W dobie pandemii zdalna rozprawa w Sądzie Najwyższym wygląda tak, że dziennikarze i widownia z wejściówkami siedzą na sali F., a sędziowie obok na sali D lub innej. Publiczność ma włączona wizję na monitorze oraz dźwięk. Widzimy sąd i pełnomocników w swoich kancelariach, ale sąd nie widzi nas. Żeby rozprawę zobaczyć trzeba przyjechać do sądu. Jednak pełnomocnicy korzystają z jakiś linków i nie muszą ruszać się ze swoich siedzib.
Co do dźwięku, to nie bywa tak różowo. Jeśli sąd włączy mikrofon to mamy głos i pogłos. Obsługa techniczna sądu nie przejmuje się, że słychać co drugie słowo. Publiczność próbuje dawać znaki sędziom, ale jest dla nich niewidoczna.
Gorsza sytuacja też się zdarza, a zdarzyła się 12 kwietnia w kluczowej sprawie - uchwały pełnej Izby kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w kwestii ważności uchwały trzech Izb SN z 23 stycznia 2020 r.
Czytaj: Izba Kontroli Nadzwyczajnej: Uchwała trzech izb SN nie ma skutków prawnych>>
Odsłuchaliśmy sprawozdania, stanowiska prokuratora, strony skarżącej, ale gdy doszło do odczytania uchwały - widzieliśmy poruszające się usta pani przewodniczącej sędzi Joanny Lemańskiej. Publiczność z sali F wstała z miejsc poruszona obrazem. Wszystkie mikrofony na sali rozpraw były wyłączone przez 10 kluczowych minut!
A do tego kamera nie ujęła całego składu sądu, nie było wiadomo kogo brakuje z 16 sędziów (a brakowało trzech), co w tej sprawie miało znaczenie nie tylko statystyczne. Można było siedzieć w domu, bezpiecznie od pandemii i czekać na komunikat, niż oglądać niemy film.