od lat Sonia Draga psuje wielką literaturę polskim czytelnikom i - cóż – nikt nie może jej tego zabronić i nikt nigdy jej tego nie zabroni, bo stać ją, żeby sobie kupić i spieprzyć Franzena, Mantel, Eugenidesa i innych". Tak brzmi jeden z wpisów, który jest przedmiotem sprawy. W innym w żartobliwym tonie zachęcał internautów, by nie sięgali po przekład "Na rozdrożu". "Polskiego - przypominam - NIE RUSZAMY, KOCHANI" – napisał.

Pozew dotyczył także wpisu związanego ze zlecaniem tłumaczenia "50 twarzy Greya". "Sonia Draga zleciła nowe tłumaczenie '50 twarzy Greya', ale nie z uwagi na jakość przekładu, tylko żeby nie płacić tantiem tłumaczce, która ją pozwała o podwyższenie wynagrodzenia za tłumaczenie bestsellera" – napisał pozwany tłumacz.

Zdaniem (niedoszłego jednak) pozwanego "świat literacki i wydawniczy jest za grzeczny, zdarza mi się czasem krytykować go za niedoróbki, niedbalstwo. Wydawnictwo wydaje dobre książki, ale książkę pisze pisarz, a ja wypowiadałem się o tłumaczeniu".

Sprawdź też: Przesłanka odpowiedzialności w razie naruszenia dobra osobistego >

Twarde zarzuty - mocne dowody

- Należy zacząć od tego, że prawie każda wypowiedź podlegająca kryterium prawdy lub fałszu, jeśli jest nieprawdziwa, może stanowić naruszenie dobrego imienia - mówi adwokat Andrzej Zorski z kancelarii Pilawska Zorski Adwokaci.  - Każdy krytyk ma prawo wyrazić opinię o poziomie wydawanych książek, ale pisanie, że robi przekład, aby komuś nie płacić, należy do kategorii faktów. Oczywiście czym innym jest kwestia udowodnienia, że takie praktyki są stosowane i że zarzut jest prawdziwy. Natomiast czynienie zarzutu zlecania dodatkowego tłumaczenia, aby nie płacić - w moim odczuciu - nie mieści się w ramach działalności krytycznej, to jest twardy zarzut. Jeśli to była prawda, to nie jest to naruszenie renomy i dobrego imienia, bo co do zasady prawdziwa informacja, nawet wygłoszona publicznie, nie stanowi naruszenia dóbr osobistych - wskazuje.

Wygłaszanie nieprawdziwych zarzutów, które poniżają wydawnictwo w oczach opinii publicznej, może w pewnych przypadkach kwalifikować się także jako czyn z art. 212 kk., czyli zniesławienie. Może to być przestępstwo, gdyby zarzut krytyka był nieprawdziwy, bo przecież nie dotyczy jakości tłumaczeń.

Wezwanie do usunięcia wpisów w internecie naruszających dobra osobiste - WZÓR >

- Aby nie narazić się za zarzut poniżania wydawnictwa, krytyk powinien mieć dowody, że to co mówi lub pisze jest prawdą. Są pewne wyłączenia, jak choćby działanie w interesie społecznym, ale tu bym tak daleko nie szedł, gdyż w tej sprawie raczej nie ma uzasadnionego interesu społecznego  - mówi adwokat Andrzej Zorski.

Ugrzeczniona krytyka?

Krytyka, w tym w prasie czy innych mediach, jest – rzecz jasna – dozwolona. W przeciwnym razie funkcjonowanie chociażby mediów straciłoby rację bytu, gdyby można było mówić o osobach, zjawiskach czy zdarzeniach tylko w sposób ugrzeczniony.

Jak wskazuje Joanna Hetman-Krajewska, radca prawny z Kancelarii Prawniczej PATRIMONIUM, krytyka musi jednak spełniać określone warunki, by nie narażać nas na zarzut naruszenia dóbr osobistych, np. dobrego imienia osoby fizycznej czy spółki.

- Przede wszystkim rozpowszechnianie nawet krytycznych ocen o cudzej działalności powinno opierać się na faktach bądź ewentualnie na takich źródłach informacji, które przeciętnie rozsądna osoba przy dołożeniu należytej staranności mogła uznać za wiarygodne. Przy formułowaniu krytycznych uwag należy też starać się unikać zbyt dosadnych określeń, szczególnie w sytuacji, gdy również bardziej stonowany język będzie wystarczający, by wyrazić swoje krytyczne poglądy.

- Czasami jednak również bardziej dosadne sformułowania są dopuszczalne, szczególnie gdy dotyczy to krytyki określonych zjawisk, działań czy konkretnych osób w mediach, kiedy dziennikarz staje w obronie ważnego interesu społecznego, np. opisuje naganne zjawisko korupcji i wskazuje na konkretne osoby czy instytucje - mówi Hetman-Krajewska.

 

 

W jej ocenie dbałość o jakość przekładów literatury obcej na język polski, a co za tym idzie dbałość o polską kulturę, mogą być postrzegane jako ważny interes społeczny, a tym samym uzasadniać formułowanie krytycznych uwag wobec wydawców czy tłumaczy, również z wykorzystaniem dosadnych sformułowań, by poruszyć czytelnikiem. Rzecz jasna, diabeł zawsze tkwi w szczegółach i miarodajną ocenę można formułować dopiero po poznaniu wszystkich faktów, istotnych dla oceny prawnej danej sytuacji.

Czytaj też: Odpowiedzialność cywilna sędziego za bezprawne naruszenie dóbr osobistych strony w toku czynności jurysdykcyjnych >

Obiektywne kryteria

Według adwokata Daniela Recka z Kancelarii Duraj Reck I Partnerzy Kancelaria Adwokacka, przy ocenie czy w konkretnej sprawie mamy w istocie do czynienia z naruszeniem dóbr osobistych i czy zasadne jest domaganie się sądowej ochrony - konieczne jest dokonanie oceny zachowania osoby potencjalnie odpowiedzialnej za naruszenie.

- Oceny tej należy dokonać odwołując się do kryteriów obiektywnych, nie zaś subiektywnego spojrzenia zainteresowanego. To znaczy - należy zbadać, czy dane zachowanie, uwzględniając przeciętne reakcje człowieka, było wystarczającym powodem negatywnych odczuć - mówi. I dodaje, że w dalszej kolejności należy zbadać, czy zachowanie osoby potencjalnie odpowiedzialnej za naruszenie dóbr osobistych nie mieściło się w pojęciu „dozwolonej krytyki”, co jest ważne albowiem dozwolona krytyka wyłącza bezprawność, a bezprawność zagrożenia lub naruszenia dobra osobistego jest jedną z przesłanek ochrony dóbr osobistych.

Czytaj też: Naruszenia dóbr osobistych w Internecie - rewolucja orzecznictwa >

- Dozwolona krytyka to taka, która mieści się w granicach wyznaczonych przede wszystkim przez zasady współżycia społecznego oraz społeczny cel krytyki - podkreśla adw. Reck. - Granice te nie są ostre, ponieważ warunkują je również takie czynniki, jak rodzaj krytyki, sytuacje w jakich się odbywa, a także zwyczaje środowiska i osobiste właściwości ludzi. Wprawdzie przyjmuje się, iż granice dozwolonej krytyki, nawet przy braniu pod uwagę wymienionych czynników, nie powinny być nadmiernie elastyczne, jednakże krytyka jest dozwolona, jeśli zostaje podjęta w interesie społecznym, ogólnym, jest rzeczowa i rzetelna. Nie ma takiego charakteru krytyka, której celem jest dokuczenie innej osobie, czy też jej obrażanie - twierdzi adwokat. I potwierdza, że krytyka jest działaniem społecznie pożytecznym i pożądanym, lecz nawet jeżeli została podjęta w interesie społecznym, musi nosić cechy rzetelności, rzeczowości i konstruktywności, tj. musi być nakierowana na zapobieżenie pewnym nieprawidłowościom czy zjawiskom patologicznym, nie zaś zmierzać wyłącznie do obrażenia przeciwnika.

- Innymi słowy, jeżeli podjęta w stosunku do wydawnictwa krytyka nosiła cechy rzetelności, rzeczowości i podjęta była w interesie społecznym, np. ochrony potencjalnych konsumentów (czytelników), a dodatkowo nie była podjęta wyłącznie w celu dokuczenia przeciwnikowi, to nie nosi ona cech bezprawności i nie uzasadnia sądowej ochrony - uważa adwokat Marek Gola z Kancelarii Duraj Reck i Partnerzy.

Tłumacz literatury anglosaskiej, specjalizujący się w przekładach powieści i esejów Georga Orwella - Bartłomiej Zborski twierdzi, że stawki za przekłady literackie nie są w polskich wydawnictwach wysokie. - Za arkusz wydawniczy, czyli około 22 stron, tłumacz otrzymuje 650-800 złotych wynagrodzenia. Dla obniżenia kosztów wydawcy niekiedy zatrudniają studentów filologii, którzy nie mają doświadczenia w pracy translatorskiej, ani wiedzy, co w oczywisty sposób odbija się na jakości przekładów - mówi Zborski.

Bezprawność krytyki

Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - dla zapewnienia "pluralizmu, tolerancji i otwartości, bez których nie ma społeczeństwa demokratycznego", dopuszcza wprawdzie nawet wypowiedzi obrażające (por. wyroki ETPCz z 19 lipca 2011 r. i z dnia 4 listopada 2014 r. w sprawie B. przeciwko P.), niemniej, krytyka musi odnosić się do rzetelnie ustalonych faktów, musi być rzeczowa i w ramach niezbędnej potrzeby demokratycznego państwa.

Obecnie odchodzi się od wymagania „dowodu prawdy”. Sąd Najwyższy podzielił ten pogląd w sprawie spółki S. przeciwko wydaniu internetowemu tygodnika Wprost (sygn. akt I CSK 770/18 wyrok z 10 grudnia 2020 r.).  - SN podkreślił, że art. 24 par. 1 zd. 2 in fine k.c. przewiduje, że oświadczenie mające doprowadzić do usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych powinno mieć odpowiednią treść i zostać złożone w odpowiedniej formie. Nie mogą być zbyt ogólne - nadmienia sędzia sprawozdawca Beata Janiszewska.

W postanowieniu z 17 kwietnia 2018 r. Sąd Najwyższy stwierdził, że pod ochroną prawa pozostaje krytyka prasowa rzetelna i zgodna z zasadami współżycia społecznego (sygn. akt V CSK 567/17). Nadal sądy wymagają staranności dziennikarza w zbieraniu i wykorzystywaniu materiału.

Czytaj też: Krytyczny wpis w internecie nie zawsze narusza dobra osobiste osoby, której dotyczy >

Spór o homofobię

W 2013 r. Sąd Najwyższy rozstrzygał sprawę dotyczącą naruszenia dóbr osobistych spółki w internecie. Chodziło o felieton homofobiczny i przypisanie wypowiedzi o charakterze antysemickim. Aktorka Joanna Szczepkowska pozwała TVN SA. Dotknął ją sposób, w jaki komentowano jej felieton o gejach w teatrze. Pisała w nim o gejowskim lobby, które ma faworyzować w obsadach spektakli aktorów o orientacji homoseksualnej.
Powódka napisała: "Geje chcą być widoczni jako zbiorowość i widoczni są. I jeśli zachowują się irytująco, to to irytuje". Dalej powódka zaznaczyła, że „Nie tylko w Watykanie jest homoseksualny lobbing. I nie tylko kler należy za to ścigać. Spróbuj jednak napisać tekst o takim lobbingu w teatrze. Ja spróbowałam. Tekst został zatrzymany i określony jako donos. Ja zostałam nazwana szmatą."

Sąd Apelacyjny orzekł, że wynikające z treści zawartych w reportażu naruszenie dóbr osobistych powódki nosiło znamiona nadużycia swobody wypowiedzi (wolności prasy) i tym samym miało charakter bezprawny.
Zarzuty naruszenia art. 23 i 24 k.c. oraz art. 23 k.c. w związku z przepisami prawa prasowego, okazały się uzasadnione. Uchylając wyrok, Sąd Najwyższy uwzględnił konieczność ustosunkowania się przez Sąd Apelacyjny do zarzutów apelacyjnych dotyczących naruszenia art. 24 par. 1 k.c. Zwrócił uwagę na niewspółmierność środków w stosunku do sposobu naruszenia. Autorka tego tekstu nie godziła się, aby nazywano ją homofobką.

Podobieństwo tej sprawy do sporu pomiędzy wydawnictwem i krytykiem jest takie, że aktorka krytykowała dobór aktorów według kryterium przynależności do pewnej grupy, ze szkodą dla jakości przedstawień. To może być przedmiotem dozwolonej krytyki, jednak o ile sposób gry gejów jest sprawą ocenną, to już zarzut preferowania osób o określonej orientacji dotyczy faktu, który zdaniem prawników trzeba udowodnić.

 

 

Monika Nowikowska, Zofia Zawadzka, Joanna Sieńczyło-Chlabicz

Sprawdź