Aplikacja Alarm112 „umożliwia w sytuacji zagrożenia życia, zdrowia, mienia, środowiska, bezpieczeństwa i porządku publicznego przekazanie zgłoszenia alarmowego do Centrum Powiadamiania Ratunkowego, przez osoby, które nie mogą wykonać połączenia głosowego, w szczególności osoby głuche i niedosłyszące”. Natomiast Regionalny System Ostrzegania (RSO) to „darmowa, powszechna usługa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz wojewodów umożliwiająca powiadamianie obywateli o zagrożeniach” – czytamy na rządowych stronach.

Czytaj: Będzie wielka rewolucja w zarządzaniu kryzysowym i obronie cywilnej>>
 

W służbie ratownictwa i alarmowania ludności o zagrożeniach

Obie aplikacje mobilne, pojawiające się w rządowym projekcie ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej, mają zatem wspomóc funkcjonowanie systemu ratownictwa i alarmowania ludności o zagrożeniach. Ich wykorzystanie ma jednak nie być dobrowolne, a z góry narzucone przez państwo. „Autoryzowany sprzedawca, o ile jest to techniczne możliwe, obowiązany jest do preinstalacji aplikacji mobilnej RSO na telekomunikacyjnych urządzeniach końcowych sprzedawanych użytkownikom” - brzmi kontrowersyjny zapis w projekcie ustawy.

 

 

Od czasu ujawnienia zamierzeń ministerstwa, projekt zyskał spore grono krytyków. Eksperci branży cyfrowej zwracają uwagę na niedostosowanie zaproponowanych przepisów do realiów. Uważamy, że nałożenie obowiązku instalacji rządowych aplikacji na ,,autoryzowanego sprzedawcę” jest z wielu powodów rozwiązaniem wadliwym, a wręcz niemożliwym do zastosowania w praktyce – twierdzi , organizacji zrzeszającej działające w Polsce największe firmy z branży RTV oraz IT. Dlatego eksperci Cyfrowej Polski wystosowali pismo do MSWiA, w którym punktują kontrowersyjne zapisy, a także proponują lepsze, w ich opinii, rozwiązania.

 


Dlaczego obowiązkowe aplikacje się nie sprawdzą?

Nasza organizacja udowadnia, że aplikacje mobilne wspomagające służby ratownicze są stosowane przez wiele krajów na świecie, jednak zazwyczaj jedynie w roli pomocniczej. Nie należy całkowicie odrzucać pomysłu wdrażania aplikacji ratowniczych, jednak doświadczenie pokazuje, że w krytycznych sytuacjach uaktywniają się ich wady.. Dlatego warto przewidzieć stosowanie aplikacji raczej jako dodatkowego źródła kontaktu ze służbami, jednocześnie zapewniając inne, bardziej sprawdzone technologie.

Wspomniane wady to między innymi niska efektywność aplikacji w przypadku użycia jej w tłumie, na przykład podczas imprezy masowej, lub w dalekich lokalizacjach, na przykład w gęstym lesie. W takim wypadku ograniczenia sieciowe powodują, że aplikacja nie zawsze jest w stanie efektywnie powiadomić użytkownika o zagrożeniu lub – w razie wypadku – wysłać dokładną lokalizację poszkodowanego.

Jak przekonują eksperci Związku Cyfrowa Polska w piśmie do Macieja Wąsika, sekretarza stanu w MSWiA, należy także brać pod uwagę reakcję społeczeństwa na narzucony im obowiązek instalacji programu. „Po licznych publikacjach medialnych informujących o projekcie, możemy zauważyć jednoznacznie negatywną reakcję społeczeństwa na proponowane w projekcie rozwiązanie. Stanowi to ważny sygnał, że społeczeństwo może chcieć stawić opór proponowanym przez projektodawcę rozwiązaniom i zainicjuje kampanię mającą zachęcić użytkowników do natychmiastowego usunięcia aplikacji” – czytamy w dokumencie.

W tym kontekście warto pamiętać o tym, co wydarzyło się we Francji. Kraj ten zdecydował się odejść od swojej aplikacji SAIP w 2018 roku, po tym jak okazała się ona nieskuteczna podczas tragicznych ataków w Nicei. Wielu pierwotnych użytkowników odinstalowało niepotrzebną im na co dzień aplikację, która ponadto często działała wadliwie albo wcale, co ograniczyło jej wiarygodność w oczach opinii publicznej. Taka sytuacja stanowi zagrożenie dla naszego wspólnego bezpieczeństwa, więc za wszelką cenę należy jej uniknąć.

 

Technologie pewniejsze, niż aplikacja

Dlatego eksperci naszej organizacji proponują inne rozwiązania: system Cell Broadcast oraz mechanizm Advanced Mobile Location (AML). Jak czytamy w przywołanym już piśmie, obie technologie są już sprawdzone i wykorzystywane w praktyce w wielu krajach zachodnich. Cell Broadcast wykorzystuje m.in. Austria, Dania, Holandia czy Hiszpania. W pełni wdrożony AML można spotkać w całej Skandynawii, na Wyspach Brytyjskich, we Francji czy krajach Beneluksu.

Jak to działa w praktyce? System Cell Broadcast pozwala (co istotne: bez potrzeby zbierania informacji o odbiorcach!) skutecznie dotrzeć do osób znajdujących się w określonym obszarze. Jest obsługiwany niemal przez wszystkie dostępne telefony, a dzięki zapewnieniu mu najwyższego priorytetu działa także w przypadku przeciążenia sieci. Awaryjny komunikat wyświetlany jest na ekranie urządzenia i towarzyszy mu dźwięk emitowany nawet przy wyciszonym urządzeniu. W przeciwieństwie do aplikacji, która niemal nigdy nie jest wykorzystywana przez turystów, komunikat wysłany przez system Cell Broadcast dotrze również do obcokrajowców, którzy tymczasowo przebywają na danym terenie.

Z kolei Advanced Mobile Location to rozwiązanie powszechnie używane do przekazywania informacji o lokalizacji. Dzięki niemu możliwe staje się przesłanie informacji o dokładnym miejscu przebywania osoby zgłaszającej wypadek, co zdecydowanie ułatwia pracę odpowiednich służb ratunkowych.

Właśnie te dwie technologie, jako dużo dokładniejsze i sprawdzone, rekomendujemy do pełnego wdrożenia na terenie Polski. Uważamy, że w dłuższej perspektywie są to systemy dużo pewniejsze i gwarantujące dużo wyższy poziom bezpieczeństwa, niż aplikacje mobilne.