Jak na taki dorobek naukowy, jest człowiekiem młodym. W wieku zaledwie 42 lat uzyskał tytuł profesora uniwersyteckiego, a dwa lata później zwyczajnego w trudnej dziedzinie, jaką jest prawo cywilne. Sam przyznaje, że jego kariera naukowa, ze względu na wiek i jej efekty, od początku budziła co najmniej lekkie kontrowersje. Jednak jego prace broniły się same. Tak było w czasie obrony pracy doktorskiej oraz gdy bronił habilitację – za pierwszą otrzymał wyróżnienie w konkursie „Państwa i Prawa” na najlepsze rozprawy doktorskie, za drugą zaś Nagrodę Ministra Edukacji Narodowej. Profesor jest znany przede wszystkim z licznych komentarzy i wypowiedzi w mediach, dotyczących prawa handlowego, prawa spółek handlowych. Nie ma w tym niczego dziwnego. Andrzej Kidyba jest bowiem współtwórcą obowiązującego prawa. To m.in. spod jego ręki wyszedł projekt zmian do ustawy Kodeks spółek handlowych (2002 r.), był też współautorem ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (2003 r.). Recenzował w Sejmie Kodeks spółek handlowych. Jest doradcą i opiniującym dla największych polskich spółek i instytucji. Uczestniczy w pracach różnych komisji sejmowych, m.in. jest ekspertem Komisji ds. zmian w Kodeksie spółek handlowych i Komisji Nadzwyczajnej ds. Zmian w Kodyfi kacjach, a także wielu innych komisji, rad i komitetów zrzeszających prawników i animatorów życia gospodarczego zarówno na poziomie międzynarodowym, jak i lokalnym. Jak podkreśla, w tych pracach może pozwolić sobie na komfort bycia całkowicie obiektywnym. – Nigdy nie należałem do żadnego ugrupowania, nie jestem kojarzony z żadną opcją polityczną – mówi z naciskiem – dzięki temu uniknąłem wielu ataków, które z pewnością, tu w Lublinie skończyłyby się dla mnie rezygnacją z wielu ważnych funkcji i aktywności.

Prezes i organizator

Tą najważniejszą funkcją jest kierowanie Lubelską Fundacją Rozwoju. Profesor Kidyba jest jej prezesem już od 1991 r. – To był przypadek. Kiedy powstawała fundacja, miałem w niej pracować jako osoba odpowiedzialna za sprawy prawne. Byłem wówczas adiunktem na UMCS i radcą prawnym. Okazało się jednak, że można powalczyć o fotel prezesa, więc wystartowałem w konkursie. Kiedy dotarło do mnie, że wygrałem, byłem przerażony. Z jednej strony chciałem nim zostać, miałem wiedzę teoretyczną, z drugiej – nie byłem przygotowany do tej roli, nie miałem żadnej praktyki. Z perspektywy minionych 18 lat mogę śmiało stwierdzić, że było warto – dzięki działalności fundacji ściągnęliśmy setki milionów złotych dla regionu, pomagaliśmy tysiącom przedsiębiorców – podkreśla. Dodaje, że tak długi okres prezesury pozwolił mu realizować strategiczne cele fundacji. A więc te, które w czasie jednej kadencji są niemożliwe do wykonania. – Te strategiczne cele są zazwyczaj wypychane przez bieżące sprawy – podkreśla. – To godne pozazdroszczenia, 18 lat prezesury. Czy nie próbowano Pana wygryźć? – pytam. – Jak to nie? W Polsce sukces zawsze rodził złe emocje. Mimo że minęło 20 lat od transformacji ustrojowej, pod tym względem nic się nie zmieniło. Zamiast starać się dorównywać najlepszym, my wciąż ściągamy ich na ziemię. To taka nasza cecha narodowa, a odpowiadając na pytanie: były takie próby. Podejmowano je wielokrotnie. Były one jednak nieskuteczne – wyjaśnia. – Może dlatego, że wielokrotne kontrole nie wykazały żadnych uchybień w działalności LFR – dodaje z satysfakcją (...)

Bogdan Bugdalski
(Więcej w najnowszym numerze miesięcznika KANCELARIA)