Sprawę będzie rozpatrywać trójka zawodowych sędziów, pod przewodnictwem b. prezesa SA sędziego Krzysztofa Karpińskiego.

Jeśli sąd uzna przewinienie sędziego, może mu wymierzyć kary: upomnienia, nagany, przeniesienia na inne stanowisko lub usunięcia z zawodu. Od werdyktu SA przysługuje odwołanie do Sądu Najwyższego. Sędziowskie sprawy dyscyplinarne są z zasady jawne dla prasy. Toczą się one według procedury karnej.

We wrześniu 2012 r. minister sprawiedliwości odwołał Milewskiego z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku w związku z nagraną i opisaną wówczas przez "Gazetę Polską Codziennie" rozmową sędziego z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera. W rozmowie tej Milewski miał informować o możliwych terminach posiedzenia dotyczącego zażalenia na areszt szefa Amber Gold Marcina P. i umawiać się na spotkanie z szefem rządu.

Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa wystąpiło wtedy do rzecznika dyscyplinarnego z wnioskiem o podjęcie postępowania wobec sędziego. O podjęcie czynności dyscyplinarnych wobec Milewskiego wystąpiło także kolegium Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.

W styczniu br. Milewski został przesłuchany przez rzecznika dyscyplinarnego. Sędzia twierdzi, że nagranie jego rozmowy z osobą podszywającą się pod pracownika KPRM zostało zmanipulowane. Z tej przyczyny rzecznik dyscyplinarny - przed podjęciem decyzji o wszczęciu postępowania - zlecił biegłym ekspertyzę fonoskopijną nagrania.

Nagranie pierwotnie zbadane okazało się kopią. W związku z tym rzecznik pozyskał jego oryginał i - przed podjęciem decyzji - zlecił jeszcze uzupełniającą opinię fonoskopijną. Po jej uzyskaniu w maju rzecznik dyscyplinarny zdecydował o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego Milewskiego, po przeprowadzeniu którego zdecydował w połowie września br. o skierowaniu wniosku do sądu dyscyplinarnego.

Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze prowadzi śledztwo ws. podawania się rozmówcy Milewskiego za funkcjonariusza publicznego oraz przygotowania i wysłania drogą elektroniczną fałszywych dokumentów do gdańskiego sądu. Latem br. prokuratura uznała, że autor prowokacji nie działał w celu uzyskania korzyści, a publikacji treści rozmowy nie można uznać za pomówienie.