- Od kilkunastu lat pracuję w sądzie i przez cały ten czas słyszę o reformach, z których nic, albo niewiele wynika - mówi Jacek Ignaczewski, sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie. - Pojawiają się różne pomysły, które okazują się być nie do końca przemyślane, niespójne, często wręcz chaotyczne - dodaje. Zdaniem Janusza Niemcewicza dzieje się tak dlatego, że brakuje wciąż spójnej koncepcji naprawy systemu. Waldemar Żurek sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie dodaje, że jego zdaniem wynika to z tego, że każdy kolejny minister (a było ich po 1989 r. ponad 20) chce mieć jakiś fundamentalny wkład w system prawa i w organizację wymiaru sprawiedliwości. A ponieważ funkcje swoje ministrowie pełnią z reguły dość krótko, to zanim uda się im coś wdrożyć, zastępuje ich ktoś inny, ze swoimi koncepcjami. Opinię tę potwierdza sędzia Dariusz Wysocki z Sądu Okręgowego w Płocku. - Jeśli przez te 20 lat głównie tylko mówimy o reformach, to dlatego, że nie udało nam się wypracować jakiejś koncepcji modelu, do którego chcielibyśmy doprowadzić - mówi.
Na tak sformułowane wątpliwości odpowiada, przynajmniej częściowo, wiceminister sprawiedliwości Igor Dzialuk. Jego zdaniem nie ma kłopotu z postawieniem diagnozy, czyli opisaniem słabości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Problem jest z wypracowaniem kierunków reform, a jeszcze większy z uzyskaniem zgody na szczegółowe rozwiązania.
Zdaniem Jarosława Bełdowskiego z Fundacji FOR, doskonale ilustruje to problem małych sądów. Z międzynarodowych analiz wynika, że efektywnie może pracować sąd zatrudniający co najmniej 12 sędziów. Tymczasem w Polsce jest kilkadziesiąt sądów z kilkuosobową a nawet paroosobową obsadą. - Z organizacji sadownictwa wynika, że każdy z tych sędziów musi być "funkcyjnym", a niektórzy to nawet mają po 2 - 3 funkcje - mówi Bełdowski. Ministerstwo Sprawiedliwości chce te małe sądy likwidować i tworzyć większe struktury. Inicjatywa ta napotyka jednak na silny opór, zarówno ze strony lokalnych samorządów, na których terenie działają takie sądy, jak i ze strony środowiska sędziowskiego. Sędziowie i ich samorządowe reprezentacje protestują też m.in. przeciwko wprowadzeniu ocen sędziów i menedżerów, którzy włączyliby się w zarządzanie sądami, które to rozwiązania miałyby, zdaniem resortu sprawiedliwości wpłynąć na zwiększenie efektywności pracy sądów.
Tu pojawia się pytanie, kto powinien przeprowadzać tego typu reformy i jaki powinien być w tym udział sędziów. Sędzia Waldemar Żurek, który jest także członkiem Krajowej Rady Sądownictwa, jest zdania, że takie projekty nie mogą być realizowane bez udziału sędziów. Z kolei sędzia NSA Lidia Błystak ma co do tego wątpliwości i generalnie nie wierzy w masowy udział sędziów w pracach reformatorskich. - Większość z naszych kolegów chce po prostu mieć mało pracy i dużo pieniędzy. Oni nie interesują się reformami, a już szczególnie takimi, które miałyby dołożyć im zadań i zwiększyć dyscyplinę - mówi.
W tym kontekście wiele emocji wzbudza problem roli samorządu sędziowskiego w pracach nad ewentualnymi zmianami. - Każdy samorząd ma niestety tendencję do "mafijnienia" - mówi prof. Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Jej zdaniem pewien zakres samorządności w wymiarze sprawiedliwości jest potrzebny, ale z zabezpieczeniami, które nie dopuszczą do przekształcania go w strukturę nastawioną przede wszystkim na obronę grupowych interesów. - Sędziowie i reformatorzy wymiaru sprawiedliwości muszą pamiętać, że sądy nie są dla sędziów, tylko dla państwa i obywateli - skomentowała to adwokat Małgorzata Kożuch, członek prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej.
Przyczynkiem do zorganizowania debaty było opublikowanie w marcowym numerze miesięcznika "Monitor Prawniczy" dodatku pt. "Perspektywy Wymiaru Sprawiedliwości", w którym znalazły się m.in. opracowania uczestniczących w konferencji panelistów. Publikacja ta jest dostępna na stronie internetowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.