Makabryczna zbrodnia w Radomsku. Mężczyzna, który dwa tygodnie temu wyszedł z więzienia, siekierą zabił swą żonę i 20-letnią córkę. W więzieniu odsiadywał wyrok za znęcanie się nad rodziną. Człowiek ten dwa tygodnie temu wyszedł z więzienia po odbyciu wyroku za znęcanie się nad rodziną. Gdy po popełnieniu zbrodni zatrzymywała go policja, był zupełnie trzeźwy, ale nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, dlaczego zamordował swoich bliskich.

To kolejny przypadek, gdy skazany za przemoc wobec rodziny wkrótce po wyjściu z więzienia dopuszcza się jeszcze okrutniejszej zbrodni. Niedawno całą Polskę zbulwersował przypadek mordercy z Machcina. Jan Sz. został skazany na na trzy lata więzienia za gwałt na byłej żonie. Sąd podjął decyzję o zwolnieniu go z aresztu do czasu uprawomocnienia się wyroku. Wtedy mężczyzna z zemsty zabił siostrę zamordowanej i jej przyjaciela, groził też byłej żonie.  Z kolei Jerzy W. z niewielkiej wsi na Dolnym Śląsku, wyszedł z więzienia, bo dobrze się sprawował. Odsiadywał wyrok za brutalne gwałty na córce. Pięć tygodni po tym, jak sąd go wypuścił, znów skrzywdził swoje dziecko. Pod koniec lutego w Chodlu na Lubelszczyźnie mężczyzna, który wyszedł z aresztu, zamordował swoją żonę. Do aresztu trafił, bo  był podejrzany był o molestowanie i o przemoc w rodzinie.

Jeśli ktoś zna policyjne statystyki to wie, że każdego roku kilkanaście tysięcy  osób skazywanych jest przez sądy za przemoc wobec bliskich. Wie także, że przypadków takich jest znacznie więcej, ale w części z nich nie dochodzi do skazania, ponieważ np. ta maltretowana rodzina wycofuje skargę, nie chce zeznawać, sąsiedzi nic nie słyszeli itp. Pewna liczba takich historii kończy się niestety tak, jak te opisane powyżej.

Czy takich tragicznych historii jest ostatnio więcej? Raczej nie, to tylko tak się złożyło, że w krótkim czasie było kilka takich zdarzeń. Media oczywiście to podchwycą i przez kilka dni będą nakręcać publiczną dyskusję na ten temat. W przypadku sprawców z Chodla i Machcina pretensje kierowane były do sądów, które wypuściły ich z aresztu, by na wolności czekali na proces lub uprawomocnienie się wyroku. Czy sąd nie mógł przewidzieć, że oni zrobią to co zrobili? - brzmiało pytanie stawiane wtedy niemal we wszystkich mediach. A jakie teraz padnie pytanie? Może: dlaczego wypuszczono z więzienia kogoś, kto wrócił do rodziny i ją zamordował? To proste. Wypuszczono, ponieważ odbył karę, na którą został skazany. Czy nie można było przewidzieć, co zrobi? Być może, gdyby w zakładzie karnym prowadzona była jakaś praca wychowawcza, jakieś solidne badania psychologiczne. Ale wiadomo, że tego nie ma w polskim systemie penitencjarnym, którego głównym problemem jest, jak upchnąć tych wszystkich skazanych w starych zdekapitalizowanych więzieniach i jak ich upilnować. Tym bardziej, że nawet w tych krajach, gdzie więziennictwo ma lepsze warunki, też dochodzi do takich sytuacji, jak ta w Radomsku.

W dyskusji, jaka przejdzie teraz przez media, więcej będzie zapewne o tym, że trzeba zaostrzyć kary i takich ludzi najlepiej nie wypuszczać zza krat. Nie należy raczej spodziewać się głębszej refleksji o kondycji polskiego więziennictwa, które wypuszcza na wolność ludzi jeszcze gorszych, niż byli wtedy, gdy tam trafili.