Dziesięć lat temu, w czerwcu 1999 roku Tomczak został zatrzymany w nocy przez policjantów, którzy zauważyli, że jego samochód jedzie "pod prąd" jednokierunkową ulicą w Ostrowie Wlkp. Według oskarżenia, miało wtedy dojść do znieważenia funkcjonariuszy. Europoseł przyznaje się do złamania przepisów o ruchu drogowym, ale zapewnia, że nikogo nie znieważył. Tomczak, z zawodu lekarz medycyny, wszedł w 2004 r. do Parlamentu Europejskiego z okręgu kalisko-leszczyńskiego. Wcześniej był posłem z tego okręgu, z ramienia Porozumienia Polskiego, a później z LPR. Od 2005 r. należy do frakcji "Niepodległość i Demokracja". W ostatnich wyborach do PE startował jako "jedynka" z wielkopolskiej listy Prawicy Rzeczpospolitej. Jego partia nie uzyskała żadnego mandatu.

Rozpoczęcie procesu europosła stało się możliwe po odebraniu mu ponad rok temu przez Parlament Europejski immunitetu. Jdnak to nie posłowanie oskarżonego do Strasburga i Brukseli utrudniało sądowi doprowadzenie procesu do końca. Mimo tego utrudnienia, do tej pory odbyło się ponad 30 rozpraw w tej sprawie. Większość z nich sąd odraczał z powodu nieobecności oskarżonego i świadków obrony.

Cytowany przez PAP obrońca Tomczaka adwokat Janusz Wojciechowski powiedział dziennikarzom, że w tej sprawie nie może być już niespodzianki, bo prawo bezwzględnie uznaje instytucję przedawnienia i nie można sądzić osoby, której czyn uległ przedawnieniu. A sprawa jego klienta przedawnia się 27 czerwca. Czyżby sąd o tym nie wiedział? A może nie miał wiary w to, że można w tej sprawie wydać jakiś wyrok i dla świętego spokoju po prostu odpuścił. Czym jeszcze zaskoczy nas sądownictwo? Czekamy na kolejne rekordy.