Proces śląskiej mafii paliwowej znów nie ruszył, ponieważ główny oskarżony przyszedł na rozprawę pijany.  Katowicki sąd wymierzył mu karę siedmiu dni aresztu. Z kolei w Białymstoku nie może zakończyć się proces przeciwko grupie osób oskarżonych o propagowanie faszyzmu, ponieważ ważni dla wyjaśnienia okoliczności przestępstwa świadkowie - matka i syn - po raz kolejny bez usprawiedliwienia nie stawili się na rozprawie. Zapłacą po siedem tysięcy złotych kary, ale czy na pewno strawią się na następnej rozprawie, skoro ich wcześniejsza absencja na tym procesie miała charakter notoryczny?

Taka obstrukcja procesowa, polegająca na przysyłaniu prawdziwych czy fałszywych zwolnień lekarskich, albo po prostu nieprzychodzeniu na rozprawy, to dość masowa patologia polskiego wymiaru sprawiedliwości. Swoją drogą ciekawe, czy są w resorcie sprawiedliwości jakieś statystyki pokazujące ile "procesodni", czy ile godzin pracy sędziów, protokolantów, prokuratorów, biegłych itd., marnuje się z tego powodu. Dotychczasowe obserwacje tego zjawiska pokazywały, że wymiar sprawiedliwości niezbyt dobrze sobie z tym radzi. Najlepszym dowodem jest to, że gdy sąd w końcu kogoś ukarze za lekceważenie sądu i innych uczestników procesu, to informacja o tym trafia do serwisów agencji informacyjnych.

Informacje te jednak pokazują być może pozytywny trend. Także to, że sądy przestają pobłażać również adwokatom utrudniającym prowadzenie procesów. Tak chyba było w przypadku wspomnianego procesu mafii paliwowej w Katowicach, gdzie po 5 tys. zł kary mają zapłacić obrońcy jednego z oskarżonych, którzy po raz kolejny nie przyszli do sądu. Ponieważ ich klient nie zgodził się na prowadzenie rozprawy bez adwokata, proces już po raz czwarty nie mógł się rozpocząć. Kolejną próbę rozpoczęcia procesu sąd podejmie za tydzień. Główny oskarżony doprowadzony ma być na rozprawę przez policjantów, a czy kara nałożona na obrońców sprawi na nich wrażenie, nie wiadomo.