Sejm we wtorek przyjął legislacyjne poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Tym samym trafiła ona do podpisu prezydenta.
Więcej: 
Prezydent może podpisać zmienione prawo antymonopolowe>>>

Nowe prawo przewiduje m.in., że UOKiK będzie mógł ostrzegać konsumentów przed reklamami, które narażają ich na straty. Wprowadza też osobistą odpowiedzialność członków zarządów za udział firm w kartelach. Maksymalna kara pieniężna dla osób fizycznych miałaby wynosić 2 mln zł. Prawo do nakładania na "osobę zarządzającą" kary za dopuszczenie do naruszenia przez firmę zasad konkurencji miałby prezes UOKiK.

"Zdecydowanie jestem za tym, żeby walczyć z tymi, którzy psują rynek. To nie tylko ci, którzy tworzą kartele, ale też ci, którzy dopuszczają się różnych innych form oszustw. Na rynku jest tego cała masa. Więc mam nadzieję, że to jest początek pewnej krucjaty na rzecz odpowiedzialnego, etycznego biznesu i w tym sensie jestem jak najbardziej za" - tak nowe prawo skomentował dla PAP prof. Bolesław Rok z Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert ds. etyki biznesu.

"Pytanie, czy te instrumenty będą skuteczne, czy uda się je wdrożyć" - zastrzegł.

Według niego oczywiste jest, że UOKiK, który ma za zadanie ochronę konsumentów, działa w kierunku, jaki wyznacza nowa ustawa. "Także dla rynku, dla zdecydowanej większości firm lepiej jest, gdy zmów kartelowych nie będzie" - dodał.

Nawiązując do zapowiedzi szefa UOKiK Adama Jassera dot. wypracowania przez Urząd wytycznych dot. stosowania takich kar, ekspert ocenił, że powinny one być ustalone wspólnie z przedsiębiorcami.

Prof. Rok odniósł się też do postulatu Jassera, by w związku z nowym prawem firmy poprawiły swoje kodeksy etyczne.

Jak powiedział, takie kodeksy oznaczają samoograniczenie przedsiębiorstw. "W tym mechanizmie najlepsi wyznaczają standardy, do których inni się potem dostosowują" - mówił.

"Teraz panuje szalona moda na tworzenie kodeksów etycznych, jednak chodzi o to, by były one realnie stosowane, a nie służyły wyłącznie za listek figowy. Nie chodzi o to, by wpisywać wspaniałe deklaracje, a potem nie wprowadzać ich w życie" - wskazał prof. Rok.

Według niego teraz często jest tak, że takie kodeksy są przyjmowane, ale nikt ich w zasadzie nie czyta, nie opiniuje, nie monitoruje ich wdrażania. Zasugerował nawet, by kodeksy postępowania były opiniowane przez UOKiK.

"Jeżeli firmy będą się samoograniczać - pod okiem klientów i UOKiK - jeżeli do tego UOKiK opublikuje sensowne i czytelne kryteria postępowania, to wtedy będzie to miało sens i będzie oznaczało wyraźny postęp. Jednak dużo jest jeszcze pracy do wykonania, by to wszystko się udało" - podsumował ekspert.

Do postulatu szefa UOKiK, by organizacje przedsiębiorców zaangażowały się w akcję edukacyjną w związku z wchodzeniem w życie nowych, bardziej restrykcyjnych regulacji, odniosła się natomiast ekspertka ds. odpowiedzialnego biznesu Irena Pichola z PWC. Jak powiedziała PAP, jest w tej kwestii "zdecydowaną optymistką".

"Trudno nie przyznać, że jest to słuszny kierunek działania. Poza tym często członkami tych organizacji są firmy międzynarodowe, dla których takie regulacje są absolutnym standardem i na pewno będą otwarte na dzielenie się swoimi doświadczeniami" - dodała.

Według Picholi polskie firmy mają w tym obszarze "trochę do nadrobienia - tak w sferze regulacji, jak i wdrażania najlepszych praktyk, ale także w zwyczajowym przyzwoleniu na niedozwolone niektóre niedozwolone działania".

Zwróciła jednak uwagę, że w ostatnich latach sytuacja pod tym względem bardzo zmienia się na korzyść. "Wiele praktyk, które były dozwolone, już przestały być dozwolone. Bardzo często w przedsiębiorstwach - dużych i małych - pojawia się potrzeba tworzenia wewnętrznych kodeksów etycznych, postępowania etc. Coraz więcej przedsiębiorstw podejmuje wysiłek wytłumaczenia i pokazania pracownikom, jak się poruszać w zgodzie ze standardami, czyli na co dzień uwzględniać je w swoich działaniach" - opisywała.

"Wydaje się, że w wyniku wdrażania tych regulacji, które dotyczą kadry zarządzającej, będzie ona żywo zainteresowana zagwarantowaniem, że niedozwolone praktyki nie będą stosowane i akceptowane na różnych poziomach organizacji. Inspiracja - do wprowadzania kodeksów etycznych i respektowania ustalonych zasad - będzie więc szła z góry" - oceniła.

Podobnie jak prof. Rok zaznaczyła, że kodeksy powinny być wprowadzane w taki sposób, "by nie były tylko powodem do omijania, ale konsekwentnego realizowania". "Powinny temu towarzyszyć edukacja, szkolenia, przedstawianie przykładów ryzykownych sytuacji" - mówiła.

Według niej wartością kodeksów, szczególnie tych dobrze wprowadzanych, jest tłumaczenie sytuacji dozwolonych i niedozwolonych, pokazywanie co można robić, a czego nie, co jest dobre, a co złe, przedstawianie przykładów dylematów, z którymi menedżerowie mogą się spotkać. Przy czym kadra zarządzająca powinna zostać wyposażona w narzędzia wdrażania kodeksów.

Oprócz kodeksów - według Picholi - ważnym narzędziem są warsztaty czy szkolenia, podczas których szczegółowo przedstawiane są potencjalne ryzykowne sytuacje, a menedżerowie mogą się dzielić swoim doświadczeniem i wątpliwościami.

Jak dodała, firmy umożliwiają też pracownikom konsultacje ws. zdarzeń niepożądanych. "W tym celu powołują rzeczników czy pełnomocników ds. etyki. Ich rola na przestrzeni lat się zmieniła - zamiast rozpatrywać zgłoszenia, częściej udzielają porad czy konsultacji, dzielą się doświadczeniami, inspirują" - tłumaczyła.

Kolejnym trendem - wskazała Pichola - jednak dopiero raczkującym - jest wymaganie respektowania standardów, zatem i obejmowanie kodeksami etycznymi także od dostawców czy podwykonawców. Jak tłumaczyła, wynika to z tego, że ryzyka dla firmy wiążą się nie tylko z zachowaniami pracowników, ale także ludzi z organizacji powiązanych, którzy mogą naruszać zasady bezpieczeństwa czy etyki, co w efekcie szkodzi także reputacji inwestorów. (PAP)