Sprawa dotyczyła masowego tłumaczenia dokumentów rejestracyjnych samochodów sprowadzanych z zagranicy przez wynajęte osoby bez uprawnień tłumacza przysięgłego i poświadczania nieprawdy oraz fałszowania dokumentów.
Główni oskarżeni Jan S. i jego matka Ewa S., którym zarzucono założenie grupy przestępczej i kierowanie nią, a także przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów i karnoskarbowe, zostali skazani na następujące kary: Jan S. - 5 lat pozbawienia wolności i 400 tys. zł grzywny, Ewa S. - na 3 lata więzienia i 320 tys. zł grzywny.
Dodatkowo Jan S. był oskarżony o posiadanie dwóch filmów pornograficznych z udziałem dzieci oraz 19 filmów zawierających treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy, które rozpowszechniał. W śledztwie Jan S. nie przyznał się do zarzuconych mu przestępstw i odmówił złożenia wyjaśnień.
Pozostali oskarżeni, wśród których byli zarówno tłumacze przysięgli, firmujący przetłumaczone dokumenty, jak i osoby bez uprawnień dokonujące tłumaczeń, zostali skazani na kary od półtora roku do trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu na różne okresy próby, wynoszące od roku do trzech lat.
Sąd zarządził także przepadek korzyści majątkowych uzyskanych z przestępstwa i zastosował zakazy wykonywania zawodu tłumacza przysięgłego lub prowadzenia działalności polegającej na tłumaczeniu.
Ze względu na ogrom zarzutów wyrok liczył blisko 1,7 tys. stron i początkowo sąd zapowiadał, że jego ogłaszanie łącznie z uzasadnieniem może przeciągnąć się na dwa albo trzy dni. Ostatecznie jednak wyrok udało się ogłosić w całości pierwszego dnia.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto po zawiadomieniu prokuratury w sierpniu 2007 r. przez Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa fałszowania dokumentów oraz poświadczania nieprawdy w dokumentach wydawanych przez przysięgłego tłumacza języka niemieckiego Ewę S., prowadzącą biuro tłumaczeń "Symultanka" w Krakowie.
Według prokuratury, grupa działała od kwietnia 2005 do czerwca 2008 r. Założyli ją i kierowali nią Jan S. i Ewa S., a Michał G. i Paweł M. im w tym pomagali.
Jak ustaliła prokuratura, prowadzone przez tłumacza przysięgłego języka niemieckiego Ewę S. biuro tłumaczeń "Symultanka” od 2005 r. do czerwca 2008 r. zajmowało się głównie tłumaczeniem z języka niemieckiego na polski dokumentów rejestracyjnych samochodów sprowadzanych z zagranicy.
Dla biura pracowały osoby, które nie były tłumaczami, tzw. pisacze. Tłumaczenia wykonywano na podstawie kopii - faksu lub skanu, a nie oryginalnych dokumentów, jak tego wymaga prawo. Były one potem drukowane na kartkach in blanco zawierających pieczęcie tłumacza przysięgłego i podrobione podpisy tłumacza. Praca odbywała się na zmiany w dni i noce. Najwięcej tłumaczeń było z języka niemieckiego, włoskiego, a potem z angielskiego, niderlandzkiego i francuskiego.
W 2007 r. biuro zaczęło się intensywnie rozwijać, jego oddziały powstały w 35 miastach w Polsce, m.in. w Krakowie, Gliwicach, Wrocławiu, Rzeszowie, Łodzi, Gdańsku i Warszawie.
Oddziały te były tworzone w tych samych budynkach, w których miały siedziby Urzędy Celne (albo w ich bezpośrednim sąsiedztwie), co zapewniało stały dopływ klientów. Biuro pobierało opłaty za całość dokumentów składających się na komplet danego tłumaczenia, oferowało także jednodniowe terminy, było więc konkurencyjne.
Proces w tej sprawie trwał trzy lata, początkowo oskarżonych było 50 osób. W toku postępowania 11 z nich dobrowolnie poddało się karze. W dwóch innych procesach zapadły wyroki skazujące na kolejnych 16 osób.
Jak podawały media, oskarżony w tym procesie Jan S. był właścicielem sieci klubów typu go-go, których klienci skarżyli się na oszustwa. Po wszczęciu postępowań w kilku prokuraturach w Polsce kluby zmieniły nazwę. Krakowska prokuratura nadal prowadzi śledztwo w sprawie wyłudzenia pieniędzy w dwóch takich krakowskich klubach od 22 klientów w latach 2013-2016. W postępowaniu tym nikomu nie postawiono zarzutów.
Anna Pasek (PAP)