Nie trzeba tysiąca poszkodowanych (choć niektóre sprawy zbliżają się do tej liczby), by miliony wchodziły w rachubę. Oto system wynagradzania, jaki zastosowała kancelaria Kubas Kos Gaertner z Krakowa w sprawie 17 powodzian z Sandomierza i okolic przeciwko kilku instytucjom odpowiedzialnym za ochronę przeciwpowodziową (formalnie przeciwko Skarbowi Państwa). Każdy z uczestników uiścił ryczałtową opłatę w wysokości 1500 zł plus VAT (330 zł) i zobowiązał się do zapłaty 10 proc. wygranej. Jaka to może być kwota? – Żądania poszczególnych osób sięgają od 98 tys. do 1,6 mln zł, a wartość przedmiotu sporu, którą musieliśmy sądowi wskazać, wynosi 10,3 mln zł – powiedział „Rzeczpospolitej” mec. Dominik Gałkowski, który zajmuje się tą sprawą w kancelarii.
Kancelaria prawna Wierzbowski Eversheds, która przed kilkoma dniami złożyła w Łodzi pozew zbiorowy 776 klientów mBanku i MultiBanku (grupa BRE) domagających się ustalenia niższych kosztów kredytu hipotecznego we frankach, nie wymaga od klientów prowizyjnego wynagrodzenia. Ci musieli jednak uiścić kancelarii po 1 tys. zł (plus VAT) i 45 zł na opłaty. Pierwotnie opłaty miały być wyższe, ale duże zainteresowanie sprawą pozwoliło je obniżyć.
Pozwami zbiorowymi zajmują się też mniejsze kancelarie, ale na razie nieliczne. Adwokat Małgorzata Szczypińska-Kozioł, która złożyła taki pozew w imieniu 378 osób zarażonych przed laty złośliwą żółtaczką (przeciwko Ministerstwu Zdrowia), ma indywidualną kancelarię, ale do tej sprawy musiała zatrudnić dodatkowego pracownika. Ponieważ chodzi o osoby w trudnej sytuacji, na razie dopłaca do tego przedsięwzięcia i nie żądała wstępnego wynagrodzenia (trzeba było tylko zebrać 100 tys. zł na wpis sądowy). Nie chce zdradzać szczegółów, ale umówione wynagrodzenie mieści się w granicach tzw. taksy adwokackiej, którą sąd zasądza stronie wygrywającej.
Źródło: Rzeczpospolita