Sytuacja, że przed Wysokim Sądem staje strona bez profesjonalnego pełnomocnika jest w naszym kraju znacznie częstsza niż gdzie indziej - pisze Sałajewski. Prawo przewiduje, że w takich przypadkach sąd ma obowiązek tę osobę pouczać, jakie prawa w procesie jej przysługują, kiedy winna coś zrobić na przykład odwołać się, czy choćby, kiedy. Jednak, jak zauważa autor, ze skutkami takich pouczeń różnie jednak bywa. Sąd posługuje się formułami, które nie są zupełnie zrozumiałe dla podsądnych, mimo że mówią tym samym językiem ojczystym. - Cóż, więc z tego, że osoba na sali sądowej otrzymała komunikat od sędziego, skoro nawet tego komunikatu nie zrozumiała. Czy z niewiedzy, czy z targających nią emocji, czy po prostu z niezrozumienia specyficznego języka prawniczego. Czy zatem cel, jakim jest pouczenie osoby stającej przed sądem, aby w pełni mogła korzystać z przysługującego jej prawa, został osiągnięty ? . Nie, cel nie został osiągnięty. Sąd pouczył w prawdzie podsądnego, ale skąd podsądny miał wiedzieć, że termin na apelację czy zażalenie biegnie od dnia ogłoszenia orzeczenia, chyba, że zwróciłby się o uzasadnienie, a wtedy termin biegnie od otrzymania takowego. Nie wiedział tego, bo poprostu nie zrozumiał - czyatmy w felietonie opublikowanym w "Dzienniku Gazeta Prawna".
Jego autor podaje też przykład podpisywanie umów z bankami, operatorami telekomunikacyjnymi czy innymi usługodawcami powoduje kłopoty. - Większość nie rozumie zapisów umów, które podpisuje i tym samym godzi się na ich konsekwencje składając podpis. Ileż to razy słyszeliśmy skargi zrozpaczonych ludzi, którzy twierdzą, że zostali zmanipulowani przy składaniu oświadczeń woli. Jak to zmienić! Znamy powiedzenie lepiej późno niż wcale. Ja twierdzę, że "lepiej wcześniej niż później", a ostatecznie lepiej późno niż wcale... zacząć edukować, aby inne znane powiedzenie "mądry Polak po szkodzie" stało się tylko wspomnieniem - pisze Dariusz Sałajewski.