Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna". w komisach, pubach, przejściach podziemnych, sklepach monopolowych, agencjach towarzyskich, a nawet warzywniakach i punktach ksero – wszędzie tam można spróbować szczęścia i zagrać na automatach o niskich wygranych. Można, choć teoretycznie powinny być już dostępne tylko w kasynach. To właśnie o te maszyny, nazywane jednorękimi bandytami, w 2009 r. wybuchła afera hazardowa. Przed nią licencje na automaty wydawano bez zmrużenia oka w takim tempie, że w szczytowym momencie działało ich ponad 53 tys.
Czytaj: Sejm uchwalił ustawe hazardową>>>
Pomysłem na ich zwalczenie nie była jednorazowa delegalizacja, tylko wstrzymanie wydawania nowych koncesji i czekanie, aż wygasną te stare. I tak z roku na rok maszyn miało być coraz mniej. Oficjalnie to zadziałało, bo pod koniec ubiegłego roku ich liczba spadła do 6 tys. Teraz nie powinno być ich już ogóle, bo właśnie wygasło osiem ostatnich koncesji wydanych w 2009 r. na dwa miesiące przed wejściem nowej ustawy w życie. – Po tej dacie we wszystkich przypadkach urządzanie gier na automatach o niskich wygranych poza kasynem gry będzie nielegalne – potwierdziło zapytane przez nas Ministerstwo Finansów.
Tyle teorii, bo w praktyce automatów nie brakuje. – Rynek nieoficjalnie mówi o 80 tys., być może nawet 100 tys. maszyn wciąż działających w całym kraju – przyznaje Stanisław Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. – Większość z nich to niestety klasyczna szara strefa. Są poupychane po różnych dziwnych miejscach, bez kontroli, bez nadzoru, bez płacenia najmniejszych nawet podatków. Owszem, celnicy je ścigają, ale niespecjalnie są sobie z nimi w stanie dać radę – dodaje. Więcej>>>
Państwo przegrało wojnę o hazardowe automaty
Tylko do 29 października 2015 r. mogły działać w Polsce na podstawie koncesji jednorękie automaty poza kasynami. Taki był plan, gdy sześć lat temu wchodziła w życie nowa ustawa hazardowa. Nie tylko nie zniknęły, jest ich jeszcze więcej.