Pech łódzkiej pani mecenas polega na tym, że nazywa się tak samo jak kobieta, która swoim samochododem zaparkowała na schodach przejścia podziemnego koło warszawskiej Rotundy. Obie panie różni tylko jedna litera w imieniu. Sprawczyni wypadku ma na imię Izabella.
Tymczasem, jak przypomina stołeczna "Gazeta Wyborcza", tuż przed świętami Bożego Narodzenia dziennikarz Informacyjnej Agencji Radiowej poprosił ministra sprawiedliwości o komentarz do tej sprawy. Wspomniał, że sprawczyni kolizji jest prawniczką. Minister Marek Biernacki tego nie weryfikował, tylko wyraził swoje oburzenie. Mówił: "Fatalnie się czuję, zawsze mówię to nie tylko sędziom, ale i korporacjom zawodowym, że autorytet i pozycja wiąże się z ich zachowaniem, wartościami i wiedzą. Ta kobieta nie powinna mieć w ogóle prawa jazdy".
Radca Chmielewska zażądała od ministra sprostowania informacji i odwołania tego komentarza. Na razie do tego nie doszło, a jedynie Marek Łukaszewicz, dyrektor biura ministra, wysłał do niej list. - Pragnę przekazać wyrazy ubolewania z powodu podejrzeń, jakie padły na Pani osobę w związku z opisywaną przez media sprawą wypadku samochodowego w Warszawie. Należy podkreślić, że minister sprawiedliwości Marek Biernacki nie wskazał Pani mecenas jako sprawcy wypadku. Minister Marek Biernacki, odpowiadając na pytanie jednego z dziennikarzy, w sposób ogólny odniósł się jedynie do zasad etycznych i moralnych, jakie powinny przyświecać zaszczytnej funkcji radcy prawnego. Wypowiedź ministra miała charakter bezosobowy i nieintencjonalny - napisał urzędnik.
Źródło: Gazeta Stołeczna