Mocą czwartkowego wyroku SN, olsztyński sąd okręgowy ma teraz ocenić, czy nabywcy tego domu, kupując go od spadkobierców, działali w dobrej wierze - jeśli uznałby, że nie, to wróci on do Skarbu Państwa. - Wyrok będzie miał duże znaczenie dla innych tego typu spraw - mówi mec. Lech Obara, który występuje w podobnych sprawach. - To nie jest dramat Skarbu Państwa, ale tych staruszków, którzy mieszkają w tych domach - dodał.
Sprawa dotyczy głośnej w Olsztynie połówki bliźniaka przy jednej z ważnych ulic miasta. Jego właściciele Albert i Margarete Reinsch, którzy w 1945 r. uzyskali tzw. potwierdzenie przynależności do narodowości polskiej, w 1981 r. wyemigrowali z dziećmi do Niemiec. Według prawa PRL, takie osoby traciły nie tylko polskie obywatelstwo, ale i majątek, który przechodził na własność państwa. Zaniedbywano jednak wtedy dokonania odpowiedniego wpisu hipotecznego.
Dom, którym władało państwo, a mieszkali w nim lokatorzy, w 2006 r. odzyskały mieszkające w Niemczech dorosłe dzieci państwa Reinsch. Na ich wniosek olsztyński sąd założył księgę wieczystą, opierając się na przedwojennych zapisach gruntowych. Wkrótce potem spadkobiercy sprzedali dom pewnej firmie za 150 tys. zł (drugą połowę tego bliźniaka sprzedano za 700 tys.). Firma doprowadziła do usunięcia lokatorów, którzy dostali tymczasowe lokale od władz miasta.
Skarb Państwa reprezentowany przez prezydenta Olsztyna założył sprawę o usunięcie niezgodności księgi z rzeczywistym stanem prawnym i o wpisanie do niej Skarbu Państwa. W 2009 r. sądy w Olsztynie obu instancji oddaliły powództwo. Uznały, że małżonkowie Reinsch nie utracili skutecznie obywatelstwa polskiego; pozwana firma stała się właścicielem domu wskutek umowy jego sprzedaży z uprawnionymi właścicielami, a zapis hipoteki o tym chroni tzw. rękojmia ksiąg wieczystych.
Kasację do SN złożyła Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, domagając się zwrotu sprawy do sądów w Olsztynie. Jak mówiła w SN Maria Twaróg z Prokuratorii, spadkobiercy nie byli "uprawnionymi właścicielami", bo ich rodzice skutecznie utracili obywatelstwo polskie i majątek, a firma nie działała w tzw. dobrej wierze, wobec czego nie obowiązuje zasada rękojmi - co jest podstawą unieważnienia sprzedaży.
Kasacja zarzucała sądom w Olsztynie m.in., że odmówiły uwzględnienia decyzji wojewody warmińsko-mazurskiego, który w 2009 r. stwierdził utratę obywatelstwa polskiego przez małżeństwo Reinsch. W kasacji twierdzono też, że sądy nie wyjaśniły kwestii dobrej czy złej wiary firmy, bo powinna ona była wiedzieć lub też łatwo ustalić, że stan prawny nieruchomości i jej cena budzą kontrowersje. "Spadkobiercy zaniżyli wartość domu, bo nie byli pewni swego stanu posiadania" - powiedziała PAP Twaróg. Dodała, że olsztyńskie sądy oddaliły m.in. wniosek strony powodowej, by rzeczoznawca wycenił wartość tego domu.
Trzyosobowy skład SN uznał, że olsztyńskie sądy naruszyły w całej sprawie przepisy prawa. Jak mówił sędzia Wojciech Katner w uzasadnieniu wyroku, w przypadku małżeństwa Reinsch spełniono przesłanki prawa PRL o utracie obywatelstwa i majątku przez osoby wyjeżdżające na stałe do Niemiec i przyjmujące tam obywatelstwo. Sędzia podkreślił, że następowało to z mocy prawa i nie była do tego potrzebna uchwała Rady Państwa PRL wobec każdej z takich osób (jak uznały sądy), a ówczesne przepisy nie przewidywały podwójnego obywatelstwa. Dodał, że sądy są związane decyzją organu administracyjnego w kwestii utraty obywatelstwa, a sądy w Olsztynie to "zbagatelizowały".
- Ta nieruchomość nie mogła zatem wejść w skład spadku, a spadkobiercy nie mogli nią rozporządzać, wobec czego nabycie tej nieruchomości nastąpiło od osób nieuprawnionych - oświadczył sędzia Katner. Dodał, że sądy nie oceniły, czy nabywca działał w dobrej wierze, co ma być naprawione w ponownym procesie. Według SN nabywca mógł łatwo dowiedzieć się o stanie prawnym nieruchomości oraz ocenić proponowaną cenę.
Po wyroku reprezentantka Prokuratorii i mec. Obara (który występował w tej sprawie przed olsztyńskimi sądami) nie kryli satysfakcji. Podkreślali, że ustalenia SN co do warunków utraty obywatelstwa polskiego przez "późnych przesiedleńców" będa miały znaczenie dla innych tego typu spraw na dawnej Warmii i Mazurach (kilkadziesiąt takich spraw jest prowadzonych w tamtejszych gminach).
Liczebność tzw. późnych przesiedleńców szacuje się na ok. 400-600 tys. Byli to najczęściej Polacy zamieszkujący tereny pod władzą Niemiec, którzy po 1945 r. dostawali polskie obywatelstwo, dzięki czemu mogli zachować swój majątek. Wobec dyskryminującej polityki władz PRL i postawy części społeczeństwa, uważającej ich za "Niemców", rezygnowali oni potem ze swej polskości i wyjeżdżali do Niemiec. Warunkiem wyjazdu była rezygnacja z polskiego obywatelstwa i utrata nieruchomości. Wielu z nich otrzymało potem w Niemczech tzw. świadczenia wyrównawcze za swój majątek. Dziś oni lub ich spadkobiercy dochodzą praw do dawnej własności przed polskimi sądami - często skutecznie wobec zaniedbań władz PRL ws. wpisów do hipotek.
Najgłośniejszym takim przypadkiem była sprawa Agnes Trawny - córki polskiego autochtona, mieszkającej na Mazurach do połowy lat 70. - która odzyskała swój dom mocą decyzji polskich sądów (rodziny mieszkające w jej domu w Nartach mają się wyprowadzić). Gdy w 2007 r. SN potwierdził wyrok w sprawie Trawny, ówczesny premier Jarosław Kaczyński oświadczył, że w sprawach poniemieckiej własności sądy powinny kierować się "polską racją stanu i interesem narodowym". I prezes SN Lech Gardocki określił te słowa jako "nawoływanie do łamania prawa". "Wynik sporu sądowego nie może zależeć od narodowości lub obywatelstwa stron procesu" - oświadczył.(PAP)