Prokuratura Okręgowa w Warszawie w czerwcu trzeci raz umorzyła to śledztwo. W środę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa nakazał prowadzić je dalej. "Decyzja o umorzeniu była przedwczesna, bo zaniechano podjęcia ustaleń, pozwalających dopiero ocenić ujawnione czynności" - mówiła w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Wioletta Bąkowska-Ładna.
Więcej: Jest śledztwo w sprawie pomówienia Sikorskiego w internecie>>>

W ocenie sądu zasadne jest ustalenie konkretnego komputera, który wykorzystano do dokonania wpisu, zabezpieczenie go i zbadanie, jakie czynności wykonano na nim bezpośrednio przed dokonaniem wpisu i po jego zamieszczeniu, tak aby ustalić, czy te czynności dają możliwość identyfikacji wykonawców i czy wszystkich tych czynności dokonała jedna osoba.

Zdaniem sędzi może się to okazać "trudne lub wręcz niemożliwe", a urządzenia mogą być pozbawione nośników pamięci wykorzystywanych w tamtym czasie. Podkreśliła, że zdaje sobie sprawę ze znacznych kosztów i ogromnej pracy potrzebnej do wykonania tych czynności.

"Jednakże obowiązujące przepisy procedury karnej nie uprawniają kogokolwiek od odstąpienia od czynności dowodowych zmierzających do ustalenia sprawcy z tej przyczyny, że są one trudne, kosztowne, pracochłonne i długotrwałe" - mówiła w uzasadnieniu sędzia.

W ocenie sądu potrzebne jest też ustalenie wykładni ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Sąd chce też, by biegły informatyk sprawdził serwery wydawcy "Faktu" i to, czy prowadził on system moderacji forum internetowego. Jeśli tak, to biegły powinien ustalić, jaka liczba komentarzy została usunięta spod artykułów o Sikorskim i ile wpisów generalnie usunięto w ramach systemów moderacji.

Występująca w imieniu Sikorskiego mec. Katarzyna Leder Salgueiro powiedziała, że jest zadowolona z orzeczenia sądu, które obliguje prokuraturę do zajęcia się sprawą po raz czwarty. "To kolejny etap wojny ministra Sikorskiego z hejterstwem i wulgaryzmami w sieci" - powiedziała mecenas. "Mamy nadzieję, że przyniesie ono dla nas sukces w postaci wniesienia aktu oskarżenia do sądu" - dodała.

Zaznaczyła, że co prawda przedawniły się już zarzuty wobec autorów wpisów, ale może sprawa ta pozwoli uregulować zasady obowiązujące właścicieli forów internetowych, na których takie wpisy się pojawiają.

"Nam nie chodzi o znalezienie sprawców poszczególnych wpisów, między innymi dlatego, że w wyniku zaniechań organu prokuratorskiego te czyny są już przedawnione. Natomiast walczymy o to, by odpowiedzialność za zamieszczanie komentarzy ponosili wydawcy tych mediów, które publikują dane forum" - podkreśliła adwokat.

"To nie tylko kwestia postępowania dowodowego, ale też wykładni prawa. W naszej ocenie prokuratura, wydając uchyloną w środę decyzję, nie sprostała tej wykładni" - podkreśliła. "Należy mieć też na względzie wyroki Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka, bo problem hejterstwa nie jest tylko problemem Polski, ale całej Unii Europejskiej" - mówiła.

O przestępstwie szerzenia nienawiści na tle narodowościowym Sikorski zawiadomił prokuraturę w 2011 r.; wytoczył też kilku mediom procesy cywilne za takie wpisy na ich forach. Złożył w prokuraturze wydruki z sieci, np.: "Hitler zaczął, my skończymy. Do pieca, smażyć się, żyduchy, do pieca"; "Mam złość na Adolfa H., że nie skończył gazowania rzydostwa" (tak w oryginale - PAP). Przytaczał też podobne wpisy o sobie i swych bliskich.

Po zawiadomieniu prokuratura wszczęła śledztwo o zniesławienie ministra, ustaliła adresy komputerów, z których dokonywano wpisów, ale w 2012 r. umorzyła je, wskazując, że Sikorski może ścigać te osoby z oskarżenia prywatnego. Minister złożył zażalenie na tę decyzję, a sąd w 2013 r. nakazał wznowić śledztwo. Rozszerzono je na publiczne znieważanie innych osób z powodów narodowościowych lub rasowych i publiczne propagowanie faszyzmu albo nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych.

Prokuratura przesłuchała kilkadziesiąt osób, ale nie mogła dowieść, że to właśnie one były autorami wpisów - tłumaczyły, że z komputerów korzystały też inne osoby. Dlatego śledztwo umorzono w listopadzie 2013 r., ale decyzję krytycznie oceniła Prokuratura Generalna i w marcu 2014 r. wznowiono je.

W ponownym śledztwie jedna osoba początkowo dostała zarzut zniesławienia ministra, ale potem wątek umorzono z braku danych wystarczająco uzasadniających podejrzenie przestępstwa. Z powodu niewykrycia sprawców umorzono też śledztwo w sprawie nawoływania do waśni narodowościowych, znieważania z racji przynależności narodowej i propagowania totalitarnego ustroju państwa.

Prokurator Izabela Szumowska powiedziała po orzeczeniu, że prokuratura wykona decyzję i te czynności, które wskazał sąd zostaną wykonane, choć - podobnie jak wskazał sąd w uzasadnieniu - prawdopodobnie technicznie jest to już niewykonalne.

Zaznaczyła, że nie wie, kto będzie dalej prowadził śledztwo, ponieważ w jej sprawie toczy się postępowanie wyjaśniające dotyczące treści sporządzonego przez nią ostatniego uzasadnienia umorzenia śledztwa. "Postępowanie wyjaśniające jest w toku. Z całą pewnością spowoduje ono, że nie ja będę prowadziła to postępowanie w dalszej części" - mówiła.

W uzasadnieniu umorzenia prok. Szumowska napisała m.in., że skoro Sikorski w prywatnych rozmowach używa wulgaryzmów, to musi się liczyć z "eskalacjami emocjonalnymi wyrażanymi w komentarzach". Po ujawnieniu w mediach argumentów tego uzasadnienia prokurator generalny Andrzej Seremet wniósł o postępowanie dyscyplinarne wobec prokurator.

W 2011 r. wydawcy "Faktu" oraz "Pulsu Biznesu" przeprosili Sikorskiego za wpisy. Sikorski uznał to jednak za niewystarczające i w trybie cywilnym poszedł do sądu. W 2012 r. ugodę z Sikorskim zawarł wydawca "Wprost", a w 2013 r. - portal "Pulsu Biznesu". Trwa proces przeciw wydawcy "Faktu".(PAP)

ago/ abr/ mow/