Kiedyś mówiąc o prawie pozornym podawałam przykład słynnej ustawy o jakości z 1969 roku, a teraz mam przykład ustawy równościowej. Tę ustawę klecono na chybcika. To fakt, że została uchwalona całkiem niedawno, bo obowiązuje od początku 2011 roku. Ale co z tego, skoro nie będzie stosowana, gdyż zastosować jej po prostu się nie da - stwierdza prof. Łętowska.
Była rzecznik praw obywatelskich przypomina, że ta ustawa miała być implementacją niektórych przepisów kilku dyrektyw unijnych. Robiono to jednak naprędce, ponieważ upływały wyznaczone na to terminy. Aby więc ustrzec się przed nieuniknionymi sankcjami za brak działania, przepisano całe fragmenty, zrobiono kompilację z dwóch dyrektyw. - Rezultat jest taki, że tam, gdzie dyrektywa mówiła do ustawodawcy krajowego: zrób tak, żeby osiągnąć cel, to nasz ustawodawca tak nie zrobił, lecz przepisał z dyrektywy: coś trzeba robić tak, żeby osiągnąć cel. Tymczasem wskazać to w ustawie powinien właśnie ustawodawca krajowy; powinien określić, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć cel określony w dyrektywie - komentuje.
Zdaniem prof. Łętowskiej z całej ustawy nie wynika, co jest regułą, co wyjątkiem. Nie wiadomo także, w jakich zakresach stosuje się jej poszczególne przepisy, a w jakich się je wyłącza. Wszystko w ogóle jest niekoherentne.
- Podejmuję się obrony kilku kompletnie różnych poglądów, które da się wywieść z tego tekstu. A przecież nie o to chodzi! Tam są rzeczy bardzo niedobre także z innego punktu widzenia. Na przykład mówi się o sankcjach odszkodowawczych i odsyła do kodeksu cywilnego. Tyle że sankcja odszkodowawcza polega, jak sama nazwa wskazuje, na naprawieniu wyrządzonej szkody. Szkoda to uszczerbek materialny i utracony zysk. Natomiast to, o co tak naprawdę chodzi przy dyskryminacji (i co wynika z dyrektyw, które zostały źle zaimplementowane), jest „stosownym zadośćuczynieniem”,czyli przyznaniem pewnej kwoty ryczałtowej, tak jak przyznaje się zadośćuczynienie za ból albo krzywdę. Gdy używa się tego terminu, wówczas sąd wie, że on sam ma dokonać oceny sytuacji i stosownie do tej oceny wyznaczyć „odpowiednią” kwotę. Ale jeżeli ustawodawca odsyła do przepisów kodeksu cywilnego o „odszkodowaniu”, wówczas sąd tego nie zrobi – dojdzie do wniosku, że musi policzyć wszystko tak jak przy odszkodowaniu i jeszcze wymagać od poszkodowanego, aby to on udowodnił wysokość szkody - stwierdza prof. Ewa Łętowska. I dodaje, że ta ustawa jest zła. Stwarza pozór regulacji, jest przykładem loi spectacle, czyli ustawy spektaklu, na pokaz. - Rosjanie by na to powiedzieli: zakon pokazucha. Dlatego nie możemy liczyć na wytworzenie się standardu orzekania. Bez praktyki, bez sytuacyjnego doprecyzowania przez nią treści ustawy i wyjaśnienia nasuwających się wątpliwości – bez tego nie będzie standardu. Sensownej praktyki też nie będzie - podsumowuje sędzia TK w stanie spoczynku.

Opinia pochodzi z książki Ewy Łętowskiej i Krzysztofa Sobczaka pt. "Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Wolters Kluwer Polska. 

Czytaj także: RPO: ustawa równościowa nie chroni przed dyskryminacją