Odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszny areszt, złamanie kariery w policji i krzywdy moralne domaga się Władysław Szczeklik, były komendant policji w Białej Podlaskiej, uniewinniony po siedmiu latach procesu z bezpodstawnego zarzutu łapówkarstwa i kontaktów z przestępcami.

Został zatrzymany w grudniu 2001 r. po tym jak dwóch pracowników lubelskiego lombardu zeznało, że przyjmował on od nich łapówki o łącznej wartości ok. 9 tys. zł. W 2002 r. został oskarżony przez Prokuraturę Okręgową w Lublinie. Był tymczasowo aresztowany, w więzieniu spędził prawie pięć miesięcy, został także zawieszony w wykonywanych funkcjach tracąc przy tym połowę uposażenia.

W październiku 2007 r. Sąd Rejonowy w Lublinie go uniewinnił, wskazując na niewiarygodność zeznań pracownika lombardu, powołując się na liczne w nich sprzeczności. Prokurator zaskarżył ten wyrok i domagał się ponownego procesu, podtrzymując oskarżenie. Po kilku miesiącach Sąd Okręgowy w Lublinie utrzymał w mocy uniewinniający

Media pisały o sprawie wielokrotnie, także o tym, że fałszywe oskarżenie komendanta, podtrzymywane przez prokuraturę także przed sądem, zahamowało karierę zawodową Szczeklika - a kandydował on wtedy na stanowisko Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie. Wyrok uniewinniający pozwalał teoretycznie Szczeklikowi powrócić po siedmiu latach do policji, na poprzednio zajmowane stanowisko. Jednak, jak się okazuje, zakończył on już karierę w tej instytucji. Twierdzi, że niesłuszne aresztowanie i siedmioletni proces tak nadszarpnął jego zdrowie, że musi się teraz poświęcać jego kurowaniu.

Szczeklik złożył w Sądzie Okręgowym w Lublinie wniosek o odszkodowanie i zadośćuczynienie. Wydaje się, że powinien je otrzymać i to niemałe. Nie był niczemu winny, a państwo rękoma swoich funkcjonariuszy zastosowało wobec niego tak rozległą gamę represji, ze skutkami, których w żaden sposób nie da się zbagatelizować.

Kto tu zawinił? Sąd, który uniewinnił Szczeklika, odpowiedzialnością za jego cierpienia obarczył prokuratorów, którzy uparli się, by go oskarżyć i doprowadzić do skazania, nie cofając się przy tym nawet przed naciąganiem dowodów. Rzeczywiście prokuratorzy szli tu w zaparte. Ale listy winnych nie należy ograniczać tylko do nich. A co zrobili w tej sprawie sędziowie, którzy na kolejnych etapach zajmowali się nią. Czy musieli akceptować wniosek o areszt tymczasowy i potem o jego przedłużenie, gdy przedstawiane dowody były tak słabe? A może nie zapoznali się z nimi jak należy? W końcu to nie oni szli do aresztu. Gdzie wreszcie byli przełożeni tych sędziów? Dlaczego nie interweniowali? W końcu nie chodziło o jakiegoś drobnego złodziejaszka, tylko o policjanta z dużym dorobkiem, osobę znaczącą w regionie. Czy wszyscy oni zrobili co trzeba, czy działali według standardów właściwych dla państwa prawa? To chyba nie jedyna sprawa, wobec której polscy prokuratorzy i sędziowie powinni zrobić solidny rachunek sumienia.