Zniesienie obligatoryjnej przynależności lekarzy do samorządu zawodowego przewiduje przygotowany w resorcie gospodarki projekt ustawy o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców. Obecnie warunkiem wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty jest przynależność do izby lekarskiej oraz uzyskanie od niej odpowiedniego zaświadczenia. Gdyby projektowane przepisy weszły w życie, warunkiem wystarczającym do wykonywania zawodu byłby wpis do odpowiedniego rejestru. Jak można przeczytać w uzasadnieniu do projektu, nowa ustawa ma ujednolicić zasady wykonywania regulowanej działalności gospodarczej z przepisami ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Projektowane zmiany – czytamy w uzasadnieniu – mają na celu zdjęcie z przedsiębiorców dublujących się obowiązków informacyjnych, co będzie skutkować zmniejszeniem liczby wymaganych od przedsiębiorcy dokumentów oraz skróceniem terminów warunkujących podjęcie działalności gospodarczej. W tym przypadku autorzy ustawy mają na myśli działalność gospodarczą z zakresu ochrony zdrowia.

Projekt ustawy nie przewiduje żadnych zmian co do kryteriów, na podstawie których możliwe będzie wykonywanie zawodu lekarza i lekarza dentysty. A więc nadal wymagany będzie dyplom ukończenia odpowiedniej uczelni, zdolność do czynności prawnych, odpowiedni stan zdrowia, nienaganna postawa etyczna. Obecnie spełnianie tych kryteriów potwierdza okręgowa izba lekarska, do której musi należeć każdy lekarz. Projekt Ministerstwa Gospodarki mówi o rejestrze, w którym zapewne zarejestrowani będą wszyscy lekarze, nie mówi jednak jaki organ miałby go prowadzić. Można sobie wyobrazić, że robiłyby to nadal izby lekarskie, ale czy także dla lekarzy nie należących do nich? Na pewno pojawi się tu problem prawny, organizacyjny i finansowy (kto ma to finansować?).

Znacznie jednak większe kontrowersje wzbudzi ta idea z punktu widzenia konstytucyjnej pozycji zawodów zaufania publicznego, do których należą zawody lekarza i lekarza dentysty. Otóż konstytucja (art. 17-1) nadaje tym zawodom prawo tworzenia samorządów, ale też nakłada na nie obowiązek sprawowania pieczy nad wykonywaniem tych zawodów. Na tej podstawie ustawy wydane dla każdego z zawodów zaliczonych do tej kategorii ustanawiają procedury dyscyplinarne, rzeczników dyscyplinarnych i sądy dyscyplinarne. Krótko mówiąc, jeśli lekarz, adwokat, pielęgniarka czy farmaceuta sprzeniewierzy się zasadom obowiązującym w danym zawodzie, odpowiada (niezależnie od zagrożenia karą z kodeksu karnego) przed sądem zawodowym. Ale nie jest to tylko koleżeński sąd honorowy. Sądy dyscyplinarne samorządów zawodowych mogą wymierzać bardzo konkretne kary, włącznie z pozbawieniem prawa wykonywania zawodu. Właśnie odpowiedzialność dyscyplinarna jest jedną z najważniejszych podstaw obowiązkowej przynależności do samorządów zawodów zaufania publicznego. Jakie zasady będą w tym zakresie obowiązywać lekarzy, gdy nie będą musieli należeć do samorządu? Czy przepisy dyscyplinarne będą dotyczyć tylko członków, albo może izby lekarskie będą miały uprawnienia także wobec osób nie należących do nich? Tego projekt Ministerstwa Gospodarki nie wyjaśnia.

A szkoda, ponieważ już wiadomo, że problem jest. Wywołał go rzecznik praw obywatelskich, który kilka miesięcy temu skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy obowiązkowa przynależność osób wykonujących zawody zaufania publicznego jest zgodna z konstytucją. Trybunał jeszcze sprawy nie rozpatrzył, ale dyskusja pomiędzy Rzecznikiem i samorządami już się odbyła. Większość z nich uważa, że obowiązkowa przynależność jest niezbędna dla wykonywania obowiązków wynikających z konstytucji i ustaw dotyczących każdego z tych zawodów.  Jeśli Trybunał uzna, że obligatoryjna przynależność jest zgodna z konstytucją, projekt resortu gospodarki stanie się w tej części bezprzedmiotowy. Gdy TK stwierdzi niekonstytucyjność tej zasady, zawali się cała konstrukcja samorządowo – dyscyplinarna obejmująca kilkanaście zawodów. Wtedy szybko musiałaby powstać jakaś nowa konstrukcja prawna. Dotycząca także adwokatów, radców prawnych, notariuszy, komorników, biegłych rewidentów itd. Wiele wskazuje na to, że legislatorzy z resortu gospodarki nie przewidzieli, że ruszając lekarski „kamyczek” uruchomią całą lawinę.