Sednem tej sprawy było odpowiedzenie na pytanie, czy umiejętności językowe Polaków sięgają tak daleko, że przeciętny rodak uzna za zwrot potoczny wyrazy „native English”.
 A zaczęło się od tego, że Robert P. i Stephen D. właściciele prywatnej spółki językowej chcieli zarejestrować w Urzędzie Patentowym znak towarowy pod nazwą „ Native English”. Spółka ta zajmowała się szkoleniem językowym, doradztwem w zakresie języków obcych, informacja o edukacji lingwistycznej, organizacja obozów wyjazdowych dla młodzieży. Urząd Patentowy odmówił jednak w czerwcu 2012 r. rejestracji tego znaku, argumentując, ze jest on odróżniający tylko opisowy, nie ma graficznych elementów wyróżniających i nie spełnia funkcji znaku towarowego. Używa słów „ rodowity, ojczysty’ angielski, czyli wyrażeń powszechnie używanych, co – zdaniem Urzędu Patentowego zamykałoby innym podmiotom o tych cechach dostęp do rynku usług. 
Zdaniem przedsiębiorców Urząd nie miał racji i naruszył art.29 ustawy prawo własności przemysłowej, w którym zastrzega się, że nie udziela się praw ochronnych na oznaczenia, które: nie mogą być znakiem towarowym i nie mają dostatecznych znamion odróżniających. Ponadto nie mają dostatecznych znamion odróżniających oznaczenia, które weszły do języka potocznego lub są zwyczajowo używane w uczciwych i utrwalonych praktykach handlowych.
W skardze do WSA w Warszawie przedstawiciel spółki rzeczniczka patentowa Elżbieta Piątkowska stwierdziła, że Urząd nie przedstawił żadnych dowodów językowych na to, że zgłoszony do ochrony znak towarowy jest nie do odróżnienia. Rzeczniczka powołała się na przykłady znaków już zarejestrowanych, które w swej nazwie posiadają słowa powszechnie zrozumiałe, takie jak English Today, Profit English, English School, Pro-English.

Przedstawiciel Urzędu Patentowego dowodził, że znajomość prostych słów angielskich w Polsce jest powszechna, choć oczywiście  starsze pokolenie zna ten język gorzej od młodszego ( bo przecież uczyło się języka rosyjskiego). Ale niektóre słowa, takie jak oznaczenie zgłoszone do urzędu powtarzają się w mediach i w reklamach, więc są rozumiane.
WSA w wyroku z 23 kwietnia oddalił skargę spółki i stwierdził, że Urząd Patentowy nie złamał prawa własności przemysłowej. Sąd badał, czy znak towarowy ma zdolność odróżniającą. Według sądu nie ma takiej właściwości, gdyż informuje o usługach, dla których został zgłoszony. Dla oceny prawidłowości tego znaku nie jest potrzebna głębsza analiza umiejętności językowych Polaków – podkreślił sąd. Choć wiadomo, że młode pokolenie uczy się angielskiego w szkołach, a starsi rozumieją angielski w sposób wystarczający, aby posługiwać się nim w obrocie gospodarczym. Słowo „Native English” nie ma zdolności odróżniającej.
Co do zarzutu nierównego traktowania przez Urząd Patentowy, to skarżący nie mają racji zarzucając mu rejestrowanie innych prostych nazw. WSA zaznaczył, że każdy znak jest inny i należy go porównywać do kręgu odbiorców oraz do przedsiębiorców, którzy z niego chcą korzystać, w taki sposób by nie naruszać zasad uczciwej konkurencji rynkowej.

Sygnatura akt WSA w Warszawie VI SA/Wa1526/12, wyrok z 23 kwietnia 2013 r.