Sąd Najwyższy  (I CSK 244/09, LEX Nr 570118) odwołał się do podobnego poglądu wyrażonego przez Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 30 stycznia 2004 r. I CK 131/03, LEX Nr 141820. Sąd Najwyższy w przywołanym orzeczeniu z 2004 r. stwierdził, że subiektywny ze swej istoty charakter krzywdy ogranicza wprawdzie przydatność kierowania się przy ustalaniu wysokości zadośćuczynienia sumami zasądzonymi z tego tytułu w innych przypadkach, lecz nie eliminuje jej całkowicie. Ze względu na niemożliwość przeliczenia krzywdy na pieniądze, konfrontacja danego przypadku z innymi może dać orientacyjną wskazówkę co do wysokości odpowiedniego zadośćuczynienia w podobnych przypadkach i pozwolić uniknąć znaczących dysproporcji.
Zaprezentowany w tych. orzeczeniach Sądu Najwyższego pogląd, choć słuszny co do intencji, może rodzić niebezpieczne w skutkach konsekwencje. Nie ulega bowiem wątpliwości, że o rozmiarze należnego zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę powinny w zasadzie decydować okoliczności indywidualne danego przypadku wpływające na rozmiar krzywdy a więc stopień cierpień fizycznych i psychicznych: ich intensywność, czas trwania, rokowania na przyszłość, negatywne zmiany w psychice, niepewność perspektyw. Nie bez wpływu na rozmiar krzywdy pozostaje też ogólna sytuacja zdrowotna i życiowa poszkodowanego, brak szans na przyszłość oraz poczucie nieprzydatności społecznej a także stopień zaniedbań lub winy sprawcy szkody i jego postawa.
Wpływ na wysokość zadośćuczynienia powinny mieć również aktualne stosunki majątkowe społeczeństwa i wysokość przeciętnej stopy życiowej. Zadośćuczynienie powinno bowiem być "odpowiednie", a więc uwzględniać także poziom życiowy społeczeństwa, co pozwoli uniknąć zasądzania kwot nie odpowiadających społecznemu poczuciu sprawiedliwości: wygórowanych lub zaniżonych.
Odwoływanie się zatem do tendencji orzecznictwa sądowego w podobnych przypadkach, jak to sugeruje Sąd Najwyższy, może doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji.
Ryzyko dopuszczenia możliwości "podglądania" innych sądów, które orzekały w podobnych wypadkach może wiązać się m.in. z tym, że sądy niższych instancji będą skupiać się na poszukiwaniu podobnych spraw, w których orzekał m.in. Sąd Najwyższy i sugerować jego decyzjami, kosztem indywidualnej oceny każdego przypadku.
Znane jest zjawisko kształtowania się linii orzeczniczych nie tylko Sądu Najwyższego, ale również w ramach poszczególnych apelacji. Sądy pierwszej instancji często zaś biorą pod uwagę stanowisko instancji odwoławczej, jeżeli takowe jest już znane z podobnych spraw.
Wątpliwym wydaje się natomiast, że tekst uzasadnienia orzeczenia, czy to Sądu Najwyższego, czy sądu apelacyjnego jest w stanie rzetelnie oddać stopień cierpień fizycznych i psychicznych w podobnej sprawie, który może być przecież znacząco odmienny. W tego zaś rodzaju sprawach ten czynnik wydaje się być na ogół kluczowy w kontekście wysokości kwoty zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.
Dysproporcje w wysokości zasądzanego zadośćuczynienia w podobnych sprawach, których obawia się Sąd Najwyższy, wydają się być dopuszczalne. Podobieństwo spraw nie oznacza tożsamości, co szczególnie przy orzekaniu w przedmiocie zadośćuczynienia za doznaną krzywdę może odgrywać znaczącą rolę. Sąd Najwyższy wielokrotnie w swoich orzeczeniach podkreślał, że tezy stawiane przez ten Sąd odnoszą się do konkretnych okoliczności sprawy i ich "podczepianie" do podobnych spraw przez sądy powszechne jest działaniem bardzo często zbyt daleko idącym, a za czym idzie błędnym.
Nie można zgodzić się z poglądem, że dysproporcje w wysokości zasądzanego zadośćuczynienia mogą rodzić u poszkodowanych poczucie nierówności wobec prawa. Gdyby przyjąć takie założenie za słuszne, wystarczyłoby opracować wzorce w oparciu o podobne do siebie sprawy z gotowymi już wyrokami, a sądy sprowadzić do roli nie orzeczniczej, a tylko technicznej. W tym momencie trudno by jednak było mówić, że mamy do czynienia z realizacją wymiaru sprawiedliwości. Zachowanie "rozsądnych granic" kwot zadośćuczynienia, o których wspomina Sąd Najwyższy, nie oznacza, że nie mogą się one między sobą znaczącą różnić.
Pozostaje zatem tylko postulować, aby sędziowie konsekwentnie realizowali konstytucyjną zasadę niezawisłości sędziowskiej, która obejmuje m.in.: 1. bezstronność w stosunku do uczestników postępowania, 2. niezależność wobec organów (instytucji) pozasądowych, 3. samodzielność sędziego wobec władz i innych organów sądowych, 4. niezależność od wpływu czynników politycznych, zwłaszcza partii politycznych, 5. wewnętrzna niezależność sędziego. Poszanowanie i obrona tych wszystkich elementów niezawisłości są konstytucyjnym obowiązkiem wszystkich organów i osób stykających się z działalnością sądów, ale także są konstytucyjnym obowiązkiem samego sędziego. Naruszenie tego obowiązku przez sędziego oznaczać może sprzeniewierzenie się zasadzie niezawisłości sędziowskiej, a to jest równoznaczne z bardzo poważnym uchybieniem podstawowym zasadom funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości (zob. wyrok TK z dnia 24 czerwca 1998 r., sygn. akt K 3/98, LEX Nr 33153).
Podsumowując, realizacja konstytucyjnej zasady niezawisłości sędziowskiej, nie oznacza zatem tego, by sędziowie nie analizowali już istniejących rozstrzygnięć, a tylko by z dużą wstrzemięźliwością podchodzili do ich wykorzystania w sprawach, w których orzekają.

Artykuł pochodzi z programu System Informacji Prawnej LEX on-line