Brak notyfikacji to nie tylko ryzyko nałożenia kar przez Komisję Europejską, ale również spory sądowe z poszkodowanymi przez nową ustawę. Dodatkowo "...może zostać zawieszone obowiązywanie nowej ustawy - twierdzi resort gospodarki, powołując się na orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości". Oprócz artykułu "Wprost" zamieszcza także rozmowę z Vassilisem Akritidisem z kancelarii prawnej Hammonds. Twierdzi on m.in. "Zgodnie z wymogami obowiązującymi w UE rząd polski powinien uzyskać notyfikację projektu ustawy hazardowej, zanim przekazał go pod głosowanie do parlamentu krajowego. Tak się nie stało. Z naszych informacji wynika, że KE ten brak notyfikacji traktuje bardzo poważnie i wkrótce podejmie w tej sprawie kroki". "Jestem przekonany, iż w przypadku odpowiedzi odmownej ze strony rządu na żądanie zawieszenia ustawy hazardowej zostanie przeciwko Polsce wszczęte postępowanie przez ETS, co na pewno będzie miało swoje konsekwencje. Wobec zaistniałej sytuacji nie widzę innego rozwiązania jak tylko przywrócenie poprzedniej ustawy."
Ciesząc się z tego, że istnieje spora szansa na przynajmniej czasowe zawieszenie nowe ustawy warto pamiętać o jednym, ewentualne kary za hazardowego bubla zapłacimy my wszyscy, a odpowiedzialny za ustawę wiceminister Kapica zapewne nie poniesie żadnych konsekwencji. Hammonds kwestionuje także legalność zakazu organizowania gier w internecie. Powołuje się na inny wyrok ETS, który orzekł, że jeżeli jedno państwo członkowskie ogranicza swoim obywatelom dostęp do usług internetowych oferowanych przez drugie państwo, to jest to także ograniczenie swobody. Problem polega na tym, że wszystkie artykuły traktatu, na które powołuje się Hammonds, są wiążące, gdy nie są sprzeczne ze względami moralności, porządku publicznego, ochrony zdrowia itp. Premier Tusk, tłumacząc restrykcyjność ustawy hazardowej, mówił właśnie o potrzebie ochrony - przede wszystkim najmłodszych - przed zgubnymi skutkami hazardu.